Okazji jest cała masa. Po pierwsze, można wejść do jego mieszkania chwilę po wyjściu jakiegoś chłopa. Niewykluczone, że będzie jeszcze w poczekalni. Strzelę kilka razy z pistoletu z tłumikiem i ukryję się w mieszkaniu naprzeciwko. W domu zazwyczaj jest służąca i kucharka, znajdą go po kilku, może kilkunastu minutach. Ochrana będzie szukać gościa, ale nie znajdzie go prawdopodobnie nigdy. Druga możliwość to zabić go, gdy wróci pijany. Zepchnąć ze schodów w szyb klatki schodowej i po problemie. Chociaż właściwie jest problem. Ten twardy, syberyjski chłop może przeżyć upadek z takiej wysokości, a na dole w stróżówce jest posterunek. Nie będę mógł zbiec na parter i sprawdzić, czy żyje…
Trzecia możliwość – w poczekalni sporo ludzi zostawia prezenty dla gospodarza. Można zatruć butelkę wina lub koniaku i podrzucić. Jest jednak ryzyko, że nie wypije jej od razu. Jeśli poczeka do wieczornego przyjęcia, mogę zabić przypadkowych gości.
Teraz najważniejsza kwestia. Wiem, że potrafię tego dokonać. Wiem jak. Muszę sprawdzić, czy rzeczywiście trzeba… I, oczywiście, muszę czekać na rozkaz.
***
Tego dnia dostałem wolny wieczór. Wziąłem w kasie wypłatę. Mróz był ostry, ale nie miałem jednak ochoty wracać na kwaterę. A może tak raz w życiu zaszaleć? Napić się koniaku z kryształowego kieliszka, posłuchać cygańskiej muzyki, zjeść kawał schabu z suszonymi śliwkami, kromkę białego chleba z coraz droższym czarnym kawiorem… Złapałem dorożkę i kazałem się wieźć do „Villa Rode”.
Przemarzłem po drodze, ale wreszcie znalazłem się na miejscu. Wyniosły szwajcar zastąpił mi drogę, lecz gdy pokazałem odznakę, cofnął się bez słowa. Wszedłem do sali. Spodziewałem się muzyki i niebiańskiej woni potraw, a zamiast tego trafiłem na scenę jak z koszmarnego snu. Orkiestra zamarła, trzymając opuszczone instrumenty. Jakiś oficer, śmiertelnie blady, stał pod ścianą. Agent Kiszlot celował do niego z nagana. Mężczyzna w mundurze, wypatroszony szablą jak świnia, leżał na dywanie pomiędzy stolikami. Żył jeszcze. Przerażeni goście zebrali się przy scenie.
Rasputin klęczał nad konającym. Modlił się donośnie przepitym, gardłowym głosem i jednocześnie przesuwał nad rozległą raną swoimi spierzchniętymi od mrozu dłońmi. Patrzyłem, milcząc, głęboko zdumiony. Krew przestała płynąć, zasychała w oczach. Byłem świadkiem cudu, szalonego cudu. A więc to, co o nim gadali, było prawdą?! A potem leżący mężczyzna drgnął spazmatycznie i oczy wywróciły mu się białkami do góry. Koniec.
– Co tu się stało? – szeptem zapytałem kelnera.
– Pokłócili się i pocięli szablami… – wyjaśnił.
Rasputin zamknął zmarłemu powieki. Wstał ociężale i uśmiechnął się smutno. Do wnętrza restauracji teraz dopiero wpadł lekarz i patrol policji wezwanej widocznie telefonicznie. Grigorij podszedł do mnie. Wiedziałem, że z miejsca rozpoznał we mnie agenta z ekipy, która się nim zajmuje.
– Nic tu po nas – powiedział. – Jedźmy na kwaterę.
Kiszlot obejrzał się w naszą stronę. Dałem mu uspokajający znak ręką. Wezwano nam dorożkę i po chwili jechaliśmy już zaśnieżonymi ulicami.
– Moc mnie opuszcza – westchnął Rasputin.
Spojrzałem na niego, zdumiony. Jeśli takich rzeczy był w stanie dokonać pijany w sztok i pozbawiony mocy, to co potrafił, gdy dopisywały mu siły?
***
Godzina dziewiąta dwadzieścia sześć. Czuwaliśmy na stanowisku. Rasputin wstał już z łóżka. Przez podwójne drzwi słyszeliśmy, jak śpiewa chłopską piosenkę. Donośny bas wprawiał lustrzane szybki w drżenie. Na schodach pojawiła się kobieta okryta szerokim, ciemnym szalem. Zapukała do drzwi i zaraz została wpuszczona.
– Anna Wyrubowa – mruknął Sokołow, notując w kajecie nazwisko i godzinę odwiedzin.
Uniósł słuchawkę telefonu.
– Jak na dole? – zapytał chłopaków z posterunku w stróżówce. – Tak, rozumiem.
Odłożył na widełki.
– Czeka na niego samochód – wyjaśnił. – No to mamy kilka godzin wolnego.
Faktycznie, po chwili drzwi szczęknęły i zaaferowany Rasputin wyszedł z mieszkania w towarzystwie Wyrubowej. Był wyraźnie poruszony, idąc zapinał koszulę. Kobieta usłużnie niosła jego szubę przerzuconą przez ramię.
– Coś mu się spieszy – zauważyłem.
Sokołów kiwnął głową.
– Znowu pojedzie do pałacu – powiedział. – Widać następcy tronu się pogorszyło.
Spojrzałem na niego pytająco.
– Słyszałem, że jest chory… – podchwyciłem.
– Owszem, to już teraz żadna tajemnica, pół miasta plotkuje… Książę Aleksy cierpi na hemofilię… Dość częsta przypadłość wśród potomków angielskiej królowej Wiktorii.
– Hemofilia to coś z krwią?
– Taaa… Nie krzepnie mu. Najlżejsze zranienie paprze się tygodniami, każde uderzenie powoduje wylewy pod skórą.
– On go leczy?
Agent kiwnął głową.
– Tak mówią. Ta choroba jest nieuleczalna, ale Rasputin ma podobno uzdrawiające dłonie. Potrafi powstrzymać krwotok, ulżyć w cierpieniach. I obiecał, że za kilka lat choroba się cofnie. Ostatnio książę odwiedzał z ojcem linię frontu. W jego zdrowiu musiała nastąpić radykalna poprawa. A teraz widocznie znowu jest gorzej.
Przypomniałem sobie wieczorne wydarzenia w „Villa Rode”. Ciekawe, co powiedziałby na to Jusupow. Bo jeśli z hemofilią to prawda, jego pomysł likwidacji chłopa dla ratowania monarchii jest, delikatnie mówiąc, chybiony.
***
Zaspałem odrobinkę, nie zdążyłem nic zjeść, ale na posterunku byłem o czasie. Szósta rano. Zmiana warty. Zapukałem, jak było umówione. Otworzył mi agent Kiszlot. Wyglądał na zdrowo zmęczonego. Biła od niego woń kawy, zresztą całe mieszkanie przesiąkło tym zapachem.
– Przejmuję obserwację. – Strzeliłem obcasami.
– Zdaję posterunek. – Uśmiechnął się lekko. – Przekazuję obiekt. Tu są raporty. – Wskazał papier leżący na stoliku. – Oddasz Sokołowowi?
– Oczywiście, przyjdzie około dziesiątej.
– Wróciliśmy dopiero o czwartej rano. Rasputin spił się jak bela w „Villa Rode”. Trzeba było odwieźć go do domu. Ano nic, idę odespać… Dała mi w kość ta noc.
Zamknąłem za nim drzwi, a potem poszedłem do kuchni. Rozdmuchałem żar w piecu, dorzuciłem garść drewek i postawiłem czajnik wody na herbatę. Ktoś zapukał do drzwi w umówiony sposób. Dwa szybkie uderzenia, trzy normalne i jedno mocne na koniec.
Przekręciłem klucz w zamku i… Rasputin wparował do mieszkania. Rzucił na mnie okiem i rozejrzał się po wnętrzu.
– Co, tamci już poszli spać? – mruknął. – Ciort popieri.
Spostrzegł raport leżący na stoliku i porwał go w dłoń.
– To jest ściśle tajne! – Usiłowałem wyrwać mu papier, ale machając ręką, oganiał się jak od muchy.
– Daj spokój – poprosił. – Sprawdzę tylko, co to wczoraj było… hmmm… Wypiwszy trzy butelki wina, zwalił się na podłogę, nieprzytomny, więc z agentem Szyczkinem zdecydowaliśmy się wezwać dorożkę…
Rzucił obojętnie dokument na miejsce.
– Jak to? – zdziwił się. – Trzy zaledwie butelki wina i mnie zmogło? Bzdury jakieś wypisują.
Odwrócił się w stronę drzwi i przez chwilę kontemplował aparat fotograficzny oraz całą resztę wyposażenia.
– Fiu, fiu – mruknął. – Model jak w Carskim Siole. Korytarz chcecie fotografować? Bez sensu… Chyba że moich gości. – Pogroził mi palcem. – Herbatką poczęstujesz?
Czajnik zaszumiał w kuchni. Rasputin wszedł tam, zestawił go z ognia. Zajrzał do pudełka i powąchał zawartość.
Читать дальше