Stanislaw Lem - Niezwyciężony
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanislaw Lem - Niezwyciężony» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niezwyciężony
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niezwyciężony: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezwyciężony»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niezwyciężony — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezwyciężony», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Jeśli hipoteza ma być szalona, to mogłyby — zgodził się ze swego miejsca Lauda. — Ale nawet szalona hipoteza musi tłumaczyć wszystko.
— To znaczy?
— To znaczy, że musi wyjaśnić, co pogryzło cały pancerz zewnętrzny „Kondora”, i to do tego stopnia, że jak mi mówią inżynierowie, statek w ogóle nie będzie zdolny do lotu, dopóki nie zostanie poddany bardzo gruntownemu remontowi. Czy sądzicie może, że jakieś owady przystosowały się do spożywania stopu molibdenowego? Jest to jedna z najtwardszych substancji w całym Kosmosie. Inżynierze Petersen, co może wziąć ten pancerz?
— Kiedy jest dobrze zacementowany, właściwie nic — powiedział zastępca głównego inżyniera. — Można to trochę nawiercić diamentami, ale na to trzeba tony wierteł i tysiąca godzin czasu. Już raczej kwasami. Ale to są kwasy nieorganiczne, muszą działać w temperaturze co najmniej dwu tysięcy stopni i w obecności odpowiednich katalizatorów.
— A co, według pana, zgryzło pancerz „Kondora”?
— Nie mam pojęcia. Wyglądałby tak, gdyby siedział w kąpieli kwasowej i w odpowiednim żarze. Ale jak to zostało zrobione — bez łuków plazmowych i bez katalizatorów — tego nie umiem sobie wyobrazić.
— Macie wasze „muszki”, kolego Ballmin — powiedział Lauda i usiadł.
— Myślę, że nie ma sensu kontynuować dyskusji — odezwał się milczący dotąd astrogator. — Może było na nią jeszcze za wcześnie. Nie pozostaje nam nic innego, jak prowadzić badania. Podzielimy się na trzy grupy. Jedna zajmie się ruinami. Druga „Kondorem”, a trzecia dokona kilku wypadów w głąb pustyni zachodniej. To jest maksimum naszych możliwości, bo nawet jeśli uruchomi się niektóre maszyny „Kondora”, nie mogę zdjąć z perymetru więcej aniżeli czternaście energobotów, a w dalszym ciągu będzie obowiązywał trzeci stopień…
Pierwszy
Tląca, śliska czerń otaczała go ze wszystkich stron. Dusił się. Rozpaczliwymi ruchami usiłował odepchnąć niematerialne jak gdyby, okręcające go zwoje, zapadając się coraz głębiej, z krzykiem wtłoczonym w obrzękłe gardło, daremnie szukał broni, był nagi, ostatni raz wytężył wszystkie siły, by krzyczeć. Ogłuszający dźwięk wyrwał go ze snu. Rohan wyskoczył z koi na pół przytomny, wiedząc tylko tyle, że otacza go mrok, w którym nieustannie dzwoni alarmowy sygnał. To już nie był koszmar. Zapalił światło, narzucił kombinezon i pobiegł ku windzie. Tłoczyli się przy niej na wszystkich poziomach ludzie. Słychać było przeciągły dźwięk sygnałów, czerwone napisy ALARM gorzały ze ścian. Wbiegł do sterowni. Astrogator, ubrany jak za dnia, stał przed głównym ekranem.
— Odwołałem już alarm — powiedział spokojnie. To tylko deszcz, Rohan, ale niech pan patrzy. Bardzo ładne widowisko.
W samej rzeczy ekran, który ukazywał górną część nocnego nieba, jarzył się niezliczonymi iskrami wyładowań. Krople deszczu, padając z wysokości, trafiały w niewidzialną, nakrywającą „Niezwyciężonego” na kształt olbrzymiej czaszy osłonę pola siłowego i obracając się w mgnieniu oka w mikroskopijne płomienne wybuchy, oświetlały cały krajobraz migotliwym światłem, podobnym do ustokrotnionej zorzy polarnej.
— Należałoby lepiej zaprogramować automaty… — słabym głosem powiedział Rohan, zupełnie już przytomny. Odechciało mu się snu. — Muszę powiedzieć Ternerowi, żeby nie włączał anihilacji. Inaczej byle garść piasku przyniesiona wiatrem będzie nas zrywać w środku nocy…
— Dajmy na to, że to był próbny alarm. Rodzaj manewrów — odparł astrogator, który zdawał się być w nadspodziewanie dobrym humorze. — Jest teraz czwarta. Może pan wracać do siebie, Rohan.
— Prawdę mówiąc, nie mam ochoty. Czy pan… ?
— Spałem już. Wystarczą mi cztery godziny. Po szesnastu latach próżni rytm snu i czuwania nie ma w człowieku już nic wspólnego ze stałym ziemskim nawykiem. Zastanawiałem się nad maksymalnym zabezpieczeniem ekip badawczych, Rohan. To dosyć kłopotliwe — wlec wszędzie energoboty i rozwijać osłony siłowe. Co pan o tym sądzi?
— Można by dać ludziom indywidualne emitory. Ale to też nie rozwiąże wszystkiego. Człowiek w siłowym pęcherzu nie może niczego dotknąć… pan wie, jak to jest. A jeżeli zanadto zmniejszy się promień energetycznego bąbla, można się nawet samemu poparzyć. Widziałem już to.
— Myślałem nawet o tym, żeby nikogo nie puszczać na ląd i pracować przy pomocy robotów ze zdalnym sterowaniem — przyznał się astrogator. — No, ale to dobre na kilka godzin, na dzień, a wygląda mi na to, że zostaniemy tu dłużej…
— Więc co zamierza pan robić?
— Każda grupa będzie miała bazę wyjściową otoczoną polem siłowym, ale poszczególni badacze muszą zyskać pewną swobodę ruchów. Inaczej zabezpieczymy się przed wypadkami tak dobrze, że do niczego nie dojdziemy. Warunek konieczny jest taki, że każdy pracujący na zewnątrz osłony siłowej ma za plecami człowieka osłoniętego, który czuwa nad jego poruszeniami. Nie znikać z oczu to pierwsza zasada na Regis III.
— Gdzie mnie pan przydzieli?
— Chciałby pan pracować przy „Kondorze”… ? Widzę, że nie. Dobrze. Pozostaje miasto albo pustynia. Może pan wybierać.
— Wybieram miasto, panie astrogatorze. Wciąż mi się zdaje, że tajemnica jest tam ukryta…
— Możliwe, a zatem jutro, a właściwie dzisiaj, bo już świta, weźmie pan swoją wczorajszą ekipę. Dodam panu jeszcze ze dwa arktany. Ręcznych laserów też warto trochę wziąć, bo takie mam wrażenie, że „to” działa z niewielkiego dystansu…
— Co?
— Żebym wiedział! Aha. I kuchnię niech pan weźmie, tak aby być zupełnie od nas niezależnym i w razie potrzeby móc pracować bez stałej łączności materiałowej ze statkiem…
Czerwone, prawie nie grzejące słońce przetoczyło się przez nieboskłon. Cienie groteskowych budowli wydłużały się i łączyły. Ruchome wydmy między metalowymi piramidami wiatr przesuwał wciąż na inne miejsca. Rohan siedział na grzbiecie ciężkiego transportera i przez lunetę wpatrywał się w Gralewa i Chena, którzy poza granicą pola siłowego grzebali się u stóp czarniawego „plastra miodu”. Pas, na którym wisiał ręczny miotacz świetlny, ugniatał mu kark. Odsunął go, jak się dało do tyłu, nie spuszczając z oka dwóch ludzi. Plazmowy palnik w ręku Chena świecił jak drobny, lecz oślepiający brylant. Z wnętrza pojazdu doszedł go dźwięk rytmicznie powtarzającego się sygnału wywoławczego, ale ani na chwilę nie odwrócił głowy. Słyszał, jak kierowca odpowiada bazie.
— Panie nawigatorze! Rozkaz dowódcy! Mamy natychmiast wracać! — krzyknął podniecony Jarg, wystawiając głowę przez właz wieżyczki.
— Wracać? Dlaczego?
— Nie wiem. Powtarzają wciąż sygnał natychmiastowego powrotu i cztery razy EV.
— EV?! Och, jak mi kości zdrętwiały! To znaczy, że musimy się spieszyć. Daj mi tu mikrofon i wyciągnij flary.
Po dziesięciu minutach wszyscy ludzie zewnętrznej strefy byli już w pojazdach. Rohan poprowadził swą niewielką kolumnę z maksymalną szybkością, na jaką zezwalał pagórkowaty teren. Blank, który pełnił teraz przy nim funkcję łącznościowca, nagle podał mu słuchawki. Rohan spuścił się w dół do metalowego wnętrza pachnącego rozgrzanym plastykiem i w powiewie idącym od wentylatora, który rozwiewał mu włosy, słuchał wymiany sygnałów między grupą Gallaghera, pracującą na Pustyni Zachodniej, i „Niezwyciężonym”. Zbierało się jakby na burzę. Od rana już barometry wskazywały niskie ciśnienie, ale dopiero teraz powyłaziły spoza horyzontu granatowe, płaskie chmury. Niebo nad nimi było czyste. Na brak zakłóceń atmosferycznych nie można było się uskarżać — trzeszczało w słuchawkach tak, że łączność szła tylko morsem. Rohan chwytał grupy umownych sygnałów. Włączył się na ten podsłuch zbyt późno, więc nie mógł się zorientować, o co chodzi. Zrozumiał tylko, że grupa Gallaghera też wraca do bazy całą mocą, a na statku ogłoszono pogotowie i wezwano na stanowiska wszystkich lekarzy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niezwyciężony»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezwyciężony» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niezwyciężony» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.