Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W tym pytaniu zabrzmiała taka żałosna gotowość przyjęcia tego, co najgorsze, taka zmiażdżona pycha, taka beznadzieja pół na pół z żałosnym zarozumialstwem, że Robert mimo woli odsunął się i wpuścił go do mieszkania.

W przedpokoju kazał mu się rozebrać, powiesić szturmówkę na wieszaku, zdjąć przemoczone adidasy i włożyć gościnne kapcie, zaprowadził go do łazienki i dał mu ręcznik, żeby wytarł twarz. Wadim podporządkował się bez słowa, nawet z gotowością. Robert pomyślał, że już dawno nie widział takiego Wadima — cichego, pokornego, posłusznego. Widocznie wczorajsze oczyszczenie duszy zrobiło swoje.

Początkowo chciał zaprowadzić go do dyżurki, ale potem pomyślał, że to byłoby zbyt blisko sensei, i wybrał kuchnię. Tym bardziej że i tak niedługo trzeba zacząć szykować obiad.

W kuchni Wadim, jak dobrze wychowany chłopczyk, usiadł na taborecie — dłonie pod siebie — i zaczęli rozmawiać. Zupełnie normalnie.

— Zrobić herbaty?

— Herbatki?

— Tak, herbatki. Zrobić?

— A jaką masz?

— Mocną.

— Spodziewam się, że nie słabą…

— Nie. To taka nazwa: herbata Imperatorska Mocna.

Wadim zanucił w zadumie fragment reklamy:

— „A herbatę Wielki Tygrys każdy z przyjemnością pije…”

— Jasne. No to może kawy?

— „Kawę pić będziemy i mocarstwo podźwigniemy!”…

— Hm. Jesteś dziś w dobrej formie. Może w takim razie wódki?

— Nie — powiedział Wadim zdecydowanie. — Mam dość. Tym bardziej że jestem teraz człowiekiem wewnętrznie czystym. Oczyszczonym, że tak powiem. Przy okazji, widziałeś kiedyś, jak on to robi?

— Bogdan? Nie, nigdy. A co?

— A nic. Ciekawie byłoby popatrzeć. Oczyszczenie to w końcu nie byle co. Oczyszczenie podprzestrzeni.

— Nie wiem, nie widziałem — powtórzył Robert. — Wiem, że poszedł do ciebie ze swoim podopiecznym, Wową, a pół godziny później wyszedł strasznie ponury i powiedział: „Dosyć, wystarczy temu zasrańcowi”… To znaczy tobie.

— A co powiedział Wowa?

— Wowa nic nie powiedział. Wowa miał taką minę, jakby w ogóle słabo się orientował, gdzie się znajduje i jaki mamy teraz rok.

— Mocna rzecz takie oczyszczenie — powiedział Wadim. — Nic nie pamiętam. Obudziłem się i jakbym nie był sobą. Jakbym został wyleczony z jakiegoś zastarzałego draństwa… Wyobrażasz sobie?

— Nie.

Wadim pokiwał głową, patrząc w okno.

— Jakbym był zupełnie nowym człowiekiem i to w dodatku mało znajomym. Niezły ten nasz Bogdan. Przyznaję, że nigdy tak naprawdę w niego nie wierzyłem. Myślałem, że to tylko taki kit dla starych bab… — zamilkł na chwilę. — Zresztą, tak czy inaczej to nie na długo.

Niestety.

Robert nie skomentował. Też wiedział, że nie na długo.

— A gdzie Matwiej? — zapytał, żeby zmienić temat.

— Uciekłem mu.

— Naprawdę? A ja myślałem, że siedzi na dole w samochodzie.

— Na pewno siedzi gdzieś w samochodzie, ale raczej nie na dole… Po co ci on?

— Tak tylko. Chciałem pogadać.

— To pogadaj ze mną — zaproponował Wadim z absolutną powagą.

O czym? — chciał zapytać Robert. O czym mamy teraz gadać? Skarżyć się sobie nawzajem, jacy jesteśmy biedni i nieszczęśliwi, stłamszone ofiary rekietierów?

— A co ty się na tym znasz? — zapytał zamiast tego.

— Na czym?

— Czy zdanie „Bóg stworzył wszechświat” to twierdzenie Godla czy nie?

— Co to znaczy?

— Zdanie, którego nie można udowodnić ani zanegować.

Wadim popatrzył na niego, skrzywił się i wymamrotał:

— Chciałbym mieć twoje problemy.

I wtedy Robert nagle się zdecydował. A co? Niech wie. Przecież on nadal na coś liczy, nawet teraz przyszedł, żeby się poniżać.

— Niepotrzebnie tu przylazłeś — powiedział. — Sensei nam nie pomoże, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, najwyraźniej chce, żebyśmy rozwiązali twój problem sami. Bez niego.

— Jasne. A po drugie?

— A po drugie, Ajatollah jest jego klientem.

— Kłamiesz — powiedział Wadim i jego oczy znowu nabrały wczorajszego wyrazu: oczy nieszczęsnej, pechowej nędzarki, tylko teraz trzeźwej.

— Niestety, nie. Więc będziesz musiał… liczyć tylko na siebie.

Teraz Wadim popatrzył na niego z niespodziewanym zdumieniem.

— Wiesz, że ty jesteś okrutny? Dlaczego mi to mówisz? Może za coś mnie nie lubisz?

— Ależ nic podobnego — powiedział Robert nerwowo. — Po prostu nie mogę dłużej patrzeć, jak się miotasz bez sensu. Nikt ci nie pomoże, zapomnij. My nie jesteśmy w stanie, a on nie zechce.

— Dzięki — powiedział Wadim powoli. — Pocieszyłeś towarzysza. Dziękuję ci, mój ty kochany…

Robert nie kontynuował rozmowy. Odwrócił się do Wadima tyłem i wysunął z hukiem skrzynkę z warzywami. Wybrał cztery duże ziemniaki, wrzucił je z łomotem do zlewu i sięgnął po nóż. Było mu źle, jakby zrobił jakieś niepotrzebne i zupełnie bezsensowne świństwo. Chociaż tak naprawdę już dawno trzeba było mu powiedzieć co i jak. Całą gorzką prawdę. Prawda w ogóle jest rzeczą mało apetyczną, a czasem w ogóle niejadalną… Więc niech sobie ją teraz przetrawia. Nic się na to nie poradzi, będzie musiał z tym żyć…

Nagle dotarło do niego, że za jego plecami zapadła niezwykła cisza. Jakby tam nikogo nie było. Jakby Wadim absolutnie bezszelestnie wstał i wyszedł. Znikł. Wyparował. Szybko zerknął przez ramię. Wadim siedział w poprzedniej pozie, dłonie pod tyłkiem, tylko głowę wsunął w ramiona i nastroszył się jak wielki wróbel. Oczy miał szeroko otwarte, ale chyba niczego przed sobą nie widział.

— Hej — zawołał cichutko Robert.

— Hej, hej — odpowiedział tak samo cichutko Wadim.

— Co z tobą?

— A co ma być? — Wyraz twarzy Wadima w ogóle się nie zmienił. Rozmawiał jakby we śnie.

— Źle się czujesz?

— Nie. Dobrze. — Nagle uśmiechnął się i to wyglądało strasznie, jakby uśmiechnął się jakiś manekin. — Gęba zniknęła — oznajmił niespodziewanie.

— Jaka gęba?

— Czerwona — powiedział Wadim nadal jakby we śnie. — Generalska. Z wąsami.

Robert chwycił najbliższą czystą szklankę, szybko nalał do niej wody mineralnej i podsunął Wadimowi pod nos. Wadim odchylił się gwałtownie.

— Przestań! — powiedział oburzony, uwolnił spod siebie rękę i z irytacją odsunął szklankę czerwoną dłonią. — Wszystko w porządku. Nie rozumiesz? Zniknęła gęba. Przez pół roku majaczyła przede mną, jak przyklejona, w dzień i w nocy, a teraz popatrzyłem, a jej niema!

— A co jest? — zapytał Robert na wszelki wypadek.

— Nic nie ma… Pusto… — Nagle odebrał Robertowi szklankę i łapczywie wypił ją do dna. — O kurczę, aż mnie pot oblał. Ale numer…

Chciał coś jeszcze dodać, nawet otworzył usta, ale nic nie powiedział, tylko gwałtownie odwrócił głowę, uchem do przodu, w stronę drzwi na korytarz; wtedy Robert usłyszał zbliżające się ciężkie kroki i szuranie kapci po parkiecie. Jak mój kot Fiodor, pomyślał.

Trzeba będzie dopisać w doniesieniu. „Umie poruszać się bezszelestnie jak przeciąg, ale czasem hałasuje i tupie jak mieszczuch w lesie…” Kot Fiodor. Ten też, jak zechce, potrafi udawać konia tup, tup, tup…

Sensei stanął w drzwiach. Był w piżamie i wyglądał po domowemu.

— A — powiedział, uśmiechając się. — Wadim Daniłowicz! We własnej osobie! Witam serdecznie w naszym domowym ognisku. Zje pan z nami obiad?

Wadim wstał, ale zrobił to jakoś tak dziwnie, z wahaniem, jakby początkowo wcale nie chciał wstawać, a potem zmienił zdanie. Nic nie mówił, a w odpowiedzi na powitanie tylko się skłonił… nawet nie skłonił, tylko lekko skinął głową, jak podczas przypadkowego spotkania niemile widzianemu znajomemu. Sensei zapytał:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x