włosy na głowie. Goły do pasa stał tam z cegłówkami w rękach. Albo ze szpachlą i wiadrem.
Na tle maszyn budowlanych. Wkoło pięły się też mury i betonowe słupy. Wisiały na nich wstęgi i transparenty. 1000 PROCENT NORMY. 20 000 PROCENT NORMY. 25 0000
PROCENT NORMY.
Były także dwa zdjęcia mniejsze, z boku. Nieco starszemu panu Betonowi towarzyszyli na nich ładna pani z bardzo długimi włosami oraz chłopiec: kilkuletni, a potem kilkunastoletni. Wszyscy uśmiechali się szeroko.
*
Pan Jan z trudem znalazł dla Adasia dobre ubranie. Sweter został rozdarty na rękawie, spodnie miały dziurę, a buty były nie do pary. Kurtce oberwano pół kołnierza.
- Poczekamy - powiedział pan Jan. - Twój wujek zadzwonił do rodziny. Wszystko będzie dobrze, mały. Ciotka albo dziadek zabierze cię, zanim Wroniec się dowie.
- Ale co z tatą? Co z mamą, proszę pana?
Pan Jan potarł łysinę.
- A, to. Przykra sprawa.
- Ale oni wrócą, prawda?
- Z Wrońcem nie ma żartów.
Ktoś zapukał do drzwi.
*
Był to sąsiad zza ściany pana Jana. Wszystko słyszał. A może i widział przez judasza.
Wszedł, wszedł, i zagadał, zagadał do pana Jana. Pan Jan kiwał głową. Sąsiad uśmiechał
się, uśmiechał do Adasia. Adaś udawał, że interesuje go tylko gorąca herbata, którą siorbał z łyżeczki.
- Mogę mogę dać dać panu panu klucze klucze do przejścia do przejścia przez piwnicę
przez piwnicę - mówił sąsiad.
Pan Jan mu podziękował. Sąsiad poszedł, poszedł do siebie po klucze.
*
- Dlaczego ten pan jest taki podwójny? - Adaś zapytał pana Jana.
- Co ty opowiadasz?
- Robi wszystko podwójnie, i mówi podwójnie.
Pan Beton zmarszczył brwi, wzruszył ramionami.
Ale zaraz palnął się w czoło.
- Mamy pod nosem Podwójnego Agenta!
- Podwójnego Agenta?
- Agent, widzisz, to ten, co działa. Ty działasz, mały, ja działam. Ale każdy za siebie, dla siebie. A są Agenci Podwójni: oni działają i w swoim, i w czyimś imieniu. Jawnie i w sekrecie. Tak i owak. Na prawdę i na kłamstwo. Że w prawo, a w lewo. Niby to, a tamto.
Rozumiesz?
- Nie wiem. Ze on to robi, ale robi też - kto? Wroniec?
- Wroniec - zazgrzytał zębami pan Beton i zacisnął wielkie pięści.
*
Sąsiad wrócił, wrócił z kluczami.
- Dziękuję stokrotnie - powiedział pan Beton i uścisnął mu rękę.
Sąsiad zbladł, zbladł i jęknął, jęknął.
Pan Beton złapał go za szyję, przycisnął do ściany. Sąsiad wybałuszył, wybałuszył oczy.
Pan Beton jedną ręką wciskał go w ścianę bloku, drugą zaś wbił w ten beton i rozgarnął go na boki.
- Temi ręcami! - hurgotał, czerwieniejąc z wysiłku. - Temi ręcami ja was!
Sąsiad wierzgał, wierzgał nogami i machał, machał, bił, bił na wszystkie strony. Ale na panu Janie nie robiło to wrażenia.
Wciskał Podwójnego Agenta w beton, aż wcisnął go całego. Wtedy zaklepał dłońmi powierzchnię wielkiej płyty, że nie pozostał ślad, i otarł siwe wąsy.
- Uff. Prowizorka. Ale ujdzie.
*
Pan Jan usiadł na wersalce. Długo tak siedział, podpierając brodę pięściami i gapiąc się na ścianę.
Adaś wypił całą herbatę. Normalnie chciałoby mu się spać, ale za bardzo był
przestraszony. Bał się też o rodziców i siostrzyczkę i babcię i wujka.
Ze stolika pod telefon spadła Książka Telefoniczna. Pan Jan podniósł się, włożył grubą
kurtkę i naciągnął na łysinę futrzaną czapkę uszankę.
- Idziemy, mały.
- A ciocia?
- Ciocia jest spalona.
- Co?
- Puchacze i ten podwójny Nie możemy czekać.
*
Wyszli na klatkę i zeszli po cichu na półpiętro nad parterem. Pan Beton wyjrzał przez okienko.
- Szpicel. Nie wymkniemy się tędy.
- A przez piwnice?
- Tego by chcieli! Zaczaiły się pewnie jakieś Enesy czy inne Bubeki.
Zeszli na parter. Pan Jan chwycił mocno Adasia. Adaś nie widział dobrze w ciemnościach, co pan Beton robi.
Wtem podniósł on chłopca i przełożył przez dziurę w ścianie do wnętrza ciemnego mieszkania. Potem, stękając i dysząc, sam przełazi przez dziurę.
- Chodź, mały. Nowaccy wyjechali do wnuków. Wyjdziemy przez balkon.
*
Przeszli po omacku przez ciche mieszkanie Nowackich. Adaś pomyślał, że to taka zabawa w duchy. Tylko że teraz to on sam i pan Jan są duchami. A gdyby tu jednak zastali pana Nowackiego? Przestraszyłby się na śmierć!
Wyszli na balkon. Pan Beton podniósł Adasia ponad balustradą i opuścił na śnieg. Adaś rozejrzał się po osiedlu. Tylko szary blask telewizorów migotał w niezliczonych kwadratach okien.
*
Kiedy szli wzdłuż bloku, Adaś zadzierał głowę, żeby zajrzeć do wnętrza mieszkań.
Tam siedziały przed telewizorami całe rodziny. Wypukłe kineskopy rzucały na ich twarze i ubrania plamy ziarnistej szarości. Był w tych obrazach ciepły spokój. Normalny wieczór, normalni rodzice i dzieci. Adasia zakłuło w serce.
Pan Beton odwracał jego głowę, zasłaniał mu wielką dłonią oczy.
- Nie patrz.
*
Wyszli na drogę za barakiem budowlańców.
Pan Jan wskazał czarne kreski na tle nocy, ponad dachami niższych domów: anteny Szpicli. Wyglądało, że pod każdym blokiem na osiedlu czuwa przynajmniej jeden Szpicel.
- Nie zajdziemy teraz daleko, mały. Przenocujemy i się zobaczy. Mam tu starego kumpla.
Adaś był już zmęczony. Nie odzywał się. Mróz szczypał go w policzki, drapał w gardło.
Chłopiec z trudem przebierał nogami w śniegu. Mocno ściskał dłoń pana Jana. Co teraz będzie? Co teraz będzie? Co z tatą? Co z mamą? Gdzie babcia, gdzie wujek Kazek, gdzie siostrzyczka? Wroniec wpadł w środku nocy przez okno i rozszarpał świat na strzępy. Adaś dreptał ze zwieszoną głową i pociągał nosem.
Stary kumpel Jana Stanisława Wieńczysława Betona mieszkał w pakamerze przy ciepłowni. W środku było bardzo gorąco i bardzo duszno. Kumpel pana Jana miał brodę jak Rumcajs i palił dużą fajkę.
Obaj dorośli dyskutowali długo i głośno. Adasiowi kleiły się oczy. Nie słuchał, nie rozumiał.
Rumcajs pościelił mu na kanapie za szafą, dał trzy koce. Lecz wkrótce Adaś wykopał
się spod koców i zakradł do pana Jana, chrapiącego głośno na rozłożonym fotelu. Wdrapał się na pierś łysego wąsacza i przytulił mocno.
Pan Jan odemknął jedno oko, spojrzał i naciągnął na Adasia starą kołdrę.
Adaś zasnął przy dźwiękach obracającej się betoniarki, skulony pod mocarnym ramieniem pana Betona.
***
R
ano marudził i nie chciał wstawać. Rumcajs wyciągnął pochodzące z darów mleko w proszku i zagotował chłopcu. Adaś popił nim czerstwą bułkę z serkiem topionym.
- Pan też ma syna, prawda? - spytał pana Jana.
- Nie mam syna.
- Widziałem na zdjęciach.
- Miałem, ale już nie mam. Jedz.
- Jak miał na imię?
Pan Beton otarł Adasiowi z buzi białe wąsy.
- Krzysztof. Krzyś.
- Nie żyje?
Pan Beton wzruszył ramionami.
Adaś aż zmarszczył czoło.
- Zabrał go Wroniec? - spytał szeptem.
- Można tak powiedzieć - odburknął pan Jan. Więcej już o tym nie mówił.
*
Poszli do miasta.
Czekali na przystanku na autobus. Ale autobusy nie jeździły jak powinny. Poszli na piechotę.
Wzdłuż najdłuższej alei osiedlowej stały słupy telefoniczne. Na drutach siedziały Puchacze. Z zamkniętymi oczami, mocno wczepione pazurami w drut, wsłuchiwały się w rozmowy płynące po nim między telefonami.
Co pewien czas taki Puchacz-Słuchacz otwierał ślepia, kręcił w zdumieniu wielką głową i podrywał się do lotu. Adaś śledził wzrokiem ptaki na szarym niebie. Zmierzały ku centrum.
Читать дальше