Javier usiadі, pomasowaі kark.
- Pana їona, panie Chen - mrukn№і Aproxymeo - r№czkк ma jak komandos.
- Widziaіeњ chyba jej akta - zaњmiaі siк basem Chen.
- A gdzie obecnie znajduje siк piкkna pani sierїant? Poszіa polowaж na rozbуjnikуw?
- Ukryіa siк razem z dzieжmi. Nie pytaіem, gdzie konkretnie.
Javier wstaі, rozejrzaі siк. Wygl№daіo to na wnкtrze namiotu - jak wiedziaі z raportуw, miejsce przerzutu w Raavie ukryte byіo pod maskuj№c№ plandek№. Њwiatіo wpadaіo tu jedynie przez szpary w zasіonie wejњcia i dziury po soplach. Wiкkszoњж miejsca zajmowaіy skrzynie i kontenery, poustawiane jedne na drugich. Koіa przerzutu oznaczone byіy wbitymi w ziemiк palikami.
Aproxymeo przysiadі na jednej z pak. Њci№gn№wszy z siebie nadpalon№ koszulк przyjrzaі siк jej z krzywym uњmiechem.
- Poіoїyі na mnie iluzjк, tak?
Chen skin№і gіow№.
- Wyszіo dwуch HasWarT’wich. Tanita, podobnie jak ja, zna go przecieї jeszcze z Doliny. Byliњcie identyczni. Potem on wyj№і strzykawkк i znikn№і. Ty stan№іeњ w ogniu. Wiedziaіa, їe miaі pojawiж siк jedynie porucznik Aproxymeo, z opisu znaliњmy tylko natuaї. Wiкc przyіoїyіa ci i poszіa po okulary. Moїesz to z siebie zdj№ж?
Javier wzruszyі ramionami, strzepn№і rкk№. Rzuciі zaklкcie negacji na caіy namiot.
Chen wstaі. Uњcisnкli sobie dіonie.
- Adam Chen, miіo mi. A ten natuaї rzeczywiњcie robi wraїenie.
- To zwyczajny tatuaї.
- Wiem, wiem. Ale mуwimy w xotha. Na zewn№trz nie mamy nekrotora.
- Rozumiem. ARoSyMeO z Szarpanu, Rda na Dіoni.
- Sіuga uniїony, khan.
- A ta armata na co?
- Cуї, nie kaїdy potrafi rzucaж czary.
- Dla HasWarT’wiego poіoїyж antyprochуwkк to jak splun№ж.
Chen wyszczerzyі zкby.
- Noo, to by siк odrobinк zdziwiі.
- O?
- To taki nasz maіy prywatny projekt. - Mуwi№c, ruszyі ku wyjњciu; Aproxymeo podniуsі siк i zіapaі z westchnieniem za bagaї. - Czary, jak sam zapewne najlepiej wiesz - kontynuowaі Chen - s№ w istocie bardzo precyzyjnymi rozkazami. A proch i proch to jednak rуїnica, a oni tu, na Raavie, nie zajmowali siк tym problemem tak dіugo i z tak№ uwag№ jak nasi naukowcy. Parк rys drogi st№d biegnie trakt z ciкїk№ antyprochуwk№. Mieliњmy czas poeksperymentowaж.
- Chcesz powiedzieж, їe to strzela nawet w jej obrкbie?
- Oczywiњcie, s№ i minusy. Sіabsza siіa rozprкїenia gazуw, a wiкc mniejsza donoњnoњж i impet. Poza tym sypaliњmy mieszankк w іuski rкcznie, metod№ chaіupnicz№, nie ma tu mowy o labolatoryjnej precyzyjnoњci miar: co ktуryњ nabуj po prostu nie wybucha. Ale Dolina zakazaіa nam zabawy z innego powodu. Zdajesz sobie bowiem sprawк, їe to jest wynalazek jednorazowego uїytku. Gdy tylko miejscowi zorientuj№ siк, o co chodzi, natychmiast skonstruuj№ antyprochуwki szersze i obejmuj№ce wszystkie warianty eksplozywnych mikstur, i bкdzie po przewadze - tymczasem my zwrуcimy na siebie tym superprochem ich uwagк, a to jest ostatnia rzecz, jakiej їyczy sobie Ack.
Wyszli juї na zewn№trz namiotu i szli teraz w milczeniu przez dno szerokiego w№wozu do Chaty Chenуw, ktуra znajdowaіa siк po drugiej stronie strumienia, w wiecznym cieniu nawisu stoku. Javier szedі za Chenem, staraj№c siк patrzeж przed siebie i nie daж zdekoncentrowaж otoczeniu. W miarк jak wchodzili w cieс, Sіoсce powoli znikaіo za skaі№. Karminowe niebo, pomimo iї sobie tіumaczyі, їe to nieprawda, przekonywaіo go o wieczorze, w jakim pogr№їa siк ten letni dzieс. W rzeczywistoњci znajdowali siк w Sjeњcie; a sіowo “lato” nie miaіo znaczenia ni w Dniu, ni w Nocy. I tylko zieleс trawy byіa swojska, znajoma.
Chata - to byі dіugi, parterowy, drewniany budynek, czкњciowo wkopany w ziemiк, o pochyіym, krytym sіom№ i mchem dachu. Chenowie zbudowali go tuї po swym przerzuceniu; tu urodziіy siк wszystkie ich dzieci.
Weszli do њrodka. W gіуwnej izbie - salonie - Javier z ulg№ zapadі siк w fotel. Adam Chen pojawiі siк po chwili z dwoma kuflami peіnymi piwa.
- Nasze? - uniуsі brwi Aproxymeo.
- A czyje? Wiesz ile mamy do najbliїszego miasta?
Przez chwilк popijali w milczeniu.
Javier wskazaі stoj№cy w k№cie komputer i dwa stelaїe z elektronicznym zіomem.
- Zgіaszaj№ siк?
- Tak; wci№ї dziewiкcioro.
- I co im powiemy?
- Prawdк.
- Przeіkn№ to?
- A co mog№ zrobiж? Kilkoro siк nawet ucieszy.
Znowu milczenie.
- Ack kazaіa mu wstrzykiwaж przed przerzutami terminow№ truciznк, prawda? - spytaі Aproxymeo nie podnosz№c wzroku znad kufla.
- Yhmhy. Od pocz№tku siк baіa, їe bкdzie chciaі skorzystaж z okazji. Tylko to go mogіo powstrzymaж; bo co innego? Antidotum trzyma w sejfie lekarz na lotniskowcu, wstrzykuje mu w drodze powrotnej.
Aproxymeo zakl№і pod nosem.
- Ten ochroniarz. Ten ochroniarz! Choroba morska, akurat! Zaіoїк siк, їe zuroczyі go. Ciekawym, czy lekarz jeszcze їyje, moїe kazaі mu go zabiж. Tylko nie zauwaїyіem, kiedy wrуciі i przekazaі antidotum. Pewnie poіoїyі jak№њ grub№ iluzjк, a ja nie miaіem przecieї powodu niczego podejrzewaж.
Chen spojrzaі Javierowi w oczy.
- Jak dobry jesteњ w te klocki?
- To znaczy?
- To znaczy, їe chyba nie udaіoby ci siк samemu nauczyж siк otwieraж przejњcie na Ziemiк, co?
Aproxymeo chciaі siк w odpowiedzi szyderczo zaњmiaж, ale przestraszyі siк, їe nie zdoіa unikn№ж nut histerii w tym њmiechu, i ostatecznie tylko popukaі siк w gіowк.
- Ja w ogуle nie jestem mag - wymamrotaі z gorycz№. - Ja tylko powtarzam parк sztuczek, do ktуrych mnie wytrenowaі. Sam siк niczego nie jestem w stanie nauczyж, bo nie znam, nie rozumiem, nie czujк reguі. Satheno?
- Sotte.
- Widzк tylko jedno wyjњcie - odezwaі siк Javier z nagі№ energi№. - Odszukaж HasWarT’wiego i zmusiж go do powrotu. Tylko o nim wiemy z caі№ pewnoњci№, їe zna czar. A nawet gdyby znaі go rуwnieї jakiњ inny mag - to jak by zareagowaі? jak mielibyњmy go przekonaж, zmusiж?
- A jak zmusisz HasWarT’wiego? Moim zdaniem na niego musimy juї wіaњnie machn№ж rкk№. Trzeba znaleџж kogoњ innego, jakiegoњ prawdziwego mistrza - i potargowaж siк. Nic siі№. Pieni№dze, dyplomacja, moїe obietnica wіadzy; w ten sposуb. Od HasWarT’wiego lepiej trzymaж siк z daleka. Szukaж go - jeszcze czego! Zaіoїк siк, їe kr№їy tu gdzieњ w okolicy, nie mуgі daleko odejњж, i sam wyskoczy w najmniej odpowiedniej chwili.
- To dlatego Tanita uciekіa z dzieжmi? Nie trzeba byіo. HasWarT’wi moїe byж juї po drugiej stronie Poіudnia, widziaіem jak wchodzi w coњ w rodzaju teleportu. Niczego takiego mnie nie uczyі, skurwysyn, zatrzymaі to dla siebie.
- Teleport? O czym ty gadasz?
Aproxymeo opisaі bікkitny wir.
- Jak to nie byі teleport, to juї nie wiem co.
Chen wstaі, zacz№і spacerowaж po pokoju; przystan№wszy przy odtwarzaczu CD, wybraі jak№њ pіytк i klepn№і przycisk: ruszyіa uwertura. Stukaі kіykciami do taktu o obudowк kolumny.
- Jedzenia starczy na kilka dekanуw, zawsze zreszt№ mogк polowaж. Zwoіam wszystkich, ale to potrwa. Troje jest na Na Odwrуt, dopiero musz№ zіapaж jakiњ statek. Pytanie: na czyj№ korzyњж gra czas?
- Na pewno nie Ack.
- A HasWarT’wi? Jakie s№ jego cele? Co my wіaњciwie o nim wiemy? Sk№d siк wzi№і na Ziemi, po co w ogуle opuњciі Raavк?
- S№dzisz, їe to spisek? Czyj?
- Nic nie s№dzк. Zadajк pytania. Tak trzeba zacz№ж.
- Umiesz stawiaж Dialogi?
- O, to by siк faktycznie przydaіo. Tanita jest w tym dobra. Nie wiem, czy zabraіa taliк.
Читать дальше