Анджей Пилипюк - Aparatus

Здесь есть возможность читать онлайн «Анджей Пилипюк - Aparatus» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2012, Издательство: Fabryka Slów, Жанр: Альтернативная история, Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Aparatus: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Aparatus»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Aparatus. Twoja przepustka do świata ludzi i zdarzeń, których istnienia nawet nie podejrzewasz.To nie portal do fantastycznych krain. Kiedy nasz świat zdradza swoje sekrety, fantastyka nie jest już potrzebna.Poznaj ludzi którzy odkrywali nieznane prawa natury i stanęli oko w oko z nienazwanym. Znajdź nieistniejący świerk lutniczy, odkryj wynalazki, które mogły odmienić losy świata. Zanurz się w bezdenne stawy warszawskich Łazienek, by zmierzyć się z niepojętą grozą. Poczuj bicie serca Dzwonu Wolności. Wspomnij ideały, dla których we współczesnym świecie nie ma już miejsca.Aparatus. Curiosum. Unikat. Czy warto go w ogóle dotykać? Warto! Otwórz i wsłuchaj się w echo dawno minionych wydarzeń.

Aparatus — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Aparatus», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czuł ból, senność i narastające osłabienie. Wykrwawi się w kilka minut…

Przymknął oczy. Raz jeszcze rozpatrywał splot wypadków, który doprowadził

go w końcu na tę porębę. Przez ćwierć wieku twarz tamtego lekarza trochę zatarła się we wspomnieniach. Jak on się nazywał? A tak, Skórzewski.

23 lata wcześniej

Koła to podskakiwały na kamieniach, to więzły w dziurach. Końskie kopyta wybijały werbel na ubitej glinie. Resory jęczały i trzeszczały. Obite giemzą poduszki wypuczyły się w górki i dołki. Końskie włosie, którym je wypełniono, z pewnością całkowicie się sfilcowało…

– Cóż za paskudna kraina – mruknął doktor Paweł Skórzewski, patrząc na krajobraz.

– No – zgodził się woźnica.

Droga wiła się brzegiem Morza Białego. Po prawej usypiska głazów lizane przez fale. Po lewej chłostane wichrami granitowe wzgórza. Ziemię pokrywał

barwny kobierzec porostów. Komary i meszki bzyczały w powietrzu niczym czarna chmura. Doktor skropił rondo kapelusza nową porcją olejku goździkowego i nabiwszy fajeczkę machorką, otoczył się kłębem dymu. Pomogło może na pięć minut.

– Wieś leży w lasach w głębi lądu, coby sztormy i wiatry od morza tak nie dokuczały – wyjaśnił pomocnik woźnicy siedzący na koźle.

– Rychło będziemy?

– Godzina jeszcze, a może i dwie…

Minęły ponad trzy. Zakręcili, zostawiając morze za plecami. Droga do wioski była, jeśli to możliwe, utrzymana jeszcze gorzej niż główny trakt. Skórzewski zaklął w duchu, wyobrażając sobie, co dzieje się wewnątrz pudeł z odczynnikami…

Wjechali w las. Drzewa od strony morza były potwornie poskręcane, te dalsze, ukryte częściowo wśród skał, wyrosły nad podziw. Doktor poczuł delikatne ukłucie niepokoju. Tajga milczała, ale on czuł, jakby spomiędzy grubych świerkowych pni śledziły go jakieś ślepia.

Nie spał od ponad trzydziestu godzin, od kiedy opuścił Archangielsk. Nie potrafił zasnąć w dyliżansie. Nieludzko zmęczony oparł głowę o zagłówek.

Zamknął piekące oczy, ale sen nie nadchodził. Gdy dotarli na miejsce, było już po północy. Woźnica zatrzymał pojazd, przez chwilę rozmawiał z tęgą Rosjanką.

– Tu będzie kwatera dla was, doktorze. – Z ukłonem wskazał okazałe domostwo.

Wzrok lekarza prześlizgnął się po fasadzie. Ściany z grubych drewnianych bali, przy framugach okien typowo rosyjskie zdobienia wycięte w cienkiej desce. Ktoś coś do niego mówił.

– Proszę? – Potrząsnął głową.

– Mówię, że spodziewali się pana, pokój już przygotowany… Zaraz zaniesiemy walizy.

Skórzewski stał obok ekwipażu i czuł, że odpływa. Dźwięki docierały jak przez watę. Świat wokół chwiał się dziwnie i kołysał. Ktoś znowu coś do niego gadał, potem były strome i trzeszczące schody na piętro. Kufry wnosili jamszczyk i jego pomocnik. Drzwi nie chciały ustąpić, zawiasy skrzypiały. Okna zaciągnięto grubymi storami. Zabłysła żółto lampa naftowa w rękach nastoletniej dziewczyny i lekarz padł bez czucia między grube, pachnące lawendą poduchy. Przez otwarte okno, przenikając przez szpary w zasłonach, lało się chłodne wieczorne powietrze.

Wciągnął w nozdrza zapach lasu. Gdzieś z daleka wiatr przyniósł dziwny miarowy huk, jakby bicie wielkiego serca…

„Arytmia” – myśl zapaliła się i zgasła razem ze świadomością.

Obudził się całkiem rozbity. Zasnął w ubraniu… Nie wiedział, jak długo drzemie, sen nie dał pokrzepienia. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Mały pokoik.

Ściany z grubych, niedbale ociosanych bali. W kącie szafa, rozklekotany stół i krzesło, na podłodze bieżnik. Obok drzwi umywalka i lustro.

„Kolejna wiosna” – pomyślał doktor, patrząc w okno. „Nie, to już przecież lato… Czerwiec?” Nie pamiętał, a do kalendarza nie chciało mu się zaglądać.

Za oknem las stał w milczeniu. Zegar za ścianą wybił pierwszą. Pierwsza w południe czy pierwsza w nocy? Lekarz wstał, nabił fajkę i długo przypatrywał się wzgórzom. Czuł dziwny niepokój, coś jak drżenie maszyny zatrzymanej na chwilę w połowie obrotu…

– Starzeję się – westchnął. – Zwidy…

Podszedł do umywalki i nacisnął stopą pedał. Woda ze słojów spłynęła rurkami do miski. Niestety, nawet jeśli nalano mu ciepłej w obydwu zbiornikach, dawno już wystygła. Umył twarz zimną, potem otworzył kufer, przebrał się. Rzucił okiem w lustro. Spróbował się uśmiechnąć i już za trzecim razem odniósł sukces.

Wyszczotkował brodę, zawiązał krawat.

– Noc czy dzień? – zadumał się raz jeszcze.

Zza okna czuł woń gotującej się zupy. Zatem dzień… Teraz dopiero poczuł, jak bardzo jest głodny.

Pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.

– Proszę…

Do środka weszła dziewczyna. Mogła mieć jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Spłowiała suknia, uszyta na kogoś tęższego, była przerabiana. Na głowie koronkowa przepaska… Służąca. To chyba ją widział wieczorem, nim udał się spać.

– Myślałam was obudzić, doktorze – powiedziała. – Śpicie od wielu godzin, obiad podano…

– Dziękuję, zaraz zejdę.

Przypatrzył się jej. Drobnokoścista. Szczupła sylwetka. Szeroka twarz z lekko spłaszczonym nosem, oczy o skośnym wykroju. Długie, smoliście czarne włosy.

Tutejsza… Jej skóra była śniada, co wskazywało, że dziewczyna dużo czasu spędza na świeżym powietrzu. Mogła ubrać się jak Rosjanka z miasta, ale od razu było widać, że lepiej czułaby się w skórzanej kurtce z frędzlami.

Pamięć powoli wracała. Zszedł na parter. W stołowym wszyscy już na niego czekali. Przywitał się z isprawnikiem, który przedstawił się jako Afanasij Pietrowicz, poznał jego żonę Tamarę. Było też kilkoro dzieci. Służąca zaraz postawiła na stole talerze i dużą kamionkową wazę z barszczem.

– No, to za spotkanie. – Gospodarz nalał do kieliszków po odrobinie nalewki.

Stuknęli się. Zabrzęczały łyżki w koszyczku ze srebrnego drutu. Zupa miała niebiański smak.

– Czekaliśmy na was, doktorze. Kiedy zamierzacie przystąpić do szczepień? –

zapytała kobieta.

Na stół wjechały paszteciki. Ich zapach wycisnął Pawłowi łzy z oczu.

– Jutro chyba. Nie ma sensu tego odkładać. Czy jest tu praktyka lekarska albo gabinet felczera? Będę potrzebował odpowiedniego pomieszczenia.

– Nie ma. Był felczer, ale on po domach ludzi badał. Zresztą uciekł dwa miesiące temu – wyjaśnił isprawnik. – Mamy też akuszerkę i izbę położną, ale pomyśleliśmy, że lepiej przygotować miejsce w szkole.

Na drugie danie była dziczyzna w sosie z kartoflami. Doprawiono ją ziołami, czosnkiem i octem winnym.

– Czy te szczepionki są bezpieczne? – indagowała gospodyni.

– Oczywiście.

– I rzeczywiście przygotowuje się je z krów? – Najwyraźniej coś już obiło jej się o uszy.

– Zawierają czynnik chorobotwórczy krowiej ospy – wyjaśnił doktor. – Może po nich wystąpić lekka wysypka i gorączka, ale za to blizn nie ma i potem człowiek przez lata całe jest odporny na czarną ospę.

– Zatem za zdrowie bydełka, które nawet w tak niezwykły sposób potrafi nam się przysłużyć. – Dla isprawnika najwyraźniej każdy powód był dobry, by się napić.

Dzieci pobiegły się bawić. Służąca wniosła samowar i sernik z rodzynkami.

Rozmowa toczyła się leniwie. Urzędnik narzekał na klimat, wspomniał, że krowy na polarnym wikcie nie chcą dawać tyle mleka, co w centralnych guberniach. Jego żona marudziła i wspominała wiosenną wyprawę na zakupy podjętą aż do Petersburga, bo w Archangielsku zaopatrzenie sklepów było ponoć fatalne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Aparatus»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Aparatus» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Анджей Пилипюк - 2586 кроків
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Костлявая
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Trucizna
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Homo Bimbrownikus
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wieszać każdy może
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wilcze leże
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wampir z MO
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wampir z M-3
Анджей Пилипюк
Отзывы о книге «Aparatus»

Обсуждение, отзывы о книге «Aparatus» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x