- Ale one działają, prawda? - Adaś zwrócił się do pana Jana. - Prawda?
Pan Beton tylko podrapał się po bandażu.
*
Pan Oporniejszy i pan Najoporniejszy długo dyskutowali szeptem. Pan Najoporniejszy kręcił głową. Adaś nie słyszał, ale wiedział, co on mówi. „Nie, nie, nie, nie”.
Pan Oporniejszy zgasił papierosa, dopił herbatę.
- Poczekajcie do jutra - powiedział do Adasia. Wstał. - Schodzę do Podziemia. I zapadł
się pod ziemię.
*
Pan Beton zabrał Adasia do pokoju na plebanii. Spała tu babcia z siostrzyczką Adasia.
Adaś zdjął kurtkę, spodnie i buty. W ubłoconej piżamce ułożył się do snu.
Śniło mu się, że było lato i poszedł z mamą i tatą na lody. Świeciło słońce, latały kolorowe baloniki. W parku pan z saturatorem nalał im wszystkim bąbelkowego soku.
Siostrzyczka goniła po trawniku białe dmuchawce i zachłystywała się gulgotliwym śmiechem. Adaś siadł z tatą na murku fontanny. Tata opowiadał mu niesamowitą bajkę o potworach. Adaś majtał nogami i chlapał wodą. Potwory ginęły od dotyku baloników.
Świeciło słońce. Dzień nie miał końca.
***
W
nocy zdarzyło się coś więcej.
Rano przyszedł młody ksiądz w okularach i powiedział, że muszą czym prędzej opuścić plebanię. Ubrali Adasia i siostrzyczkę. Babci dali koszyk z jedzeniem. Za oknami był tylko śnieg i mgła jak mleko.
Adaś nie chciał iść. Mieli przecież wrócić Pozycjoniści. A pan Jan? Nie pojedziemy bez pana Jana! Chłopiec stroił fochy, rozespany, obrażony.
Ale ksiądz tylko wszystkich poganiał. Pan Jan musi iść do doktora od oczu. Bo mu wejdzie Zakażenie. A tu nie ma czasu do stracenia. I szeptał wciąż do ucha babci.
- Zdrada - podsłuchał Adaś. - Zdradził. - Takie szepty płynęły w rozemgleniu, rozespaniu. - Zdradzeni.
Babcia też zaczęła poganiać dzieci.
*
Zeszli do samochodu. Była to stara warszawa. Nie chciała zapalić. Adaś z siostrzyczką i babcią siedzieli z tyłu. Wyglądali przez małe okna na świat w bieli. Babcia nalała im z termosu gorącej herbaty. Wnętrze samochodu szybko zaparowało. Adaś, wydymając wargi, rysował na szybie fantastyczne figury
Wyjechali, gdy zaczynały bić kościelne dzwony.
*
Warszawa gasła i zatrzymywała się. Czekali wtedy, aż odmieni się humor maszyny.
Adaś pomyślał, że w tej mgle nikt ich nie znajdzie. Nawet jeśli szuka. Zgubią się kruki, zgubią Tajniaki.
- Ale mogliśmy tam zostać. Babciu?
- Rano mówili w radio - westchnęła babcia. Nerwowo poprawiła czapeczkę Adasia. -
Był o nas Komunikat.
- Mówili? - Adaś aż podskoczył. - O nas?
- Same złe rzeczy, dziecko. Musimy się ukryć. Do kościoła też przyjdą Milipanci i Bubeki.
*
Minęła Godzina Kruka, ale ludzie nie pojawiali się na ulicach. A przynajmniej Adaś ich nie widział we mgle.
Lampy to były włóczkowe krzaczki światła. Wokół domów puchły blade aureole. Domy poodsuwały się od siebie, przykucnęły. Ulice rozlały się szerzej. Latarnie i słupy pojawiały się to tu, to tam. Jak samotne drzewa na pustkowiu.
Raz przejechał samochód z naprzeciwka. Wytrzeszczał załzawione reflektory i mrugał
w lęku. Za nim gnała milcząca Suka.
Ksiądz w okularach prowadził nachylony nisko nad kierownicą. Jechali powoli. Babcia wierciła się. Wyglądała to przez boczną, to przez tylną szybkę.
Adaś pałaszował pajdę chleba ze słonym masłem.
- Mmm, a gdzie jedziemy, babciu?
- Ćśśś!
Wyrósł przed nimi krzak brudnego światła. Na skrzyżowaniu płonął ogień w czarcim kotle. Wojacy-Wroniacy zatrzymywali nielicznych przechodniów i samochody. Sprawdzali Dokumenty. A kto nie miał dobrych Dokumentów, tego wrzucali do kotła. Ffucht! - buchał
tłusty dym.
*
Ksiądz zawrócił warszawę. Warszawa kichnęła i stanęła. Babcia przeklęła zupełnie nie po babciowemu.
Ksiądz wysiadł. Podniósł maskę samochodu. Z mgły wyleciał kruk, przysiadł na masce.
I drugi. 1 trzeci.
Ksiądz je przeganiał księdzową czapką. Znikały w szarych oparach i wracały, kracząc.
Wojacy-Wroniacy odpowiadali z mgły od strony czarciego ognia. Wojacy krakali krótkimi rozkazami, po żołniersku.
Gdyby mogli się dogadać, powiedział sobie Adaś, już by nas złapali. Kruki są za głupie.
Ale wcale nie bał się mniej.
Potem zamajaczył mu we mgle ostry szpic Szpicla.
*
Ksiądz kazał wszystkim wysiąść. Pchał samochód z lewej strony. Babcia pomagała z prawej. Adaś, przejęty, naciskał całym ciężarem na tylny zderzak.
Kręcąc kierownicą, ksiądz ukrył warszawę w bocznej uliczce, za starym starem. Spod tego stara wymontowano koła i zastąpiono je cegłami. W wyłupionych oknach ciężarówki wisiały sople.
Stanęli tu w cieniu. Patrzyli we mgłę. Krakały kruki. Zimowe miasto wydawało maszynowe dźwięki. Coś przejechało. Ktoś przeszedł.
Babcia i ksiądz rozmawiali ze sobą szeptem. (Zdrada. Zdradził. Zdradzeni). Ksiądz długo przecierał szmatką okulary, bardzo stropiony.
- Nie ruszajcie się stąd - przykazał, i poszedł.
*
Babcia siadła z powrotem na tylnym siedzeniu. Siostrzyczka zasnęła tam szybko. Adaś robił śnieżki i układał je na karoserii i błotnikach.
Jak długo tak można czekać? Godzinę? Dwie?
Nudził się i bał, bał się i nudził.
- Dokąd poszedł ksiądz? Babciu? Co robimy? Czemu nie wrócimy do kościoła? Do pana Betona? Babciu?
- Nie denerwuj mnie, dziecko, proszę cię. Chodź tu do środka, jeszcze cię ktoś zobaczy.
Adaś nie podnosił głowy znad śnieżek. Czemu dorośli nigdy nie mówią dzieciom, co naprawdę się dzieje?
Dlaczego dzieci muszą żyć między Tajemnicami, Strachami i Potworami?
*
Zadzwoniły metal i szkło. Coś jechało, ktoś szedł. Z mgły wyłonił się Mleczarz z wózkiem na dwóch kołach. Wózek był pełen butelek z mlekiem. Dzwoniły dzuń-tryń. Srebrne kapturki na butelkach błyszczały jak zaczarowane monety.
- Co tu robicie? - spytał Mleczarz.
Adaś skądś znał jego głos, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd.
- Czekamy - odpowiedział, naburmuszony. - Chowamy się.
Mleczarz zajrzał do wnętrza warszawy. Siostrzyczka Adasia obudziła się na dźwięk butelek. Przycisnęła buzię do brudnej szyby. Mleczarz pogładził brodę. Siostrzyczka zagulgotała do niego radośnie. Mleczarz sięgnął do wózka.
- Mleko - powiedział - jest dobre dla dzieci.
Postawił butelkę na masce warszawy i odjechał, dzuń-tryń.
*
Babcia zaraz schowała mleko do koszyka. Wołała na Adasia, żeby wracał do środka samochodu. Adaś nie chciał. Rzucał śnieżkami w plandekę stara.
- Nie poczekaliśmy na Pozycjonistów!
- I dobrze.
- To jak inaczej uwolnimy tatę? Jak znajdziemy mamę i wujka?
- O wujka się nie martw! - prychnęła babcia. - Chodźże tutaj wreszcie! Skaranie boskie.
- Czemu ksiądz nas zostawił? Gdzie on poszedł? Na co czekamy?
- Ćśśś!
- Pan Beton by nas przeprowadził!
- Są takie rzeczy, których nie zrozumiesz.
- Akurat!
- Ksiądz poszedł zobaczyć, czy oni specjalnie się tu na nas nie zaczaili. Że gdyby samochód się nam nie popsuł... - Babcia zacisnęła wargi.
- Jak to: „specjalnie”?
- Donieśli Wrońcowi. Pan Jan rozbił mu MOMO, pamiętasz?
- Kto doniósł? Jakiś Podwójny Agent?
- To nie takie proste, kochanie.
- Musimy wrócić! Jak pokonamy Maszynę-Szarzynę, i Bubeków, i GAZ-y - Adaś
podskakiwał, wymachiwał rękami - to ja z Ameryką dopadnę Wrońca i -
- Wybij sobie z głowy Opornych! - rozgniewała się babcia. - Wrońca nie da się pokonać. Nie bądź głupi!
Читать дальше