Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok

Здесь есть возможность читать онлайн «Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czerwone dywany, Odmierzony krok: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwone dywany, Odmierzony krok»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książka jest swoistego rodzaju wizją przyszłej Europy i Polski, jest to spojrzenie apokaliptyczne, gdyż rzeczywistość, która nadejdzie, będzie zmierzchem świata. Już teraz rozpadają się banki, bankrutują rządy, narastają konflikty etniczne, religijne i społeczne. O tym wszystkim jest mowa w tej książce.

Czerwone dywany, Odmierzony krok — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwone dywany, Odmierzony krok», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Teraz Jacqueline patrzyła na niego ze zdumieniem.

– Zupełnie nie rozumiem…

– Wielu rzeczy pani nie rozumie.

Ugryzł się w język. Do diabła z nią, myślał. Do diabła z tym wszystkim. Obejdzie się. Dzisiaj nie jest sobą, i tyle. Pójdzie wieczorem do wartowników na pagórek, skręcą jakiś flakon, to ulży duszy.

Zjazd w prawo. Przyhamował. Powinien powiedzieć przez interkom, że tutaj będą nocować i że koniec na dziś, ale właściwie po co? Oczu nie mają? Samochód zakołysał się na wybojach. Jacqueline milczała, on też. Wolał się jej nie przyglądać. W telewizji zastąpił platfusów wielki Murzyn z wygoloną w borsucze paski glacą, który skandował coś rytmicznie, ocierając się tłustym brzuchem o chórzystki.

To był fakt, ona nic nie rozumiała. I zresztą, właściwie, po co by miała rozumieć? Przyjechała z innego świata, odegra tu swoje i wróci tam, gdzie jej miejsce. Trudno mieć o to do niej pretensje. I trudno wymagać, żeby było inaczej.

Wysypany żużlem, ogromny plac był już pusty – nikt się o tej porze nie spodziewał tutaj klientów. Perhat, zwalniając do minimum, zawinął jedenastometrowym cielskiem ciężarówki i ustawił się burta w burtę obok Wielkiego Piątka, przodem w kierunku wyjazdu. Potem zgasił silnik. Przez chwilę wpatrywał się w wyschnięte zarośla oddzielające parking od szosy.

– No, to wszystko na dziś – powiedział wreszcie.

– Tak… Dziękuję – skinęła głową. – Pójdę już. Muszę się przygotować do wieczornej transmisji.

Nieoczekiwanie dla samego siebie dotknął jej dłoni -szczupłej, wypielęgnowanej dłoni, która znieruchomiała pod jego muśnięciem. Zdobył się na to, żeby spojrzeć jej w oczy. Nie, chyba nie była na niego zła.

– Przepraszam – nie miał w zwyczaju używać tego słowa zbyt często. – To znaczy, za to, co powiedziałem.

Potrząsnęła głową.

– Nie musi pan przepraszać. To chyba prawda. Czasem mam takie wrażenie, że czegoś tutaj naprawdę nie rozumiem.

– I niech tak zostanie. Lepiej dla pani. Tak, teraz wreszcie mógłby wreszcie zacząć tę rozmowę, do której przymierzał się od rana, i którą udaremnił telefon z Kolonii.

– Pójdę – powtórzyła po długiej chwili. – Muszę się przygotować…

Odwracała się już, kiedy drzwiczki po jej stronie otworzyły się raptownie. Nie trzymał jej za rękę od dobrych paru sekund ani nie patrzyli sobie w oczy, a mimo to poczuł się jak przyłapany.

– Zbieraj się, kochanie – zawołał ktoś nienaturalnie wesoło. – Ciuchy, makijaż i wchodzimy na antenę! Cześć, szefie – rzucił ponad kolanem Jacqueline do Perhata, któremu nie chciało się odpowiedzieć nawet najbardziej niedbałym skinieniem głowy.

To był Claude. Przez otwarte drzwi w przyjemny chłód kabiny wdarł się natychmiast powiew upalnego, rozgrzanego w piecu sierpniowego dnia powietrza. Perhat wolał nie myśleć, co się teraz dzieje w kilku nie klimatyzowanych wozach, które musiał wynająć we Lwowie, kiedy okazało się, że ładunek nie mieści się na jego trakach.

– Drzwi! – rzucił na wszelki wypadek, kiedy Jacqueline, przy akompaniamencie trajkotu Claude'a, zsunęła się z siedzenia wprost na ziemię. Przymknęła je nieumiejętnie, musiał przechylić się i trzasnąć porządnie. Klimatyzacja zaszumiała ze zdwojoną siłą, poruszona nagłym wzrostem temperatury.

Siedział chwilę, zastanawiając się, po diabła żabojad wyskoczył ze swojego wozu i przybiegł w podskokach otworzyć Jacqueline drzwi. To „cherie” – doszedł w końcu do wniosku – było przeznaczone dla niego. Najwyraźniej żabojad chciał przypomniać Perhatowi, że mówią sobie z tą kobietą per „kochanie”. Zachciało mu się śmiać.

Trzeba się było brać do pracy. Zakrzątnąć się wokół obozowiska, dopilnować ludzi, wyznaczyć służby… Otworzył drzwi i zsunął się po stromym błotniku na szurgoczący pod podeszwami żużel.

*

Budynki Świętego Mykoły, roztasowane w sosnowym lesie, nieco ponad dwadzieścia kilometrów na południe od Lwowa, zajmowały dobrych kilkanaście hektarów. Projektowali je i budowali jeszcze sowieci, z właściwą sobie pogardą dla racjonalnego gospodarowania ludzkim wysiłkiem, materiałami budowlanymi i przestrzenią. Ogromne gmaszyska, mające w sobie coś z egipskich piramid, oddzielone były jedno od drugiego szerokimi na kilkadziesiąt metrów placami. Później, kiedy już szpital zmienił patrona z Bohaterów Pracy Socjalistycznej na Świętego Mikołaja, place te zaczęto jak popadnie zabudowywać. Najpierw pojawiły się niskie budynki z dodatkowymi izbami chorych, pomieszczeniami gospodarczymi i gabinetami diagnostycznymi dla nie przewidzianej w pokracznych gigantach nowoczesnej aparatury. Potem, kiedy u Świętego Mykoły rozpoczął swe rządy profesor Jurij Kostyszyn, resztę wolnej przestrzeni wypełniło mrowie baraczków oraz parterowych domków z charakterystycznymi amerykańskimi elewacjami z plastikowych listew. W miarę, jak ranga szpitala wzrastała, przybywało na jego terenie mieszkań, sklepów i magazynów, aż w końcu pomiędzy sowieckimi marmurami wyrosło niewielkie miasteczko.

Miasteczko to, siedziba wybrańców losu, zazdrośnie strzegło swego dobrobytu przed nieproszonymi gośćmi. Otaczający je dwumetrowy mur podwyższono i wzmocniono podwójnym płotem z drutu kolczastego, wzdłuż którego krążyli ubrani w czarne uniformy wartownicy. Mówiło się o rozmieszczonych gęsto czujnikach, kamerach i śmiercionośnych pułapkach, które czekały na intruzów, nikt jednak nie wiedział o nich nic pewnego. Ani z zewnątrz, ani od strony budynków dostępnych dla pacjentów nie dawało się zbyt wiele zobaczyć, a strażników mądrzej było nie pytać. Gdyby zresztą ktoś przejawiał nadmierną ciekawość, zajęliby się nim sami miejscowi. Szpital w ten lub inny sposób zapewniał utrzymanie całej okolicy, wszelkie ludzkie nadzieje na względne bezpieczeństwo opierały się wyłącznie na budzącym powszechny szacunek ordynatorze. Kostyszyna nie nazywano tu inaczej niż „nasz profesor”, a za samo wymówienie jego nazwiska bez należytego szacunku bito bez pardonu w pysk.

W kruchej równowadze sił Kostyszyn zdołał sobie wywalczyć pozycję udzielnego księcia. Najstarsi lekarze twierdzili zresztą, że feudalny system rządów obowiązywał w kompleksie szpitalnym od zarania jego dziejów, a Kostyszyn jedynie rozwinął go stosownie do możliwości, o jakich nie mógł śnić żaden z poprzedników. Kostyszyn miał układy ze wszystkimi drużstwami, zmieniał je zależnie od tego, które w danej chwili kontrolowało kluczowe ministerstwa, ale nigdy nie pozwolił, aby którekolwiek przejęło kontrolny pakiet udziałów. Nawet wszechpotężny Potapow musiał powściągnąć zapędy do ściślejszego podporządkowania sobie Świętego Mykoły. Szpitala potrzebowali wszyscy i już samo to było gwarancją jego niezależności – ktokolwiek próbowałby naruszyć stan rzeczy, tworzył przeciwko sobie zwarty front pozostałych. Kostyszyn z kolei był wystarczająco rozsądny, by nie wykraczać poza swoją dziedzinę. Zadowalał się dochodami, jakie dawało mu prowadzenie wzorcowej kliniki, korzystającej ze specjalnej życzliwości rządu i organizacji międzynarodowych. Poza tym pozwalał swoim ludziom działać tylko w kilku branżach, ściśle związanych z ich podstawową specjalnością.

Mało kto wiedział, że Profesor już od dobrych kilku lat coraz rzadziej opuszczał swą luksusową willę. Prowadzenie interesów powierzył najstarszemu z synów, wykształconemu starannie w Ameryce, w specjalności nie mającej nic wspólnego z medycyną. Bieżącymi sprawami kierował natomiast Kuziew. Tylko wtajemniczeni wiedzieli, że tak naprawdę to Kuziew był zawsze prawdziwym mózgiem i że to jego spryt zadecydował o powodzeniu szpitala w trudnych latach. Kuziew był wystarczająco przebiegły i bystry, żeby dołączyć do grona najpotężniejszych. Ale sama przebiegłość nie wystarczała. Potrzeba jeszcze było odpowiedniej pozycji do startu, koneksji, fortuny, którą można by pomnożyć, a wreszcie charyzmy pozwalającej pociągnąć ludzi za sobą, by potem rosnąć na ich wysiłku. Kuziew nie miał żadnej z tych rzeczy, Kostyszyn – wszystkie. Obaj polegali na sobie niemal bezgranicznie, na ile ludzie mogą na sobie polegać, i wydawało się oczywiste, że młody Kostyszyn będzie na Kuziewie polegał nie mniej niż ojciec.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Rafał Dębski - Labirynt Von Brauna
Rafał Dębski
Mary Balogh - Niebezpieczny Krok
Mary Balogh
libcat.ru: книга без обложки
James Patterson
Rafał Ziemkiewicz - Wybrańcy bogów
Rafał Ziemkiewicz
Rafał Ziemkiewicz - Polactwo
Rafał Ziemkiewicz
Rafał Ziemkiewicz - Pieprzony Los Kataryniarza
Rafał Ziemkiewicz
Andrzej Pilipiuk - 2586 kroków
Andrzej Pilipiuk
Hans Andersen - Czerwone buciki
Hans Andersen
Отзывы о книге «Czerwone dywany, Odmierzony krok»

Обсуждение, отзывы о книге «Czerwone dywany, Odmierzony krok» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x