Stąd wniosek — kształt człowieka, jego wygląd jako myślącego zwierzęcia nie jest przypadkowy — odpowiada on najbardziej organizmowi, który posiada ogromny, myślący mózg. Pomiędzy wrogimi życiu siłami kosmosu istnieją jedynie wąskie korytarze, które są wykorzystane przez życie, a które określają wizerunek człowieka. Dlatego każda istota myśląca powinna posiadać wiele rysów wspólnych z człowiekiem, zwłaszcza podobną musi mieć czaszkę. Tak, nie ulega wątpliwości, że czaszka musi być podobna do ludzkiej. Oto pokrótce moje wnioski. — Szatrow umilkł. Powstrzymywana z trudem niecierpliwość wreszcie wybuchła: — A teraz pokaż mi wreszcie tego niebiańskiego zwierza, prędzej!
— W tej chwili! — Dawydow przystanął obok szafy. — Muszę przyznać, Aleksy Pietrowiczu, że masz zupełną słuszność! W takich chwilach odczuwa się, jak potężna jest nauka, jak wspaniała jest myśl ludzka…
— Doskonale, zaraz zobaczymy. Pokaż go!
Dawydow wyciągnął z szafy szerokie pudło.
Szatrow ujrzał ciemnofioletową czaszkę, pokrytą ornamentem z wgłębień i rowków, wyrytych w kości. Potężna kopuła — siedlisko mózgu, była zupełnie podobna do ludzkiej, takie same wielkie oczodoły, skierowane prosto przed siebie i oddzielone wąską kością nosową. Potylica oraz krótkie, pionowe kości policzkowe były również zupełnie podobne do ludzkich. Ale zamiast wysuniętej kości nosowej było trójkątne wgłębienie. Od podstawy wgłębienia górna szczęka, podobna do dziobu, z lekka zagięta ku dołowi, ostro wysuwała się naprzód. Dolna szczęka odpowiadała górnej i tak samo nie posiadała śladu zębów. Jej końce, tworzące stawy, opierały się poziomo o wgłębienia na końcach szerokich wyrostków, które opuszczały się ku dołowi z przedniej strony okrągłych dużych otworów znajdujących się po bokach czaszki pod skroniami.
— Czy jest mocna? — cicho zapytał Szatrow i gdy Dawydow potakująco skinął głową, wziął czaszkę do rąk. — Zamiast zębów, widocznie posiadała tnącą rogową powłokę, jak u żółwia? — zapytał Szatrow i nie czekając na odpowiedź mówił dalej: — Budowa szczęk, nosa, narządu słuchowego jest dość prymitywna… Te wgłębienia na kości, cała rzeźba, wskazują, że skóra bardzo dokładnie przylegała do kości, bez podskórnej warstwy mięśniowej. Taka skóra prawdopodobnie nie miała na sobie włosów. A poszczególne k ości… oczywiście, trzeba się jeszcze w tym zorientować, ale proszę spojrzeć: szczęka składa się z dwóch kości, co jest również bardziej prymitywne niż u człowieka…
— To znaczy, że droga ich ewolucji do osiągnięcia stanu myślącego człowieka była krótsza niż u nas — dorzucił Dawydow.
— Właśnie! Tam, na ich planecie, mogły być nieco inne warunki przyrodnicze, inny przebieg procesów geologicznych, inne warunki doboru naturalnego. Oto dlaczego, jeżeli wiek różnych systemów planetarnych, tak jak i gwiazd, jest mniej więcej jednakowy, oni wyprzedzili nas mniej więcej o siedemdziesiąt milionów lat. Ciekawe, czy zbadałeś skład tej kości?
— Dokładnie nie badałem. Ale wiem, że zasadniczym jej składnikiem nie jest fosforan wapnia, jak u nas, ale…
— Czy krzem? — szybko przerwał Szatrow.
— Właśnie. I to jest zrozumiałe: własności chemiczne krzemu podobne są do węgla i dlatego może być wykorzystany w procesach biologicznych.
— Ale szkielet? Pozostałe kości? Czy rzeczywiście nie znaleziono nic?
— Absolutnie nic, prócz… — Dawydow wyciągnął z szafy drugie pudło — prócz tego.
Szatrow ujrzał dwa nieduże metalowe odłamki i okrągły krążek o dwunasto-centymetrowej średnicy. Małe odłamki miały ścianki jednakowej wielkości, ale ułożone były odwrotnie na każdym kawałku. W ogóle zaś każdy odłamek podobny był do ściętego graniastosłupa.
Metal ze względu na jego ciężar podobny był do ołowiu, ale różnił się tym, że był o wiele twardszy i koloru żółtawo-białego.
— Zgadnij, co to jest — powiedział Dawydow podrzucając w ręku ciężką bryłkę.
— Nie mam pojęcia. Jakiś stop… — mruknął Szatrow. — Zresztą jeśli pytasz, to chyba jest to coś niezwykłego.
— Tak, to jest hafn, rzadki metal, o własnościach podobnych do miedzi, ale cięższy i o wiele trudniej topliwy. Posiada jedną ciekawą właściwość — ma dużą zdolność wysyłania elektronów w wysokich temperaturach. To ma już pewne znaczenie, zwłaszcza jeśli spojrzysz na to dziwne zwierciadło.
Szatrow wziął do rąk metalowy krążek, który również okazał się bardzo ciężki. Brzeg krążka był zaokrąglony i miał jedenaście głębokich nacięć, ułożonych wokoło w jednakowych odległościach. Z jednej strony powierzchnia dysku była lekko wgłębiona, wypolerowana i bardzo twarda. Była to przezroczysta jak szkło warstwa, pod którą widniał czysty, srebrzystobiały metal, zżarty z jednego końca przez jakiś brunatny nalot. Przezroczysta warstwa okrążona była pierścieniem twardego błękitno-szarego metalu, z którego właśnie zrobiony był cały krążek. Na odwrocie krążka, w środku, widać było krążek, zrobiony z takiejże przezroczystej masy, pokrytej matowym nalotem, ale o wypukłej, nie zaś wklęsłej, jak na odwrocie, powierzchni. Średnica tego, krążka nie przekraczała sześciu centymetrów. Dookoła zaś był wciąż ten sam błękitnawo-szary metal, na którym ułożone były na kształt pierścienia wyrzeźbione czy też wyciśnięte gwiazdki o różnej ilości promieni, od trzech do jedenastu. Gwiazdki te nie były umieszczone w jakimś określonym porządku, lecz rozgraniczone dwiema spiralnymi liniami, wplecionymi jedna w drugą.
— Krążek zrobiony jest z tantalu, który jest metalem twardym i niesłychanie odpornym. Przezroczysta błonka zrobiona jest z nieznanego związku chemicznego. Zwykła analiza jakościowa nie dała żadnych rezultatów, a bardziej skomplikowanych badań nie zdążyłem jeszcze przeprowadzić. Ale metal pod błonką — to ind, metal o nadzwyczajnych właściwościach.
— Dzięki czemu jest tak nadzwyczajny? — pośpieszył z zapytaniem Szatrow.
— Metal ten jest w naszych instrumentach najlepszym wskaźnikiem promieniowania neutronowego. Że to jest ind, wiem stąd, że zdecydowałem się wyświdrować tutaj, celem analizy…
— Te gwiazdki — czy to jest jakieś pismo, czy też coś innego? — w zdenerwowaniu zapytał Szatrow.
— Możliwe, że to jest jakieś pismo, może są to cyfry, a może schemat tego przyrządu. Obawiam się, jednak, że tego nie dowiemy się nigdy.
— I to wszystko?!!
— Wszystko. Czy tego ci mało, zachłanny człowieku? I bez tego posiadasz coś takiego, co oszołomi całą ludzkość.
— Czy wykopaliście wszystko? — nie mógł się uspokoić Szatrow. — Dlaczego razem z czaszką nie znaleziono szkieletu. Przecież to niemożliwe, aby nie było szkieletu…
— Szkielet oczywiście był, gdyby to była istota bezkostna, nie posiadałaby również czaszki. Wszystko zostało przekopane, przesialiśmy nawet piasek, ale bardzo wątpliwe jest, czy coś tam jeszcze się zachowało…
— Dlaczego jesteś tego tak pewny? daje ci to prawo?…
— Zwykłe rozumowanie. Natrafiliśmy na pozostałości po katastrofie, która zdarzyła się siedemdziesiąt milionów lat temu. Gdyby nie zdarzyła się katastrofa, nie znaleźlibyśmy tej czaszki i w ogóle żadnych szczątków, z wyjątkiem tych dinosaurów, które bez wątpienia będziemy jeszcze spotykać. Jestem pewien, że „oni” — Dawydow wskazał na czaszkę, która nieruchomo spozierała na przyjaciół swoimi oczodołami — bawili u nas bardzo krótko, najwyżej kilka lat i znów odlecieli do siebie. W jaki sposób doszedłem do tego wniosku, opowiem potem. Proszę spojrzeć tutaj — Dawydow rozwinął duży arkusz milimetrowego papieru — oto plan odsłonięcia warstw. „On” — profesor wskazał na czaszkę — znajdował się tutaj na brzegu potoku, z jakimś przyrządem i bronią, która zapewne pozwalała na wykorzystanie energii atomowej. „Oni” już ją znali i korzystali z niej, to nie ulega żadnej wątpliwości, ich obecność tutaj już tego dowodzi. „On” zabił za pomocą broni monoklona, i to z dużej odległości. Prawdopodobnie dinozaury porządnie im uprzykrzały życie. Następnie „on” zajął się czymś i został napadnięty przez olbrzymiego potężnego jaszczura. Czy nie zdążył chwycić swojej broni, czy też broń ta popsuła się — tego się już nie dowiemy. Jasne jest, że potwór został zabity zaledwie o kilka kroków od niebiańskiego przybysza i padł martwy prosto na „niego“. „Jego” zaś broń zepsuła się albo eksplodowała. Zdruzgotany przyrząd mógł wyzwolić skryty w nim ładunek energii i widocznie utworzyło się nieduże pole śmiercionośnego promieniowania. W polu tym zginęło kilka przypadkowo przybyłych tu dinozaurów — wskazuje na to ten stos szkieletów. Promieniowanie nie dosięgło drugiej strony, od południa, albo też było słabsze. Stąd przybyli też mniejsi drapieżnicy, którzy rozwlekli kości szkieletu niebiańskiego przybysza. Czaszka zaś pozostała na miejscu, możliwe, że była dla nich za ciężka, a może została przygnieciona ciężarem głowy dinozaura. Zresztą zginęła również część szakali — o tu znajdują się trzy małe szkielety. Wszystko to odbyło się na nadbrzeżnych wydmach i wiatr bardzo szybko skrył wszelkie ślady tragedii, która się tu zdarzyła.
Читать дальше