Stanislaw Lem - Niezwyciężony
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanislaw Lem - Niezwyciężony» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niezwyciężony
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niezwyciężony: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezwyciężony»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niezwyciężony — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezwyciężony», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Po prostu zamarzł — odpowiedział McMinn, i teraz dopiero zauważył, że ma na sobie fartuch. Odpiął sprzączki i rzucił go na stojący obok pusty fotel. Śliska tkanina osunęła się i spadła na podłogę.
— Więc jakie jest zdanie panów? — podjął nieustępliwie astrogator.
— Nie mam żadnego — powiedział McMinn. — Mogę tylko powiedzieć, że ci ludzie nie ulegli zatruciu.
— Jakaś rozpadająca się szybko substancja radioaktywna? Albo twarde promieniowanie?
— Twarde promieniowanie w dawkach zabójczych pozostawia ślady: wynaczynienia, petechie, zmiany w obrazie krwi. Nie ma takich zmian. Nie ma też radioaktywnej substancji, która, zażyta w dawce śmiertelnej przed ośmiu laty, znikłaby bez śladu. Tutejszy poziom radioaktywności jest niższy od ziemskiego. Ci ludzie nie zetknęli się z żadną formą aktywności promienistej. Za to mogę ręczyć.
— Ale coś ich przecież zabiło! — podniesionym głosem powiedział planetolog Ballmin.
McMinn milczał. Nygren powiedział coś do niego po cichu. Biochemik skinął głową i wyszedł, mijając rzędy siedzących. Wtedy i Nygren zeszedł z podium i usiadł na swoim miejscu.
— Sprawa nie wygląda dobrze — powiedział astrogator. — W każdym razie od biologów nie możemy spodziewać się pomocy. Czy któryś z panów ma coś do powiedzenia?
— Tak.
Wstał Sarner, fizyk atomista.
— Wytłumaczenie końca „Kondora” tkwi w nim samym — powiedział. Popatrzył na wszystkich po kolei swymi oczami dalekowzrocznego ptaka. Przy czarnych włosach tęczówki miał prawie białe. — To znaczy ono tam jest, tylko nie umiemy go na razie odczytać. Chaos, panujący w kajutach — nienaruszone zapasy, układ i rozmieszczenie zwłok, uszkodzenia instalacji — wszystko to coś oznacza.
— Jeśli nie ma pan nic więcej do powiedzenia… — rzucił zniechęcony Gaarb.
— Powoli. Znajdujemy się w ciemności. Musimy szukać jakiejś drogi. Na razie wiemy bardzo niewiele. Mam wrażenie, że pewnych rzeczy, które widzieliśmy na pokładzie „Kondora”, nie mamy odwagi przypominać. Dlatego z taką uporczywością wracaliśmy do hipotezy zatrucia i wywołanego nim zbiorowego obłędu. W interesie nas samych — i przez wzgląd na tamtych — musimy jednak być wobec faktów bezwzględni. Proszę, a raczej zgłaszam kategoryczny wniosek, żeby każdy z was powiedział tu, zaraz, co było najbardziej szokujące na „Kondorze”. Czego, być może, nie powiedział nikomu. O czym pomyślał, że trzeba to zapomnieć.
Sarner usiadł. Rohan, po krótkiej walce wewnętrznej, powiedział o tych kawałkach mydła, które zauważył w łazience.
Potem wstał Gralew. Pod warstwą podartych map i książek pełno było na pokładzie zeschłych odchodów.
Ktoś inny powiedział o puszce konserw, która nosiła ślady zębów. Jakby usiłowano rozgryźć blachę. Gaarba najbardziej przeraziły bazgroty w książce pokładowej i wzmianka o „muszkach”. Nie poprzestał na tym.
— Powiedzmy, że z tego tektonicznego rowu w „mieście” wydostała się fala gazów trujących i wiatr przyniósł ją do rakiety. Jeśli, wskutek nieostrożności, klapa została nie domknięta…
— Nie domknięta była tylko klapa zewnętrzna, kolego Gaarb. Świadczy o tym piasek w komorze ciśnień. Wewnętrzna była zamknięta…
— Mogli ją zamknąć potem, gdy już zaczęli odczuwać trujące działanie gazu…
— Przecież to niemożliwe, Gaarb. Wewnętrznej klapy nie otworzy pan, kiedy otwarta jest zewnętrzna. Otwierają się na przemian, to wyklucza wszelką nieostrożność czy niedbalstwo…
— Ale jedno nie ulega dla mnie wątpliwości, że to się stało nagle. Zbiorowe szaleństwo — już nie mówię o tym, że w czasie lotu w próżni zdarzają się wypadki psychozy, ale nigdy na planetach, i to dosłownie w kilka godzin po lądowaniu. Zbiorowe szaleństwo, ogarniające całą załogę, mogło być tylko wynikiem zatrucia…
— Albo zdziecinnienia — zauważył Sarner.
— Jak? Co pan mówi? — osłupiał Gaarb. — Czy to ma być… żart?
— Nie żartuję w takiej sytuacji. Powiedziałem o zdziecinnieniu, bo nikt o tym nie powiedział. A jednak — te gryzmoły w książce pokładowej, te porozdzierane almanachy gwiazdowe, te z trudem rysowane litery… widzieliście je, prawda?
— Ale co to znaczy? — spytał Nygren. — Czy to ma być jednostka chorobowa?
— Nie. Chyba nie ma takiej, prawda, doktorze?
— Na pewno nie.
Znowu zapadło milczenie. Astrogator wahał się.
— To może nas popchnąć w fałszywym kierunku. Wyniki nasłuchów nekroptycznych są zawsze niepewne. Ale teraz nie wiem, co mogłoby nam jeszcze zaszkodzić. Doktorze Sax…
Neurofizjolog przedstawił obraz uzyskany z mózgu zamarzniętego w hibernatorze, jak również nie omieszkał powiedzieć o sylabach, które pozostały w słuchowej pamięci nieboszczyka. Wznieciło to istną burzę pytań; ich ogień krzyżowy dosięgnął także Rohana, bo i on brał udział w eksperymencie. Ale nie doszli niczego.
— Te plamki kojarzą się z „muszkami”… — powiedział Gaarb. — Zaraz. A może przyczyny śmierci były różne? Powiedzmy, że załogę opadły jakieś jadowite owady; w końcu, nie da się stwierdzić śladu drobnego ukłucia na zmumifikowanej skórze. A ten, znaleziony w hibernatorze, po prostu usiłował się ukryć przed tymi owadami, by ujść losu towarzyszy… i zamarzł.
— Ale dlaczego przed śmiercią zapadł na amnezję?
— To jest utrata pamięci, tak? Czy to zostało z całkowitą pewnością stwierdzone?
— O tyle, o ile pewne są wyniki badania nekroptycznego.
— Ale co powiecie o hipotezie tych owadów?
— Niech się wypowie w tej sprawie Lauda.
Był to główny paleobiolog statku; wstał, czekając, aż wszyscy się uciszą.
— Nieprzypadkowo nie mówiliśmy w ogóle o tak zwanych „muszkach”. Każdy, kto choć trochę orientuje się w biologii, wie, że żadne organizmy nie mogą żyć poza określonym biotopem, to jest jednostką nadrzędną, na którą składają się środowisko i wszystkie w nim żyjące gatunki. Tak jak w całym poznanym Kosmosie. Życie albo wytwarza olbrzymią rozmaitość form, albo nie powstaje wcale. Owady nie mogły powstać bez równoczesnego rozwoju roślin naziemnych, innych ustrojów symetrycznych, bezkręgowych i tak dalej. Nie będę wam wykładał ogólnej teorii ewolucji, myślę, że wystarczy, jeżeli zapewnię was, że to niemożliwe. Nie ma tutaj żadnych trujących much ani innych członkonogich stawonogów, czy pajęczaków. Nie ma też żadnych form z nimi spokrewnionych.
— Nie może pan być tak pewny swego! — zawołał Ballmin.
— Gdybyście byli moim uczniem, Ballmin, nie dostalibyście się na ten pokład, bo byście nie zdali u mnie egzaminu — powiedział niewzruszony paleobiolog, i obecni mimo woli uśmiechnęli się. — Nie wiem, jak tam z planetologia, ale z biologii ewolucyjnej niedostatecznie!
— Już się z tego robi typowy spór fachowców… nie szkoda na to czasu… ? — szepnął ktoś do Rohana z tyłu.
Rohan odwrócił się i zobaczył szeroką, opaloną twarz Jarga, który mrugnął doń porozumiewawczo.
— Więc to może nie są owady pochodzenia miejscowego — upierał się przy swoim Ballmin — może przywieziono je skądś.
— Skąd?
— Z planet Nowej…
Teraz wszyscy zaczęli mówić naraz. Trwało to dobrą chwilę, nim dało się uspokoić zgromadzonych.
— Koledzy! — powiedział Sarner. — Wiem, skąd wziął swój pomysł Ballmin. Od doktora Gralewa…
— Trudno, nie wypieram się autorstwa — rzucił fizyk.
— Doskonale. Powiedzmy, że na luksus prawdopodobnie brzmiących hipotez już nie możemy sobie pozwolić. Że potrzebujemy hipotez szalonych. Niech będzie i tak. Panowie biolodzy! Powiedzmy, że jakiś statek z planety Nowej przywiózł tu tamtejsze owady. Czy mogły się zaadaptować do miejscowych warunków?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niezwyciężony»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezwyciężony» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niezwyciężony» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.