Przedarłem się przez krzaki i nieoczekiwanie wyszedłem na wąską, lecz wyraźną ścieżkę. Biegła brzegiem górskiego strumyka. Jaskinia nad rzeką? Nabrałem wody w dłonie i ugasiłem pragnienie. Pomyślałem, że warto by jakoś oznaczyć miejsce, w którym wyszedłem z lasu. Zebrałem trochę kamieni i ułożyłem je w trójkąt na skraju krzewów. W prawo czy w lewo?
Popatrzyłem na słońce, lecz jego położenie nic mi nie powiedziało. Czułem, że jest już po południu, jednak nie znając dokładnej godziny, nie byłem w stanie określić kierunków.
Może zatem warto ruszyć w dół strumienia? W każdym razie powinien wyprowadzić mnie z gór na niziny... Ku cywilizacji. Strumień wpada do rzeki, nad rzeką jest grota, gdzie ktoś na mnie czeka.
Marius, zasapany, stanął wreszcie na szczycie wieży. Miasto leżało u jego stóp. Wokół
ciągnęły się spadziste dachy domów, jedne kryte czerwoną dachówką, inne płytkami szarego łupku lub zgoła drewnianym gontem.
Dzień był piękny. Stąd, z góry, widać było rozległe przestrzenie zaoranych pól i zielonych łąk otaczających Visby. Na błękitnym morzu ciemnymi plamami odcinały się żagle kilkudziesięciu statków podążających do portu lub zeń wychodzących. Wiał silny, ale przyjemnie ciepły wiatr, nawet tu czuło się woń świeżego siana. Jesień w Szwecji potrafi być naprawdę piękna...
- Witaj, kuzynie - odezwał się Peter Hansavritson siedzący w załomie murów.
- Witaj.
Uściskali się.
- O czym rozmyślasz? - zapytał Marius. - Mieliśmy porozmawiać... Dlaczego tutaj?
Zgaduję, że piękny widok nie jest jedynym powodem.
- Tu nikt nas nie podsłucha, a musimy omówić sprawy naprawdę ważne - powiedział
Peter. - Moi doradcy wykruszają się jak stara, spękana glina. Teraz ty zajmiesz ich miejsce.
- To wielki zaszczyt dla mnie. Jestem wzruszony twym zaufaniem.
- Jak sam zapewne zauważyłeś, liczba ludzi, którzy mają do nas żale, ostatnio wzrosła nad podziw. Poza tym nawet w mym domu... - zawiesił głos.
- Ktoś z twojej służby donosi Duńczykom? - domyślił się Kowalik.
- Tak. Wiem już nawet chyba kto.
- Rozumiem... Mów zatem.
- Od czasu gdy Hanza powierzyła mi obronę swoich interesów, przestudiowałem niewyobrażalną ilość dokumentów sporządzonych w ciągu ostatnich trzech stuleci.
- Z całą pewnością poznanie tych sekretów daje dużą wiedzę - w głosie Mariusa słychać było zazdrość.
- Nie mam tu na myśli dokumentów tajnych. Raczej wręcz przeciwnie. Uchwały hansatagów, rachunki miast, składki i obciążenia.
Polak czekał cierpliwie na wyjaśnienia.
- Mówi się, że Hanza kwitnie, że nigdy wcześniej nie było tak dobrze. Tymczasem sądzę, że jest dokładnie odwrotnie.
- Z czego to wnosisz? Wszak nasi kupcy obracają coraz większym kapitałem, nawet tu, w Visby, rok po roku burzy się kolejne stare domy, by wznosić nowe z cegły i kamienia.
Nasze statki są szybsze, bardziej ładowne. Spółki pozwalają na rozłożenie i ograniczenie ryzyka.
- To wszystko prawda, ale... Spójrz tam. - Peter wskazał dłonią wodny przestwór, lecz Marius od razu się domyślił, że kuzynowi chodzi tylko o kierunek, że to, o czym chce powiedzieć, ukryte jest poza horyzontem. - Gdy powstawała Hanza, na wschodzie znaleźliśmy wśród lasów piękne i bogate miasto. Nazywało się Nowogród Wielki. Nasi kupcy robili tam naprawdę duże interesy, a ponadto cieszyli się przyjaźnią mieszkańców. Potem miasta podbił car Iwan Srogi. Mija sto lat, od kiedy wygnano nas z Rosji, od kiedy nasze okręty przestały pływać dalej niż do portów inflanckich. Niebawem i to może się skończyć, gdyż car wyciąga rękę także po te ziemie. Teraz spójrz w drugą stronę. Niegdyś istniał bogaty i ważny kantor hanzeatycki w Londynie. Dziś to zbiorowisko bud, a nasi kupcy nie mają tam już prawie żadnych praw. Anglia buduje wielką flotę. Jej możliwości przewozowe wielokrotnie przewyższą sumę ładowności statków wielu krajów, których miasta założyły nasz związek.
- Ta flota wyruszy na podbój świata, a jej część zapewne niebawem spocznie na dnie morza. Konflikt pomiędzy Anglią a Hiszpanią narasta. Nam chyba nie zagrożą.
- Kto wie. Już dzisiaj język Anglików rozbrzmiewa często na ulicach Gdańska. Kantor w Bergen - Peter machnął ręką mniej więcej na zachód - dusi się pod jarzmem Duńczyków, a jego autonomia może zostać w każdej chwili zakwestionowana. Tu, na Gotlandii, znajdujemy się pod nieustanną obserwacją króla Szwecji. Są wreszcie miasta flamandzkie, wyniszczone przez konflikty między katolikami i protestantami. Hanza to kolos na glinianych nogach. W
dodatku jesteśmy jak miód wlany do flaszy z cienką szyjką. Najważniejsze interesy robimy tutaj, a w każdej chwili handel bałtycki można sparaliżować.
- Korkiem tej flaszy jest Dania...
- Widzę, że rozumiesz. Obserwowałem to przez ostatnie cztery lata. Nad cieśninami powstają nowe zamki. Ludwisarnie Kopenhagi topią spiż na nowe działa. Uczeni, którzy zaciągnęli się na służbę u króla Fryderyka II, wciąż pracują nad zwiększeniem ich zasięgu.
Jeśli zechcą podnieść cła na cieśninach, nie wystarczy nam sił, by się temu skutecznie przeciwstawić.
- Pieniądze pozwalają zdobyć najemnego żołnierza. A Hanza ma pieniądze.
- Pieniądze... - Peter w zadumie spojrzał na ruiny kościoła Świętego Mikołaja. - Tak, z całą pewnością pozwoliłyby uniknąć wielu kłopotów. Problem w tym, że ten, kto ma dużo pieniędzy, i tak ulegnie przed tym, kto ma ich więcej. Nasze miasta są bogate, ale handel bałtycki coraz bardziej przypomina mały stragan z cebulą. Hiszpania i Portugalia tworzą kolonie w Nowym Świecie. Flota Anglii także, jak słusznie zauważyłeś, powstaje, by uszczknąć coś z bogactw leżących za oceanem. Nawet Holendrzy szukają dziś szczęścia na Dalekim Wschodzie, pływając do Indii i dalej. A Hanza jest niczym tamten staruszek. -
Wskazał brodą ubranego w czerwony kaftan mężczyznę siedzącego na kamieniu przed wejściem do świątyni daleko w dole.
- To znaczy? - Kowalik przechylił głowę. - Kim on jest?
- To Magnus. Wsławił się tym, że przed laty uciekł z pirackiej zasadzki. Własnymi rękami wyrwał z dna i wyciągnął kotwicę ważącą czterysta funtów. Dziś ma dość sił, by pójść w niedzielę do kościoła. I jeszcze jedno, przed sześćdziesięciu laty miał cztery kamienice, jego flota liczyła dwanaście kog.
- Kog...
- Uparcie uważał, że żaglowce, które przyniosły fortunę jego pradziadowi, i jemu posłużą. W czasie gdy wszyscy budowali już szybkie i ładowne holki, on z uporem maniaka wynajdywał najstarszych majstrów, pamiętających jeszcze poprzednie rozwiązania. I jaki był
efekt? Nadal jest bogaty, tylko zamiast czterech kamienic ma jedną. Nadal stać go, by jadać codziennie gotowaną kurę, ale dwie z jego kamienic kupił człowiek, który kiedyś był u niego na przyuczeniu. Tak samo skończy Hanza. Będziemy dreptać w miejscu, aż pewnego dnia okaże się, że wszyscy są od nas potężniejsi. Wtedy ktoś dojdzie do wniosku, iż Hanza mu przeszkadza, i zniszczy ją z równą łatwością, z jaką ulicznik mógłby dziś zabić tego starowinę. Ten dzień już się zbliża. Hanza, choć osiągnęła wiek męski, popełniła błąd typowy dla młodości i teraz nieuchronnie traci siły, jak ten starzejący się człowiek. Za sześćdziesiąt, może siedemdziesiąt lat nie będzie już żadnej Hanzy. A my pod koniec swych dni będziemy patrzeć z rozpaczą, jak wszystko wali się w gruzy. Choć zapewne oszczędzone nam będzie ujrzeć koniec związku. Symptomy rozkładu są już dobrze widoczne, lecz tylko nieliczni chcą je dostrzec. Marius milczał zamyślony.
Читать дальше