*
Adaś spostrzegł Pangłowca machającego z ukrycia, zza uchylonych drzwi sklepu.
Wskazał go panu Janowi. Pobiegli tam z ostatnimi przechodniami.
Sklep miał na imię SAM. Pani Sklepowa zaraz zamknęła go na trzy kłódki i wywiesiła RELAMENT.
Schowali się tu Pangłowcy i inni nie dość szarzy. Były też dzieci.
Nasłuchiwali w milczeniu odgłosów z ulicy. Słyszeli warczenie Suk, szum Psikawek, krakanie kruków. Potem rozległ się straszny łomot.
- Złomot! - szepnęli Pangłowcy ze zgrozą i przywiędły im Kolory.
*
Pan Beton posadził Adasia na ladzie. Na półkach za nimi leżało Nic, Większe Nic i Całkiem Nic oraz liczne Wyroby Nicopodobne.
Pan Beton otarł Adasiowi buzię, otrzepał kurtkę.
- Uff. Niech no złapię oddech.
- Co powiedzieli Cinkciarze, proszę pana? Co powiedzieli?
- Mhm, mhm, tak. - Pan Jan zmieszał się. - Posłuchaj, mały. Twojego tatę Wroniec zabrał do siebie. Mama jest w szpitalu. Babcia i wujek i siostra - trzymają ich jeszcze na Komisariacie MOMO. Ale w nocy mają wywieźć.
- Wywieźć? Dokąd?
Pan Beton tylko zahurgotal smutno.
*
Adaś zacisnął piąstki. Jak to tak? Wroniec może dziecku porwać tatę - i nic? Może zabrać siostrzyczkę i babcię - i nic? A jak Adaś pomyślał o mamie w szpitalu, to już w ogóle płakać i krzyczeć i kopać naokoło mu się chciało.
- Nie! - Pociągnął pana Jana za kieszeń kurtki. - Tak nie można!
- Tak, wiem, wiem, mały. Ale -
- Uwolnimy ich!
Pan Beton zaśmiał się.
- Jak, dziecko, jak?
Adaś aż zmarszczył czoło.
*
- Pójdziemy i, i, i, i -
- I?
Adaś poszukał w piżamce pod kurtką i wyciągnął kartki.
- O! Milipanci mnie wpuszczą!
Pan Beton przyjrzał się papierom bardzo Oficjalnym. MAMA. TATA. SJOSTRA.
Podrapał się w łysą czaszkę.
- Skądżeś je wziął, mały?
Więc Adaś mu opowiedział.
*
Pan Jan słuchał, słuchał i kręcił z niedowierzaniem głową.
- To mówisz, że patrzyłeś na Maszynę-Szarzynę - i nic ci się nie stało?
- Nic!
- Mhm, dzieciom rzeczywiście łatwiej.
Adaś opowiadał dalej. Pan Jan słuchał i łapał się za głowę.
- I tak przeszedłeś pod spodem?
- Aha. Pan wie, gdzie się podziały wszystkie Członki?
- Ba! Pewnie polazły na Plenum.
- Plenum? I co tam robią?
- Tfu! Pienią się.
*
Adaś opowiadał i już nie tylko pan Jan słuchał. Przysunęły się do lady inne dzieci.
Słuchały z otwartymi szeroko buziami.
Pan Beton mrugnął porozumiewawczo na Adasia. Adaś zrozumiał. Odtąd opowiadał już tylko bajki znane mu z książek. O piratach, o królach i rycerzach, o duchach i potworach, o gwiazdach i planetach, o Indianach. Huśtał nogami i rysował w powietrzu fantastyczne stwory. Jednorożce, roboty, krokodyle, ufoludki, feniksy, małpy.
Słuchały dzieci i słuchali ich rodzice. A im dłużej słuchali, tym mniej i mniej szarzy się robili. Kolory wychodziły im na twarze i ubrania.
Pan Jan patrzył, gładził w zadumie wąsa.
*
Pangłowcy wzięli od pani Sklepowej klucze. Odemknęli kłódki, wysunęli na zewnątrz czerwone czuby i fioletowe gwiazdy. Milipanci zniknęli z ulicy. Pangłowcy wymknęli się w ciemność. Reszta podążyła za nimi.
Był już wieczór. Znowu prószył śnieg.
Pan Jan i Adaś wyszli na most nad rzeką. Na obu końcach mostu Wojacy-Wroniacy usadzili się w fortach z worków z piaskiem. Stały tam wielkie karabiny i armaty.
Kruki krążyły nad miastem. Czekały na swoją Godzinę.
*
Jezdnią gnała z wyciem Suka MOMO. Trąciła stalową łapą zabłąkanego kota. Martwy kociak wpadł w zaspę. Zaraz zakotłowały się nad nim czarne ptaszyska.
Pan Beton odwrócił wzrok.
- Ech, rozdziobią nas kruki, wrony...
Na zachodnim brzegu pan Jan i Adaś minęli Szpicla. Adaś skrył się za panem Janem.
Wcisnął piąstki głęboko w kieszenie kurtki, opuścił głowę.
Paliły się tylko niektóre latarnie. W oknach domów migotała szarość telewizyjna. W
ciemnościach nad ulicami lśniły wielkie ślepia Puchaczy-Słuchaczy Zimny wiatr niósł echa Sygnałów, Alarmów i Syren.
*
- Wywiozą ich w nocy.
- Wywiozą, mały
- A mamę -
- Mama musi leżeć w szpitalu, nic nie poradzimy.
- A tatę -
- Wroniec go ma.
- Ale Milipanci! Oni mnie wpuszczą. Wpuszczą! Zobaczy pan!
Pan Jan szedł długo w milczeniu. Śnieg układał się przed nimi w dziwne wzory.
Wreszcie pan Beton westchnął ciężko, aż mu wąsiska podfrunęły.
- No dobra, mały. Raz się żyło.
Adaś sięgnął w górę, chwycił mocno wielką dłoń pana Jana.
Poszli uwolnić babcię, siostrzyczkę i wujka.
***
K
omisariat MOMO mieścił się w ponurej kamienicy między dwiema innymi ponurymi kamienicami. Okna miał zakratowane. Szyby - zamalowane na szaro. Na ulicy przed Komisariatem drzemały dwie Suki. Powarkiwały przez sen i wypuszczały słodkawe spaliny.
Adaś i pan Jan łatwo poznali, że zbliżają się do Komisariatu. Z Komisariatu dochodziły Jęki, Płacze i Okrzyki. Nikt nie chodził tą ulicą. Gdy Jęki rozbrzmiewały głośniej, na ulicy przygasały latarnie.
Adaś przełknął ślinę. Spojrzał pytająco na pana Betona.
Pchnął drzwi. Weszli do środka.
*
Miłypan za okienkiem w kracie nie miał przy sobie Pały.
- Czego bywatele władzy papragaf ustawa praworządności Dokumenty! Dokumenty!
Czego?
Adaś stanął na palcach i pokazał Milipantowi papiery Oficjalne.
- Przyszliśmy do babci, proszę pana. I wujka. I siostry. Małej.
Miłypan zgarbił się nad Dokumentami.
Przeczytał. Wyprostował się. Zasalutował.
- Tędy, bywatele.
Poszli za Milipantem.
*
Zeszli po schodach. Jęki niosły się długimi korytarzami. Żółte żarówki chwilami gasły niemal zupełnie. Na ścianach wisiały plakaty z ogromnymi Milipantami. Ściany drżały do melodii Jęków. Namalowani Milipanci pochylali się nad Adasiem. Na jednych plakatach -
bardzo mili. Na innych - bardzo groźni.
Przechodząc opodal zamkniętych drzwi, Adaś dosłyszał dźwięk ukryty pod Jękiem Komisariatu. Jakby ktoś bardzo szybko machał mokrym praniem. Komisariat oddychał do jego rytmu, dygocząc, jęcząc i ciemniejąc. Był to dźwięk jednostajnego Pałowania.
Adaś przysunął się bliżej do pana Betona. Pan Beton położył dłoń na główce chłopca.
Nic nie mówili.
*
Miłypan wyjął pęk żelaznych kluczy i otworzył pancerne drzwi. W środku znajdowały się babcia i siostrzyczka Adasia.
Adaś pobiegł do babci. Uścisnęła go, ucałowała. Ale nie spuszczała wzroku z Milipanta i pana Jana.
- Gdzie wujek? - spytał Adaś.
- U Wrońca.
Adaś pociągnął babcię.
- Chodź, babcia, idziemy stąd!
Babcia wzięła na ręce śpiącą siostrzyczkę Adasia.
- Tak się nie da, kochanie.
- Chodź!
*
Miłypan na korytarzu podzwaniał nerwowo kluczami.
- Khm, bywatele upoważnienia pieczątka podpis rozkazu Dokumentu?
Adaś ponownie pokazał mu, co wystukał na Oficjalnych papierach Członka.
- Khm, khm, bywatele upoważnienia telefon zwierzchności rozkazu potwarzysz resortu telefon?
- Co tu się dzieje?!
Z pokoju na końcu korytarza wyłonił się niski, gruby pan w szarej marynarce. Podszedł
bliżej i Adaś zobaczył, że pan nie ma oczu, tylko krucze ślepia bez powiek. Czarne kulki
wciśnięte w dziury w bladej twarzy. Nigdy nie mrugają i nigdy nie zasypiają. Zamiast włosów głowę porastały mu krótkie wronie pióra. Wyciągnął rękę po papiery - nie miał też palców.
Читать дальше