Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lot na Amaltee, Stazysci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lot na Amaltee, Stazysci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Lot na Amaltee, Stazysci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lot na Amaltee, Stazysci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Misza, pył się nasuwa… Wejdź pod ten pył, proszę cię, błagam… Szybko się uwiniemy, tylko postawimy radioboję i wrócimy. To bardzo proste i bezpieczne, i nikt się nie dowie…

— No i co z takim robić! — wykrzyknął Bykow.

— Coś znaleźli — usłyszeli głos Żylina.

— Nie można przecież. Nie proś. Nie można. Ja obiecałem. On oszaleje z niepokoju. Nie proś…

Szara ściana pyłu nasuwała się coraz bardziej.

— Puść mnie — rzekł Jurkowski. — Sam będę sterował. Zaczął w milczeniu wydzierać Michaiła Antonowicza z fotela.

To było tak dzikie i straszne, że Michaił Antonowicz zupełnie się stropił.

— No dobrze… — wymamrotał. — Dobrze… Poczekaj… — Przez cały czas nie mógł poznać Jurkowskiego. To było jak zły sen.

— Michaile Antonowiczu! — zawołał Żylin.

— Słucham — powiedział słabo Michaił Antonowicz i Jurkowski z całych sił uderzył w przełącznik pancerną pięścią. Metalowa rękawica ścięła przełącznik niczym brzytwa.

— Na dół! — zaryczał Jurkowski.

Michaił Antonowicz przerażony rzucił kosmoskaf w dwudziestopięciokilometrową przepaść. Przez cały czas drżał z żalu i strasznych przeczuć. Minęła minuta, druga…

— Misza, Misza, przecież ja rozumiem… — powiedział jasnym głosem Jurkowski.

Porowate głazy na ekranie rosły, poruszając się powoli. Jurkowski mechanicznie nasunął na głowę przezroczysty hełm skafandra.

— Misza, Misza, ja rozumiem. — Dobiegł Żylina głos Jurkowskiego.

Bykow zgarbiony siedział przed radiostacją, obiema rękami wczepiony w bezużyteczny już mikrofon. Mógł tylko słuchać i próbować rozumieć, co się dzieje, i czekać, i mieć nadzieję. Jak wrócą, stłukę do krwi. I tego generalnego łajdaka i tego cacanego nawigatora. Nie, nie stłukę. Niech tylko wrócą. Niech wrócą. Obok, z rękami w kieszeniach, milczał ponury Żylin.

— Kamienie — mówił żałośnie Michaił Antonowicz. — Kamienie…

Bykow zamknął oczy. Kamienie w Pierścieniu. Ostre, ciężkie. Lecą, pełzną, wirują. Otaczają. Popychają, ohydnie skrzypią, trąc o metal. Pchnięcie. Potem jeszcze silniejsze. To jeszcze głupstwo, nic strasznego. Niczym groch sypią się po poszyciu statku pełznące drobiny, i to też głupstwo, ale gdzieś z tyłu już nadciąga ten najcięższy i najszybszy, jakby puszczony z gigantycznej katapulty, lokatory go nie widzą za ścianą pyłu, a gdy zobaczą, będzie już za późno… Pęka korpus, przedziały zwijają się w harmonię, przenikliwie świszczy powietrze i ludzie stają się biali i łamliwi jak lód… No nie, przecież są w skafandrach. Bykow otworzył oczy.

— Żylin — powiedział. — Idź do Markuszyna, spytaj, gdzie jest drugi kosmoskaf. Niech przygotują dla mnie pilota.

Żylin ulotnił się.

— Misza — zawołał bezdźwięcznie Bykow. — Jakoś… Misza… jakoś…

— Oto on — powiedział Jurkowski.

— Ajajajajaj… — zajęczał Michaił Antonowicz.

— Pięć kilometrów?

— Coś ty, Wołodieńka? Znacznie mniej. Dobrze, że kamieni nie ma, co?

— Wyhamuj powoli. Ja przygotuję boję. Głupi byłem, że zepsułem radiostację…

— Co to może być, Wołodieńka? Patrz, jaki potwór!…

— On je trzyma, widzisz? Tu są kosmici. A ty jęczałeś.

— Coś ty, Wołodieńka? Czy ja jęczałem? Ja tylko…

— Stań jakoś tak, żeby go nie daj Boże nie zahaczyć… Zapadła cisza. Bykow słuchał w napięciu. Może im się uda, pomyślał.

— Co się tak grzebiesz?

— Nie wiem… jakieś to wszystko dziwne… jakoś mi tak nieswojo…

— Wyjdź pod łapę i wyrzuć magnetycznego kota.

— Dobrze, Wołodieńka…

Co oni tam znaleźli, zastanawiał się Bykow. Co to za łapa? Czemu się tak guzdrzą? Czy naprawdę nie można szybciej?

— Nie trafiłeś — powiedział Jurkowski.

— Poczekaj, Wołodieńka, nie umiesz. Daj mnie.

— Patrz, jakby wrosła w kamień… Zauważyłeś, że wszystkie są jednakowe?

— Tak, wszystkie pięć. Mnie się to od razu wydało dziwne… Wrócił Żylin.

— Nie ma kosmoskafu — oznajmił.

Bykow nawet nie pytał, co to znaczy, że nie ma kosmoskafu. Odłożył mikrofon, wstał i powiedział:

— Chodźmy do Szwajcarów.

— W ten sposób nic nam nie wyjdzie — usłyszeli głos Michaiła Antonowicza.

Bykow zatrzymał się.

— Tak… rzeczywiście… Co by tu wymyślić?

— Poczekaj, Wołodieńka. Czekaj, ja wyjdę i zrobię to ręcznie.

— Słusznie — stwierdził Jurkowski. — Wyjdźmy.

— Nie, Wołodieńka, ty siedź tutaj. I tak się nie przydasz…

— Dobrze. Zrobię jeszcze kilka zdjęć — powiedział Jurkowski po namyśle.

Bykow pospiesznie ruszył do wyjścia. Żylin wyszedł za nim z mostka i zamknął drzwi na klucz.

— Weźmiemy tankowiec — mówił idąc Bykow — po namiarze dotrzemy do tego miejsca i będziemy na nich czekać.

— Słusznie, Aleksieju Pietrowiczu — zgodził się Żylin. — Ale co oni tam znaleźli?

— Nie wiem — syknął Bykow przez zęby. — I nie chcę wiedzieć. Gdy będę rozmawiał z kapitanem, ty wejdziesz na mostek i zajmiesz się namiarem.

W korytarzu obserwatorium Bykow złapał rozgrzanego dyżurnego i polecił:

— Idziemy teraz na tankowiec. Zdejmiesz grodź i zamkniesz luk.

Dyżurny skinął głową.

— Drugi kosmoskaf wraca — powiedział. Bykow zatrzymał się.

— Nie, nie — dodał dyżurny z żalem. — Będą nieprędko. Za jakieś trzy godziny.

Bykow w milczeniu poszedł dalej. Minęli keson i bambusowe krzesełko i weszli na mostek tankowca. Kapitan Korf i jego nawigator pochyleni nad niskim stolikiem oglądali błękitny szkic.

— Dzień dobry — rzekł Bykow.

Żylin, nie mówiąc ani słowa, podszedł do radiostacji i zaczął nastrajać się na częstotliwość kosmoskafu. Kapitan i nawigator wpatrywali się w niego zdumieni. Bykow zbliżył się do nich.

— Kto z was jest kapitanem? — Spytał.

— Kapitan Korf— przedstawił się rudy mężczyzna. — Kim wy są? Dlaszego?

— Jestem Bykow, kapitan „Tachmasiba”. Proszę o pomoc.

— Cieszę się — rzekł kapitan Korf i popatrzył na Żylina przy radiostacji.

— Dwóch naszych towarzyszy weszło w Pierścień — poinformował Bykow.

— O! — Na twarzy kapitana pojawiła się konsternacja. — Jaka nieostroszność!!

— Potrzebny mi statek. Proszę was o niego.

— Mój statek — chciał wiedzieć zdezorientowany Korf — iść w Pierścień?

— Nie — zaprzeczył Bykow. — W Pierścień tylko w ostateczności. Jeśli zdarzy się nieszczęście.

— A gdzie wasz statek? — spytał Korf podejrzliwie.

— Mam fotonowy frachtowiec — odparł Bykow.

— A — powiedział Korf. — Tak, to nie moszna. Na mostku rozległ się głos Jurkowskiego:

— Poczekaj, ja zaraz wyjdę.

— A ja ci mówię, siedź, Wołodieńka — odezwał się Michaił Antonowicz.

— Długo się z tym grzebiesz. Michaił nie odpowiedział.

— To oni? W Pierścieniu? — spytał Korf, wskazując palcem radiostację.

— Tak — powiedział Bykow. — Zgadzacie się? Żylin podszedł i stanął obok.

— Tak — rzekł kapitan Korf w zadumie. — Trzeba pomóc. Nawigator zaczął mówić tak szybko, że Bykow rozumiał tylko pojedyncze słowa. Korf słuchał i kiwał głową. Czerwony na twarzy odwrócił się do Bykowa:

— Nawigator nie chce lecieć. Nie ma obowiązku.

— Niech zejdzie — powiedział Bykow. — Dziękują, kapitanie Korf.

Nawigator powiedział jeszcze kilka zdań.

— Mówi, że idziemy na pewną śmierć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Przyjaciel z Piekła
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci»

Обсуждение, отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x