Z kolei Dawydow okazał zniecierpliwienie. Szatrow uśmiechnął się chytrze, tak samo jak przy wejściu do gabinetu, otworzył swoją paczkę i wyjął z niej duże sześcienne pudło z żółtej tektury, ozdobione chińskimi hieroglifami i stemplami pocztowymi.
— Czy pamiętasz Tao-Li?
— Oczywiście! To był młody chiński paleontolog, bardzo zdolny! W tysiąc dziewięćset czterdziestym roku, gdy wracał z ekspedycji, został zabity przez bandytów faszystowskich. Zginął za wolność Chin!
— Zgadza się! Badałem niektóre jego materiały, korespondowałem z nim. Zamierzał nawet przyjechać do nas. Ale tak się stało, żeśmy się n ie spotkali! — westchnął Szatrow. — Ze swojej ostatniej ekspedycji przysłał mi paczkę z bardzo ciekawą zawartością. Paczka ta leży tu na stole. Do niej załączona jest kartka, w której Tao-Li zapowiada nadesłanie szczegółowego listu, którego jednak nie udało mu się napisać. Zabito go w Seczuanie po drodze do Czun— Kingu.
— A gdzie był z ekspedycją?
— W prowincji Sikan.
— Ho, ho! Dokąd się dostał! — Zresztą jest to węzeł górski na wschodnim skraju Himalajów, położony między nim a Seczuańskimi Górami. Wszak słynny Kam, dokąd dążył Przewalski, także się tam znajduje.
Szatrow z zadowoleniem spojrzał na przyjaciela.
— Rzeczywiście, w geografii trudno z tobą rywalizować! Ja z mapą w ręku z trudnością się zorientowałem. Kam — znajduje się w północno-zachodniej części Sikanu, a Tao-Li prowadził badania właśnie w Kamie, we wschodniej części okręgu En-Da.
— Tak, to jest jasne. Proszę, pokaż te nadzwyczajności. Stamtąd można spodziewać się wszystkiego.
Szatrow wydostał z pudła zawiniątko spowite w kilka warstw cieniutkiego szeleszczącego papieru i po odpakowaniu podał wreszcie Dawydowowi odłamek twardej kości wykopaliskowej, która z pierwszego spojrzenia wydawała się nieforemną.
Dawydow ze dwa razy odwrócił ciężki, jasnoszary przedmiot i powiedział:
— Kawał tylnej części czaszki ogromnego drapieżnego dinozaura [8] Dinosaur — należy do wielkiej grupy wymarłych jaszczurów, które przez dłuższy czas zamieszkiwały ziemię od 150 do 80 milionów lat temu.
, cóż w tym nadzwyczajnego?
Szatrow milczał. Dawydow jeszcze raz obejrzał kość i nagle wydał głuchy okrzyk. Szybko położył odłamek na stół i pośpiesznie wyciągnął z żółtej politurowanej skrzyneczki binokularną lupę, wyciągnął ramę statywu, przymocował do niego tubus. Szerokie plecy profesora pochyliły się nad aparatem, przylgnął cały do binokularu, wsuwając jednocześnie pod lupę swoje ogromne ręce z zaciśniętą w nich kością dinozaura. Przez pewien czas w gabinecie panowało milczenie. Szatrow potarł zapałkę. Wtedy Dawydow podniósł sponad binokularów rozszerzone w zdumieniu oczy.
To nie do wiary! Nie mogę znaleźć wyjaśnienia. Czaszka jest przebita na wylot, i to w najgrubszym miejscu kości. Otwór jest o tyle wąski, że nie mógł być przebity rogiem ani zębem jakiegoś zwierzęcia. Gdyby zaś był spowodowany chorobą — nekrozą lub próchnicą — wtedy na krawędziach byłyby widoczne ślady chorobowych zmian! Nie, ten otwór został przebity! Przebity w żywej kości! Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Obie ścianki czaszki. Na wylot, jak gdyby kulą. Gdyby to nie było majaczeniem, powiedziałbym, że jest to ślad kuli… Ale nie! Otwór nie jest okrągły — jest to owalna wąska szparka, jak gdyby wypiłowana, która potem, już w okresie okamienienia kości, wypełniła się kruchą skałą.
Dawydow ostrym ruchem odepchnął statyw binokularów.
— O ile dotychczas nie byłem skłonny do majaczeń, gdyż jestem najzupełniej trzeźwym człowiekiem, to obecnie mogę powiedzieć tylko: dziwny wypadek, niezrozumiały wypadek!
Chłodno popatrzył na Szatrowa. Ten wyciągnął z pudełka drugą paczkę i znowu zaszeleścił papierem.
— Nie mogę sprzeczać się z tobą! — powoli powiedział Szatrow. — Jest to rzeczywiście dziwny wypadek i jeśli dobrze pomyśleć, to można znaleźć niejedno wytłumaczenie. Ale drugi identyczny wypadek może zmusić cię do tego, abyś się wyzbył wątpliwości. A ten drugi wypadek istnieje, ot proszę — O key!
Na stole przed Dawydowem znalazła się druga kość — płaska, o złamanych krawędziach.
Dawydow zaciągnął się może zbyt mocno dymem papierosa i zakaszlał.
— Kawałek lewej łopatki drapieżnego dinozaura — mówił Szatrow pochylając się nad ramieniem przyjaciela — ale nic należy do tego zwierzęcia co czaszka. Jest to większy i starszy okaz…
Dawydow kiwnął głową na znak zgody, nie odrywając jednak spojrzenia od małego owalnego otworu w kościanej płytce — pozostałości łopatki ogromnego jaszczura.
— To samo! To samo! — szepnął zdenerwowany, dotykając palcem krawędzi zagadkowego otworu.
— A teraz liścik od Tao-Li — powoli mówił Szatrow, tając uczucie triumfu.
Jemu, który już pojął wstrząsające znaczenie tego odkrycia, łatwiej było zachować zimną krew.
Zamiast płynnego rosyjskiego języka, w gabinecie daty się słyszeć oderwane angielskie słowa. Szatrow powoli czytał krótką wiadomość, jaką im podał nieżyjący już uczony:
…O czterdzieści mil na południe od En-Da, w systemie lewych dopływów Me-konga, natrafiłem na obszerną kotlinę, zajętą obecnie przez dolinę rzeki Czu-Cze-Czu. Jest to międzygórska zapadlina tzw. rów tektoniczny, zalany potokiem lawy w okresie trzeciorzędowym.
Tam, gdzie wąwóz rzeki przecina na wylot warstwę lawy, można stwierdzić, że grubość jej wynosi trzydzieści stóp. Pod nią leżą miękkie piaskowce, które zawierają mnóstwo kości dinozaurów; pośród nich znalazłem kości w dziwny sposób uszkodzone. Dwie z nich posyłam Panu, ponieważ tym, co znalazłem, jestem zdumiony do tego stopnia, że muszę upewnić się, czy nie tkwi w tym wszystkim jakiś błąd. Nie wszystkie uszkodzenia są takie same. Jedne wyglądają, jak gdyby część kości ścięta była ogromnym nożem, choć nie ulega wątpliwości, że miało to miejsce przed śmiercią zwierzęcia, a właściwie w chwili śmierci. Wiozę do Czun-Kingu więcej niż trzydzieści takich próbek, zebranych w różnych miejscach doliny, gdzie natrafiono na dużą ilość dinozaurów, przy czym szkielety ich zachowane są w całości. Etykiety z dokładnymi danymi dotyczącymi miejsca są wypisane na kościach. Spieszę się bardzo, gdyż chcę odesłać Panu tę paczkę, dokładny list napiszę, gdy wrócę do bardziej komfortowych warunków życia w Seczuanie.
Szatrow zamilkł.
— To wszystko? — z niecierpliwością zapytał Dawydow.
— Tak. Wiadomość równie krótka, jak ważna.
— Zaczekaj Aleksieju Pietrowiczu, daj mi przyjść do siebie. To jakiś sen! Siądziemy sobie spokojnie i omówimy całą tę rzecz. Wszystko mi się w głowie pokręciło, po prostu zgłupiałem.
— Doskonale cię rozumiem, Ilja Andrejewiczu. Trzeba przyznać, że uczony musi mieć dużo odwagi, ażeby wyciągnąć z tego faktu odpowiedni wniosek. Należy zburzyć wszystkie dotychczasowe pojęcia… Nie wykazuję w swoich pracach takiej śmiałości, jak ty, ale widzę, że tu i tyś się zahaczył…
— Dobrze, starajmy się rozumować śmiało, jako że jesteśmy sami i nikt nie pomyśli, że dwa paleontologiczne wieloryby postradały rozum. A więc zaczynam. Wynika stąd, że drapieżne dinozaury zostały zabite jakąś potężną bronią. Siła jej strzału przewyższała najpotężniejszą broń współczesną. Taką broń mogło stworzyć tylko stworzenie myślące, w dodatku stojące na wysokim szczeblu kultury. Czy słusznie mówię?
Читать дальше