Stanislaw Lem - Niezwyciężony
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanislaw Lem - Niezwyciężony» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niezwyciężony
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niezwyciężony: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezwyciężony»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niezwyciężony — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezwyciężony», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stanisław Lem
Niezwyciężony
Czarny Deszcz
„Niezwyciężony”, krążownik drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowała baza w konstelacji Liry, szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru. Osiemdziesięciu trzech ludzi załogi spało w tunelowym hibernatorze centralnego pokładu. Ponieważ rejs był stosunkowo krótki, zamiast pełnej hibernacji zastosowano pogłębiony sen, w którym temperatura ciała nie opada poniżej dziesięciu stopni. W sterowni pracowały tylko automaty. W ich polu widzenia, na krzyżu celowniczym, leżała tarcza słońca, niewiele gorętszego od zwykłego czerwonego karła. Kiedy jej krąg zajął połowę szerokości ekranu, reakcja anihilacyjna została wstrzymana. Przez jakiś czas w całym statku panowała martwa cisza. Bezdźwięcznie działały klimatyzatory i maszyny cyfrowe. Ustała najdelikatniejsza wibracja, towarzysząca emisji świetlnego słupa, który przedtem wypadał z rufy i jak nieskończonej długości szpada, zanurzona w mroku, popychał odrzutem statek. „Niezwyciężony” szedł z tą samą szybkością przyświetlną, bezwładny, głuchy i pozornie pusty.
Potem światełka zaczęły mrugać do siebie z pulpitów, oblanych różem dalekiego słońca, które stało w środkowym ekranie. Taśmy ferromagnetyczne ruszyły, programy wpełzały powoli do wnętrza coraz to nowych aparatur, przełączniki krzesały iskry i prąd wpływał w przewody z buczeniem, którego nikt nie słyszał. Motory elektryczne, przezwyciężając opór od dawna zastygłych smarów, ruszały i z basów wchodziły na wysoki jęk. Matowe sztaby kadmu wysuwały się z pomocniczych reaktorów, pompy magnetyczne tłoczyły płynny sód w wężownice chłodzenia, blachami rufowych pokładów poszło drżenie, a zarazem słaby chrobot we wnętrzu ścian, jak gdyby grasowały tam całe stada zwierzątek i stukały pazurkami o metal, zdradził, że ruchome sprawdziany samonaprawcze ruszyły już w wielokilometrową wędrówkę, aby kontrolować każde spojenie dźwigarów, szczelność kadłuba, całość metalowych złączy. Cały statek wypełniał się szmerami, ruchem, budząc się, i tylko jego załoga jeszcze spała.
Aż kolejny automat, pochłonąwszy swoją taśmę programową, wysłał sygnały do centrali hibernatora. W powiew zimnego powietrza wmieszał się gaz budzący. Pomiędzy rzędami koi z podłogowych krat dmuchnęło ciepłym wiatrem. Ludzie jednak długo nie chcieli jakby się zbudzić. Niektórzy poruszali bezwładnie rękami; pustkę ich lodowatego snu wypełniały majaczenia i koszmary. Któryś otworzył wreszcie pierwszy oczy. Statek był już na to przygotowany. Od kilku minut dotychczasową ciemność długich korytarzy pokładowych, dźwigowych szybów, kajut, sterowni, stanowisk roboczych, ciśnieniowych komór rozpraszał biały blask sztucznego dnia. I podczas kiedy hibernator wypełniał pomruk ludzkich westchnień i półprzytomnych jęków, statek, jakby w niecierpliwości nie mógł doczekać się ocknięcia załogi, zaczął wstępny manewr hamowania. W centralnym ekranie ukazały się smugi dziobowego ognia. W dotychczasową martwotę przyświetlnego pędu wtargnął wstrząs, potężna siła, przyłożona u dziobowych wyrzutni, usiłowała zgnieść osiemnaście tysięcy ton masy spoczynkowej „Niezwyciężonego”, pomnożonych teraz przez jego ogromną szybkość. W kajutach kartograficznych upakowane szczelnie mapy zatrzęsły się niespokojnie na rolkach. Tu i ówdzie ruszały się, jakby ożywając, nie dość mocno osadzone przedmioty; zagrzechotało w kambuzach od zderzających się naczyń, zachwiały się oparcia pustych, pianowych foteli, pasy i liny ścienne pokładów zaczęły się kołysać. Stukot, zmieszane dźwięki szkła, blachy, plastyków falą przeszły przez cały pocisk od dziobu po rufę. Tymczasem z hibernatora dochodził już gwar głosów; ludzie z nicości, w której trwali przez siedem miesięcy, poprzez krótki sen, wracali do jawy.
Statek tracił szybkość. Planeta zakryła gwiazdy, cała w rudej wełnie obłoków. Wypukłe lustro oceanu z odbiciem słońca przesuwało się coraz wolniej. W pole widzenia wszedł bury, upstrzony kraterami kontynent. Ludzie na stanowiskach pokładowych nie widzieli nic. Głęboko pod nimi, w tytanowych trzewiach pędni narastał stłumiony ryk, olbrzymi ciężar ściągał palce z rękojeści. Chmura, która dostała się w promień odrzutu, rozsrebrzyła się wybuchem rtęci, rozpadła się i znikła. Ryk silników wzmógł się na chwilę. Rudawa tarcza rozpłaszczała się: tak planeta przekształca się w ląd. Widać już było przeganiane wiatrem sierpowate wydmy, smugi lawy, rozchodzące się jak szprychy koła od najbliższego krateru, zagrały odbitym pożarem rakietowych dysz, silniejszym od słonecznego.
— Cała moc na osi. Statyczny ciąg.
Strzałki leniwie przesuwały się w następny sektor skali. Manewr przeszedł bezbłędnie. Statek jak odwrócony wulkan zionący ogniem wisiał pół mili nad ospowatą płaszczyzną, z utopionymi w piaskach, skalnymi grzędami.
— Cała moc na osi. Zmniejszyć statyczny ciąg.
Widać już było miejsce, w którym buchająca pionowo w dół fala odrzutu bije w grunt. Podniosła się tam ruda burza piasku. Z rufy strzelały fioletowe błyskawice, bezdźwięczne z pozoru, bo grzmoty pochłaniał silniejszy od nich ryk gazów. Różnica potencjałów wyrównała się, błyskawice znikły. Jakaś ścianka działowa rozjęczała się, dowódca wskazał ją ruchem głowy inżynierowi: rezonans. Trzeba usunąć. Ale nikt nie odezwał się, pędnie wyły, statek opadał, teraz już bez jednego drgnienia, jak zawieszona na niewidzialnych linach stalowa góra.
— Pół mocy na osi. Mały statyczny ciąg.
Kolistymi pierścieniami, jak bałwany prawdziwego morza, na wszystkie strony gnały dymiące fale pustynnego piachu. Epicentrum, trafione z niewielkiej odległości krzaczastym płomieniem wylotów, nie dymiło już. Piasek znikł, przeistoczył się w lustro bąblistej czerwieni, w kipiące jezioro stopionej krzemionki, w słup jazgocących eksplozji, aż wyparował. Obnażony, jak kość, stary bazalt planety zaczął mięknąć.
— Stosy na jałowy bieg. Zimny ciąg.
Błękit ognia atomowego zgasł. Z dysz trysnęły skośne promienie borowodorów, i w jednej chwili pustynię, ściany skalnych kraterów i chmury nad nimi zalała upiorna zieleń. Bazaltowe podłoże, na którym miała osiąść szeroka rufa „Niezwyciężonego”, nie zagrażało już stopieniem.
— Stosy zero. Zimnym ciągiem do lądowania.
Wszystkie serca uderzyły żywiej, oczy pochyliły się nad instrumentami, rękojeści spotniały w skurczonych palcach. Sakramentalne słowa oznaczały, że nie będzie już odwrotu, że nogi staną na prawdziwym gruncie, niechby to był i piasek pustynnego globu, ale będzie tam wschód i zachód słońca, horyzont i chmury, i wiatr.
— Lądowanie punktowe w nadirze.
Statek pełen był przeciągłego jęku turbin, tłoczących materiał pędny w dół. Zielony, stożkowato rozchodzący się słup ognia połączył go z dymiącą skałą. Ze wszystkich stron podniosły się chmury piasku, oślepiły peryskop środkowych pokładów, tylko w sterowni na ekranach radarów niezmiennie pojawiały się i gasły wzdłuż promieni wodzących zarysy krajobrazu, tonące w tajfunowym chaosie.
— Stop przy styku.
Ogień kotłował się buntowniczo pod rufą, przytłaczany milimetr po milimetrze osuwającym się nań cielskiem rakiety, zielone piekło strzelało długimi bryźnięciami w głąb dygocących piaskowych chmur. Rozziew między rufą a opalonym bazaltem skały stał się wąską szczeliną, linią zielonego pałania.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niezwyciężony»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezwyciężony» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niezwyciężony» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.