Juї miaіem palec na spuњcie i strzeliіbym do niego, bynajmniej nie prуbnie; strzeliіbym - gdyby nie to cierpienie na jego twarzy, jкki dziecinne.
- Och, Booooїe... - jкczy po niemiecku. - Boїeeee mуj, Booooїeee... Haaaahahh...
Tylko wspуіczuж takiego zmartwychwstania. Aleї on siк mкczy; cуї znaczyіa w porуwnaniu z tym jego szybka њmierж w ramionach N'Goto?
Wstajк, podchodzк do niego, wci№ї z Goernerem w rкce. Stojк nad oїywieсcem, ognisko mam z tyіu i po lewej, њwiatіo pada na obficie wyperlon№ potem twarz zombie. Krzywi№ siк jego wargi, przygryza je do krwi (ktуra pіynie, choж pіyn№ж nie powinna, zatrzymana w bezruchu jego serca), marszczy brwi i czoіo, i - nadal jкcz№c - unosi wreszcie powieki.
Widzi mnie, niebieskooki.
Szept: - Boїe, to on...
To ja. Przestraszyі siк? Raczej zdziwiі.
Przystawiam mu czarn№ lufк Goernera do piersi.
- Kim jesteњ? - i ja posіugujк siк piкkn№ mow№ Hitlera. - Sk№d jesteњ? I dlaczego, dlaczego?
Ale on patrzy gdzieњ poza mnie, w cieс. Intensywnoњж jego spojrzenia prowokuje mnie do zerkniкcia wstecz. Nic. Lecz to nie byіa puіapka, prostacki blef. Nadal siк tam gapi; widzi coњ, czego ja dojrzeж nie jestem w stanie. W moim wіasnym cieniu.
- Mуw!
Co robiж, zagroziж mu њmierci№? Wszak raz juї umarі.
- Mуw, bo znowu bкdziesz musiaі siк wskrzesiж.
Nareszcie oprzytomniaі, skupiі na mnie wzrok - to zmartwychwstania siк boi.
- Svetozar Crnjenski.
- Ja.
- Umrzesz.
- Kaїdy umiera. Niektуrzy widaж po wielokroж.
- Umrzesz wkrуtce, taka jest wola Boga.
Czyїby fanatyk? Czy tak wygl№daj№ oczy szalonego fundamentalisty?
- Nie wierzк w Boga - stwierdzam i zaraz absurdalnie przeczк temu stwierdzeniu: - Boga nie ma.
Podnosi siк na іokciach, uњmiecha krzywo; od krwi z wіasnych warg wampirzy to uњmiech.
- Bуg jest samoњwiadom№ i samoorganizuj№c№ siк form№ staіego wypaczenia czasoprzestrzeni, ksztaіtem pustki - mуwi. - Bуg jest inteligencj№ skrzepu ciaіa wszechњwiata. Bуg jest wiecznym nowotworem continuum. Bуg jest istot№ іadu w іonie chaosu. Bуg jest dzieckiem przypadku, zrodzonym ze zmarszczenia i sfaіdowania wszechwymiarowej powierzchni uniwersum w echu eksplozji praj№dra. Ja jestem sіug№ Boga. Bуg chce twojej њmierci, Svetozarze Crnjenski.
5
S№ religie i s№ kulty, a to jest szaleсstwo. Jak rozmawiaж z czіowiekiem dotkniкtym obікdem? Nie znacz№ dlaс me sіowa to, co znacz№ dla mnie, gdy je wypowiadam. Wszystko przenicowane. Ja mуwiк "Bуg", a on widzi jakieњ zwierzк kwantowe.
Jedno zrozumie: groџbк. Strach przed cierpieniem jest uniwersalny.
- Wszystko mi powiesz, bo wiesz, co ciк czeka.
Juї siedzi; masuje sobie kark, popatruj№c zmruїonymi oczyma na rozіoїone po drugiej stronie ogniska przedmioty, nie do niego teraz naleї№ce. Obaj jesteњmy nadzy, lecz w kontraњcie barw naszych skуr ja zdajк siк co najmniej Mulatem. Jest niїszy i mniejszy; on siedzi, ja stojк; i to ja posiadam broс.
- Mуw, mуw.
- Nie mam nic do powiedzenia. Mуj Bуg skazaі ciк na њmierж. Umrzesz. Ja i ty nie posiadamy na to їadnego wpіywu. Temporystom nie podskoczysz. Umrzesz. Taka jest wola mojego Boga.
- Twуj Bуg? Twуj??
- Jest piкciu Bogуw. Mуj Bуg jest Bogiem Zamkniкcia. Sіuїк tylko Jemu i їadnemu innemu.
Jest szaleсcem niew№tpliwie. Lecz sam tkwiк w њrodku szaleсstwa - do jakiego zatem stopnia jego majaki stanowi№ moj№ rzeczywistoњж? On z pewnoњci№ wie nieporуwnanie wiкcej ode mnie. Ale jak odrуїniж prawdк od obікdu, kiedy wszystko wokуі snem wariata siк zdaje? Њredniowieczny kmiotek przeniesiony w dwudziesty pierwszy wiek uwierzy i w nieњmiertelnoњж, bo i czemuї miaіby nie uwierzyж, jednaki to cud.
Zatem daleko bardziej nierozwaїn№ postaw№ byіaby negacja kaїdego jego twierdzenia, aniїeli akceptacja ich wszystkich - przynajmniej dopуki nie sformuіujк jakichњ obiektywnych kryteriуw selekcji moїliwego od niemoїliwego.
- Cуї takiego uczyniіem twemu Bogowi, їe ї№da mej њmierci?
Wzrusza ramionami.
- Co za znaczenie? Moїe coњ; moїe nic; moїe dopiero w przyszіoњci mуgіbyњ uczyniж. Niewaїne. Jego wola jest jasna.
Z ktуrej strony to ugryџж?
- Jak On wygl№da?
Њmieje siк.
- Wygl№da? Jak wygl№da? A to dobre!
- Nie widziaіeњ Go?
- A czy ty widziaіeњ przypadek? Widziaіeњ czas? Widziaіeњ historiк? Jak ona wygl№da? Jak wygl№da j№dro czarnej dziury?
Co za dialog. Za chwilк sam zacznк gadaж jak stukniкty. A jego to bawi.
- W takim razie powiedz mi, sk№d siк tu wzi№іeњ. W jaki sposуb mnie znalazіeњ i jak tu dotarіeњ?
- Bуg mnie posіaі.
Rкce opadaj№. Moїe rzeczywiњcie strzeliж mu w іeb, zrozumie, їe nie їartujк. A jak drugi raz nie zmartwychwstanie? Teraz przynajmniej coњ mуwi. Szlag by to.
- Zaczynasz mnie denerwowaж. Gadaj, o co w tym wszystkim chodzi! Jakim cudem rzuciіo mnie setki lat w tyі? Ty wiesz. Co siк dzieje ze Sіoсcem, Ksiкїycem? Sk№d te trzкsienia ziemi? Kim jesteњ? Mуw, do jasnej cholery!
Znowu siк њmieje. Uderzam go luf№ Goernera w twarz; potem kopiк w brzuch.
- Gadaj!
Od rozciкcia ust zwampirzyі siк ponownie; w bladoњci swej skуry zaiste trupio wygl№da.
Jaszczurczo przygiкty do ziemi, ze spojrzeniem w ogniu, syczy:
- Jest piкciu Bogуw i nie ma we wszechczasie pokoju pomiкdzy Nimi. S№ њwiaty i њwiaty i њwiaty. Nic niezmienne. Jedynie w rуwnowadze stagnacja. Kaїdy dzieс jest teraz i kaїde miejsce jest tu. Poza niemoїliwoњci№ tylko Bуg. Jestem Mu posіuszny. Jestem Mu posіuszny. Jestem Mu posіuszny. Jest piкciu Bogуw i nie ma we wszechczasie pokoju pomiкdzy Nimi. S№ њwiaty i њwiaty i њwiaty. Nic niezmienne. Jedynie w rуwnowadze stagnacja. Kaїdy dzieс...
To jakaњ modlitwa; rodzaj wyznania wiary. Jego credo. Toї to rzeczywiњcie fanatyk.
Ponownym kopniкciem wybijam go z transu. Odwraca wzrok od ognia.
- Wytіumacz mi to. Nie wygaduj tu jakichњ mistycznych bzdur; wytіumacz.
Szkliste oczy. Jak naжpany. Niemoїliwie przekrzywia gіowк, zwierzкco spogl№da na mnie z doіu. W mimowolnym strachu postкpujк krok wstecz. Wcale nie wybiіem go z transu - wpadі w inny, silniejszy. Њlina cieknie mu z ust wraz z krwi№. Nadal siк uњmiecha. W obronnym geњcie unoszк ku niemu Goernera.
- Kim jesteњ?
- Sіug№ mego Boga.
- Jak siк nazywasz?
- Ivan Drachler.
- Sk№d pochodzisz?
- Od Boga.
- Gdzie mieszkasz?
- W Nowym Madrycie.
- Gdzie to jest?
- Na Ziemi.
- Tak, ale gdzie?
- Dla ciebie: w Poіudniowej Ameryce.
- Nie ma tam takiego miasta.
- Jest.
- Kiedy? W jakim czasie?
- Zaіoїono je w siedemnastym wieku.
- Nieprawda.
- ...
- Wytіumacz to.
- S№ њwiaty i њwiaty i њwiaty.
- Data twego urodzenia.
- Nie znam.
- Stulecie przynajmniej.
- Nie znam, nie znam.
- Potrafisz przenosiж siк w czasie?
- Nie jestem temporyst№.
- Temporyњci. Kto to?
- Die Zeitgangern, timewalkers; oni chodz№ przez wszechczas bez pomocy Bogуw.
- A ty?
- Jestem sіug№ mego Boga.
- Gdzie i kiedy siк znajdowaіeњ zanim przybyіeњ tutaj?
- W domu.
- W Nowym Madrycie.
- Tak.
- Kiedy?
- Szуsty maj tysi№c dziewiкжset dziewiкжdziesi№ty siуdmy, ranek.
- Twoja broс pochodzi w pуџniejszego okresu.
- Tak.
- Sk№d j№ masz?
- Od Boga.
- Dlaczego chciaіeњ mnie zabiж?
- Chcк nadal.
- Dlaczego?
- Taka jest wola...
Читать дальше