Pogrzebałem kilka minut w necie.
- Czego szukasz? - Piotrek nie grzeszył cierpliwością.
- Zaciekawił mnie ten starzec pod parasolami. Popatrz, co o nim znalazłem. To słynna postać. Cadyk Abraham Elisze.
- Nigdy o nim nie słyszałem.
- Dużo tu tego. - Popatrzyłem na setki wyników wyszukiwania. - Potem przeczytam i jutro ci zreferuję.
- Hmmm... Nasz fotograf ukrył nazwę miejscowości i dostał w głowę przedwojennym młotkiem pochodzącym z tego właśnie miasteczka. Wątki zazębiają się jak u dentysty. Tylko czemu napastnik użył tak starego narzędzia? - dumał mój kumpel.
- Pewnie dlatego, że takie akurat miał w domu. Zastanawiałeś się kiedyś, jak stary jest twój młotek?
-Co?
- Młotek. Pewnie masz w domu jakiś młotek. Ile ma lat? - indagowałem.
- Eeee... Cholera wie, tak w sumie. Może i sporo, bo to po dziadku. - Popatrzył na mnie zdziwiony.
- A twój dziadek kupił go w sklepie żelaznym czy może dostał od swojego dziadka?
Pomyśl sam. To lity kawałek metalu, można go ewentualnie zgubić, ale zepsuć trudno. Jak się trzonek złamie, bez problemu struga się nowy. Jak drzewce jest dobre, z dębiny albo buku, a pracujesz tym sporadycznie, to i trzonek może być od nowości jeden i ten sam.
- Zatem głupi młotek...
- Może mieć sto lat, może sto pięćdziesiąt. Siekiery żyją krócej, ale bywa i tak, że jak jest dobra, ale gdzieś pęknie przy obuchu, to wiejscy magicy próbują pospawać uszkodzenia.
- A gdybym chciał sprawdzić ten mój? Znaczy ile ma lat? Nie ma na nim chyba żadnych oznaczeń, a sklepany jest zdrowo.
- Zacznij od położenia go na wagę - doradziłem. -I zobacz, czy da się masę przeliczyć na rosyjskie funty i łuty.
- Zatem narzędzie przestępstwa ciekawe, ale nic w nim szczególnego - wydedukował.
- Trzeba przefaksować portret sprawcy policji z tamtych okolic. Na lokalnym posterunku ktoś powinien go kojarzyć z widzenia - zasugerowałem. - A nawet jeśli nie, będą wiedzieć, kto może wiedzieć.
- Tia, trzeba w takim przypadku wybrać się z fotografią do sklepu, do fryzjera, do biblioteki... Rutynowe działania. Teraz powinno już pójść jak po maśle. Dzięki. Spojrzałeś świeżym okiem i od razu popchnąłeś robotę.
- Co wiemy o zaatakowanym?
- Hmm... To, że się tak wyrażę, chronione dane osobowe i poufne dane śledztwa! -
nastroszył się.
- Skoro tak... - Wzruszyłem ramionami.
Przepisałem nazwisko z okładki folderka i uruchomiłem wyszukiwarkę internetową.
- Student asp, obecnie na czwartym roku, magisterkę pisze, robiąc dokumentację dublującą prace Wiktora Zina. To znaczy sprawdza, co zostało z obiektów, które pan profesor rysował i fotografował w latach sześćdziesiątych. Do tego ma własną firmę fotograficzną, robi zdjęcia dla dziewczyn ze wsi marzących o karierze modelek, zajmuje się ratowaniem szklanych
negatywów i wykonuje fotografie nagrobkowe na porcelanie. Zakład przejął po dziadku, fotografie pewnie też przodek wykonał - zachichotałem.
- Zgiń, przepadnij, siło nieczysta. - Piotrek parsknął śmiechem. - Ale zdradzając prawdziwe już sekrety organów ścigania, mogę dodać, że nie figuruje w naszych kartotekach.
Choć różnych „artystów” mamy na pęczki. Dzięki, bardzo mi pomogłeś. - Wyraźnie odprężony zabrał się do pałaszowania sernika. - Cienko dziadek zaśpiewa, jak mu powiemy, że już wiemy, kim jest i skąd przyjechał.
Ja tymczasem ponownie zagłębiłem się w folderze. Długo patrzyłem na reprodukcje.
Potem sięgnąłem po lupę.
- Coś mi tu nie gra - westchnąłem wreszcie. - Coś... -Strzeliłem palcami.
- Umiesz to jakoś określić? - zaciekawił się.
- Coś mi w nich nie pasuje. Kompletnie nie pasuje. One... One są zbyt współczesne.
Niepodobne do tych z epoki. To my tak fotografujemy. Akcenty, inne skupienie się na detalu.
Inaczej ustawiamy się do światła. Trudno to wyjaśnić. Albo...
Podszedłem do regału i ściągnąłem dwa numery „National Geographic”. Jeden z lat sześćdziesiątych, drugi prawie współczesny. Otworzyłem na zdjęciach, wybierając tak, by oba przedstawiały ulicę w mieście.
- Rozumiesz? Wystarczy porównać zdjęcie dzisiejsze i takie sprzed kilkudziesięciu lat, żeby załapać, które jest młodsze, a które starsze.
Kumpel popatrzył na fotki i poskrobał się z frasunkiem po głowie.
- Hmm... Skoro tak twierdzisz... W sumie racja. Moda się zmienia i samochody...
Tytanicznym wysiłkiem woli przegoniłem dowcipy o milicjantach, które już wypełzały z różnych zakamarków mojej pamięci.
- Nie to mam na myśli. Moda, fryzury, przyroda i architektura to treść zdjęcia. Jak weźmiesz starą książkę, znajdziesz słowa, których dziś nie używamy. A sposób fotografowania to jak krój czcionki, którą ją wydrukowano - tłumaczyłem łopatologicznie.
Pogrzebałem w sieci, znalazłem aktualne zdjęcia miejscowości. Niewiele zostało z dawnej zabudowy...
- Myślisz, że to lipa? Niby jak miałby to zrobić? Przebrać ludzi w stroje z epoki, rozłożyć rekwizyty i tak dalej? Przecież na tej scenie z targowiskiem jest ze czterysta osób. Stroje, kasa za pozowanie... W dodatku te budynki. Dziś stoi kilka pojedynczych starych domów. Fotograf musiałby odtwarzać tło... - zastanawiał się Piotrek, zaglądając mi przez ramię. - Bzdura jakaś. A może użył programów graficznych?
- To nie jest pozowane ani nie jest to fotomontaż. A jeśli jest, to mistrzowsko zrobiony.
Jak by to powiedzieć... Po prostu mi coś nie gra! Mam przeczucie.
- Też miewam przeczucia - pochwalił się. - To, jak by to powiedzieć, podstawa mojej roboty. I tym razem przeczuwam, że ten młody zaiwanił w Bieżmie tę rolkę filmu, a dziadek, jak się dowiedział, że ktoś w stolicy spija śmietankę, pokazując jego zdjęcia wykonane w czasach młodości, złapał młotek, wsiadł w pociąg i pojechał wymierzyć sprawiedliwość po swojemu.
Spojrzałem zaskoczony.
- To chyba zbyt proste wyjaśnienie - zauważyłem.
- To masz trudniejsze. Dziadek chłopaka, też fotograf, cyknął miejscową dziewczynę, jak się na podwórzu myje w balii. Wtedy, przed wojną, zdołał uciec, oczywiście tego zdjęcia nie umieszczono na wystawie, ale staruszek i tak się domyślił, kto mu przed laty narzeczoną uwiecznił toples.
- Nie zgrywaj się.
- Zazwyczaj zaczynam od najprostszych teorii. -Spoważniał. - Większość motywów,
jakimi kierują się ludzie, jest banalna i prymitywna. Naoglądałeś się filmów i od razu wyobrażasz sobie gang Olsena i genialne planowanie skoków po milionowe fortuny. Rzeczywistość jest szara, nudna i przewidywalna. Zdziwiłbyś się, jakimi prostakami są bandyci.
Niewiele opowiadał o swojej pracy, ale obiło mi się o uszy, że łapał głównie drobnych złodziejaszków.
- To nie mogła być jedna rolka negatywu - mruknąłem. - Nikt nie strzeli trzydziestu sześciu perfekcyjnych fotek pod rząd. Chętnie przyjrzałbym się ich skarnom.
- Dlaczego? Co chcesz znaleźć?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Po prostu gdzieś w mózgu zapaliła mi się żaróweczka.
Czuję, że jestem na tropie czegoś. Czasem tak mam.
Piotrek bezradnie rozłożył ręce.
- Fotograf w chwili, gdy został zaatakowany, miał ze sobą torbę z laptopem i drugą z aparatami. Komputer jest znakomicie zabezpieczony, a prawie każdy katalog chroniony hasłem.
- Policja nie ma swoich ściśle tajnych, niezawodnych metod używanych w takich przypadkach? - zdziwiłem się.
- Policja ma takie metody - mruknął niechętnie. - Ale z tą niezawodnością są czasem problemy. Poza tym, żeby pogrzebać na poważnie, potrzebne jest zezwolenie sądu, a tu na razie nie ma trupa, nie ma też powodu, żeby sprawdzać, co gość trzyma na dysku. Przecież w końcu mamy sprawcę aresztowanego „na gorącym uczynku, aż się prokurator sparzył” - zacytował
Читать дальше