Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezsilni tego swiata
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:2004
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Dziękuję, już mi wystarczy.
— Taki jesteś kamienny?
— A wiesz, jak towarzysz Stalin nazywał towarzysza Mołotowa?
— Wiem: „leninowiec kamienny”.
— Prawie. Nazywał go „kamiennym tyłkiem”.
— Aha. Krytykując, czy raczej z aprobatą?
— Raczej z aprobatą.
— Dziwna rzecz — zauważył w zamyśleniu En-pe-prez. — Obojętne kogo się słucha, we wszystkich opowieściach towarzysz Stalin zawsze ma świetny humor, jest wesoły i w ogóle do rany przyłóż…
— To się nazywa obserwacja selektywna — wyjaśnił Andriej. Po prostu ci, którzy widzieli go w złym humorze, nie przeżyli i historia nie zachowała ich opowieści.
— Być może — przyznał En-pe-prez. — A może rzeczywiście był niezłym facetem? Co?
— W rodzaju twojego gospodarza?
— Kogo masz na myśli? — zapytał En-pe-prez, od razu wykazując zawodową czujność (jakby ktoś w tłumie nagle wsunął mu rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki).
— Jak to, kogo? Tak wielu masz gospodarzy?
— Aa… Nie, mój gospodarz jest w porządku. Nie mogę się skarżyć. To smutny człowiek z długimi włosami.
Andriej popatrzył na niego ze zdumieniem.
— Słuchaj, ty jesteś poetą! Jak to brzmi! „Smutny człowiek z długimi włosami!”
— To nie moje słowa.
— A czyje?
— Nieważne.
Wtedy Andriej pochwycił uważne spojrzenie czarnookiego stworzenia i już miał do niego mrugnąć krzepiąco, zrobić jakąś śmieszną minę albo przynajmniej współczująco wydąć wargi, ale nie odważył się. Dzieci go nie lubiły i dobrze o tym wiedział. Było w nim coś takiego, co je niepokoiło, dlatego starały się z nim nie rozmawiać, nie chciały się z nim bawić i nie tolerowały jego żartów. Martwiło go to, ale niespecjalnie. Pewnie, że nie jest przyjemnie, gdy taki sympatyczny chłopaczek patrzy na ciebie wrogo i spode łba, ale bywają znacznie gorsze sytuacje, prawda? Na przykład, gdy patrzy na ciebie spode łba jakiś cholerny bulterier.
— No to co? — zapytał zdecydowanie tatuś Sierioża, który przechwycił tę wymianę spojrzeń i niewłaściwie ją zrozumiał. — Będziemy jeść czy bawić się z wujkiem Andriejem?
— Chcę soku — oznajmiła ofiara losu, uchylając się od odpowiedzi na postawione pytanie.
— Tak. To słuszne żądanie. Dolewam soku. Pij. I natychmiast przełknij to, co masz w policzku… A, do diabła z tobą, zostaw tego kotleta, chleb też możesz zostawić, połóż tu, na talerzu, ja to sprzątnę, a ty dojedz ten kawałek, który masz na widelcu. Rozumiemy się?
Wyglądało to na absolutną i bezwarunkową kapitulację, jaką w istocie było. Andriej wielkodusznie nie skomentował klęski doświadczonego ojca Sierioży i zapytał:
— No dobrze, „smutny rycerz z długimi włosami”. A bardziej szczegółowo?
— „Smutny człowiek”. Jak już cytujesz, to cytuj dokładnie.
— Przepraszam… człowiek. Co to właściwie za człowiek? Krążą już o nim legendy. To wszystko prawda?
— Zależy co.
— Na przykład, że przemienia ludzi w potulne owieczki.
— To znaczy?
— Przychodzi do niego człowiek — wyjaśnił Andriej — jakiś, dajmy na to, mafioso. Ludojad. A wychodzi pokorny jak baranek. Wegetarianin.
En-pe-prez pokręcił głową.
— Pierwsze słyszę.
— Mówią, że jego mieszkanie to Ermitaż pół na pół z Luwrem. Obwieszone starą bronią, różnymi tam zbrojami, jataganami…
— Nie wiem. Nigdy nie byłem u niego w domu.
— A w ogóle go kiedykolwiek widziałeś? — zapytał Andriej łagodnie.
En-pe-prez tylko prychnął z pogardą, wstał i bez słowa wyszedł z kuchni — nienaturalnie bezszelestny i lekki przy swojej masie. Andriej popatrzył na ofiarę losu i jednak nie wytrzymał — zrobił minę w stylu: takie to rzeczy, przyjacielu, ten twój tatuś strasznie coś impulsywny i nerwowy… Ale nie doszło do żadnego kontaktu: chłopiec odwrócił wzrok i nawet ugryzł kawałek kotleta, żeby tylko nie mieć do czynienia z tym nieprzyjemnym wujkiem. Jego prawy policzek zrobił się przy tym jeszcze bardziej wypchany.
En-pe-prez wrócił tak samo niespodziewanie i bezszelestnie i podsunął Andriejowi pod nos bardzo ładne kolorowe zdjęcie: lato, zieleń, elegancka biała limuzyna anormalnej długości i jacyś ludzie, stojący przy otwartych drzwiczkach.
— Kto to jest, twoim zdaniem? — zapytał En-pe-prez z miażdżącą pogardą.
— Ty.
— A to?
— Nie wiem.
— On. Zauważ, tuż obok. Ramię w ramię.
— Jasne. Zostałem pokonany. Poddaję się.
Faktycznie „smutny człowiek z długimi włosami”. Blada, lekko obrzmiała twarz, opuszczone kąciki warg, lekko zmrużone od słońca oczy (w ręku ciemne okulary). Wszyscy wokół się uśmiechają, zęby na wierzchu, a on nie. Jemu jest smutno. A może nudno. Jest jakiś taki… niewspółczesny. Niewspółczesne ubranie, znoszone i wiszące jak worek. Niewspółczesna twarz… i ta jakaś smutna rezygnacja.
— A kobieta?
— Żona. Alona Grigoriewna.
— Piękna.
— Jeszcze jak!
— Piękna… — powtórzył Andriej. — A dzieci ma?
— Ma. Synka Alika. To właśnie on nas fotografuje.
— A ten z laseczką?
En-pe-prez wyciągnął rękę i odebrał mu zdjęcie.
— Wiesz, co się stanie, jak będziesz za dużo wiedział?
— Oho… Myślałby kto, wielkie tajemnice! Czekaj, czekaj, a co tam jest napisane? Pokaż!
En-pe-prez pokazał, i to nawet z przyjemnością. Na odwrocie, wyraźnym dziecięcym pismem, napisano flamastrem: En-pe-prezowi z podziękowaniami za wszystko . I wymyślny nieczytelny podpis. I dalej: lipiec ubiegłego roku . Dokładnej daty nie ma. Pewnie dlatego że zdjęcie robiono jednego dnia, a podpisano innego.
— A dlaczego nazywa się Ajatollah?
— Nazywa się Chan Awtandiłowicz — powiedział ostro En-pe-prez. — Albo pan Husajnow. Nie powtarzaj głupot.
Andriej popatrzył w milczeniu na tego ogromnego czarnego mężczyznę, groźnego i przepełnionego sprawiedliwym gniewem, i w końcu powiedział:
— Pamiętasz Kajlas?
— Aha — powiedział En-pe-prez i od razu zmiękł, i znowu był Sieriogą, Serżem, Szarym i Szczerbatym.
— Czarna Góra. Dolina Śmierci. Titapuri…
— Pustelnia Głodnego Diabła… — Sierioża już się nie gniewał, patrzył w dal zamyślony.
— Gdybym wtedy nazwał Boga Ajatollahem, czy obraziłbyś się na mnie?
— Zasadniczo jestem niewierzący… — Od nieoczekiwanych wspomnień En-pe-prez nieco złagodniał, ale od razu spoważniał. — Koniec! — zwrócił się do ofiary losu. — Mam cię dość, wynoś się i żebym cię tu więcej nie widział. Sprzątnąć zabawki! Masz dziesięć minut… I oddaj ten widelec!
Ofiara losu z radością oddała widelec z kawałkiem kotleta, zsunęła się z krzesła i radośnie potupała w głąb mieszkania, migając po drodze wyłażącą z rajstopek flanelową koszulą.
— Nie siła zwycięża — rzekł Andriej pouczająco. — Zwycięża cierpliwość.
— O czym mówisz? — zapytał En-pe-prez podejrzliwie, ale nie dopytywał się dalej, wsunął do ust resztkę kotleta i, nie wstając i nie celując, precyzyjnie umieścił widelec w zlewie. Rozległ się brzęk.
— Mam problem — powiedział Andriej w zadumie. — Jak myślisz, dlaczego dzieci mnie nie lubią?
— A ktoś cię w ogóle lubi?
— Hm. Też prawda. Chociaż nie, kobiety! Kobiety mnie kochają.
— To nie miłość — powiedział En-pe-prez ze wzgardą. — To chuć. Co tu ma do rzeczy miłość?
Andriej od razu przypomniał sobie dowcip o mężczyźnie, który chciał kiedyś pokazać swojej żonie ostrego pornosa na wideo, ale go nie opowiedział — Sierioża zawsze miał problem z poczuciem humoru. Zabawne historie do niego nie trafiały i nie widział w życiu komicznych stron. „No, nie wiem, nie wiem — mawiał — mnie nigdy nie przytrafia się nic śmiesznego…” Był poważnym facetem, ale za to niezawodnym jak rolls-royce.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.