Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezsilni tego swiata
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:2004
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A Andriucha Stachoborec to nie żaden staruszek, sensei nasz wszystkowiedzący. To ohydny, wstrętny, nudny staruch, choć wygląda niczym ilustracja z „Vogue’a” — kolorowy, połyskliwy, pachnący, aż chciałoby się polizać. „Boi się go pani Śmierć i babcia Starość”. Możliwe, sensei, możliwe. Struldbruga, o ile pamiętam, też śmierć, że tak powiem, unikała, ale wcale nie stał się z tego powodu bardziej sympatyczny… Dlaczego nieustraszoność rodzi brak sumienia? Brak sumienia, brak moralności i ogólną obojętność — zimną jak tyłek prostytutki. Oto cała tajemnica. Jakby człowiek tracił ostatnie hamulce. Niczego się nie boi, choć najwidoczniej powinien się bać. „Strach boży”.
A Bogdan Kawaler Dobra najął się jako księgowy do jakiejś S.A. czy innej z o.o. Nie zrozumiałem szczegółów i nie miałem ochoty ich precyzować. I tam mu się podoba. Firma produkuje lizaki „Mateczka Medouz”, które mają nieprawdopodobny zbyt. Bogdan chodzi z wypiętym brzuchem i gdy zwracają się do niego: „Hej, księgowy!”, poprawia z powagą: „Nie jestem dla ciebie księgowy, tylko główny księgowy!” Kiedy ostatni raz ofiarował komuś swoje słynne dobro? Komu? Nie może ich wszystkich znieść, nie cierpi ich jak Pan Bóg diabła…
A Jurka Wariograf pracuje u prywatnego detektywa, gdzie określa stopień szczerości lub kłamliwości zeznań mamroczących świadków i prawie nie pije, ponieważ po alkoholu traci zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa.
O Kostii Belzebule sensei w ogóle nie wspomniał. A przecież nasz Władca Much zajmuje się (za pieniądze!) niszczeniem karaluchów, truciem komarów i wyprowadzaniem szczurów. Jak
się okazuje, można również nieźle zarobić, przeprowadzając aborcję domowych kotek — zaledwie dwa seanse, absolutnie bezbolesne i kompletnie nieszkodliwe dla zdrowia.
I wszyscy są zadowoleni! Nikt się nie skarży. Ba, nawet im do głowy nie przyjdzie! Przeklęte świńskie życie!
Znowu zadzwonił telefon.
— Tato — zapiszczało ze słuchawki. — Mama chce z tobą porozmawiać…
— Poczekaj, kochanie! — krzyknąłem, ale po drugiej stronie była już moja ukochana numer 2. Chciała wiedzieć, gdzie wsadziłem tę cholerną książeczkę oszczędnościową.
— A jak myślisz, moja złota rybko, gdzie człowiek może wsadzić swoją książeczką? Sprawdź w lodówce.
— Mój ty dowcipnisiu!
— Szmaragdzie ty mój szafirowy, devant les enfanń
— Zaraz zamkną bank, a ty mnie tu zabawiasz żartami…
Szybko zameldowałem, gdzie leży ta przeklęta książeczka oszczędnościowa, i znowu zostałem sam.
A gdy zostałem sam, nagle (absolutnie nie a propos i nawet nieprzyzwoicie) pomyślałem, że gdyby dzisiaj, nie daj Boże oczywiście, ale gdyby moja Saszka, moja perełka, odeszła ode mnie do tego górskiego orła Wołodii Herguani, ja, niech mnie diabli wezmą, zostałbym cały i zdrowy, bez względu na to, jak heretycko to brzmi. Zgrzytałbym zębami, zacząłbym pić, ale jakoś bym to przetrwał. Ale gdyby ona przy tym zabrała mi Waluszkę…
… Moją Guzdrałkę, mojego Leniuszka. Mojego Słodyczka z szarymi wzruszającymi oczami, a przecież oczy ojca i mamy są ciemne i wcale niewzruszające… Nigdy nie wyje, nie krzyczy, nie pręży się. A gdy się ją urazi — cichutko, gorzko płacze, i w tym momencie jestem gotów oddać jej wszystko, co mam, i natychmiast pozwolić na wszystko, na co jej nigdy nie pozwalam.
Jakie to jednak szczęście, że to dziewczynka i nigdy nie będę musiał rozstrzygać przeklętego dylematu — zaprowadzić ją czy nie zaprowadzić do sensei. Chociaż czasem, rzadko, gdy nie mogę w nocy zasnąć i leżę z otwartymi oczami, uświadamiam sobie z zimnym przerażeniem, że gdy nadejdzie czas, zaprowadzę ją, zaprowadzę jak nic i będę żałośnie prosił sensei, żeby zrobił wyjątek, żeby przyjął, pogadał, wydał wyrok… Nie wiem, co to znaczy: być godnym szacunku. Czyjego szacunku? Po co? I czym jest szczęście, też kompletnie nie rozumiem. Za to dokładnie wiem, jaką męką jest niezadowolenie z życia, przez cały czas widzę tę nudną duchotę, tę mdłą nijakość wokół siebie i nie zniosę, żeby moja Kluseczka, mój Leniuszek, moja Gapa zanurzyła się w tej siermiężnej, smętnej, mdłej duchocie. Już lepiej niech będzie zadowolona, bez względu na to, co to właściwie znaczy.
Dygresja liryczna nr 4
„Czyjaś córka” i nieco statystyki
„…Rodzice dziewczynek są nieprawdopodobnie, niewiarygodnie, zdumiewająco wręcz natrętni…”
Ci na przykład przychodzą po raz czwarty. Za pierwszym razem we trójkę (cały komplet: mamusia plus tatuś plus ukochana córeczka nastolatka), za drugim razem tylko ojciec plus matka i jeszcze dwa razy mamon osobiście. Tatuś — postać nieokreślona, bez imienia i nazwiska, ale niewątpliwie urzędnik państwowy, co najmniej z urzędu miejskiego. Mamusia zaś — Eleonora Kondratiewna — należy do kobiet, które od najmłodszych lat wyglądają na „nieźle zachowane”, do gatunku dam wojujących, zasiadających w komitetach rejonowych, związkach zawodowych i zakładach ubezpieczeń wyszczekana baba najwyższej klasy i nieprawdopodobnej siły. Taran. Katapulta. Armata. Jednorożec. Tylko że przeciwnik też jej się trafił niezgorszy: sensei stał przed nią niczym mur chiński pod naporem koczowników.
Dziewczynka też nieprzyjemna — chuda, krzywa, niesympatyczna, z ciemnym, ponurym spojrzeniem spode łba. Robert otrzymał zadanie napoić ją kakao, gdy w gabinecie będą się odbywać delikatne pertraktacje. (Włączyć nagranie, nie podsłuchiwać rozmowy, zająć dziecko i być w pogotowiu). Dziecko bez najmniejszego entuzjazmu grzebało brudnym palcem w miseczce z ciastkami, wybierało, nadgryzało i odkładało z powrotem. Okruchy spadały na serwetę.
Papierki od cukierków lądowały na podłodze. Rozzłoszczony Robert kazał jej podnieść — podniosła, położyła na brzeżku talerzyka i utkwiła w niego ciemne spojrzenie, jakby chciała zapamiętać tego drania raz na zawsze. Wypiła dwie filiżanki kakao, wstała w milczeniu od stołu i oparła się czołem o szybę — stała tak nieruchomo przez dwadzieścia minut, patrząc jak chłopcy ganiają za krążkiem po lodowisku. Czarująca dwunastoletnia istota, bez jednej sympatycznej cechy… Żeby rozładować atmosferę, Robert zanucił:
Jedną małą dziewczynką
Porwali bandyci.
Musiała się im poddać
I zamieszkała na mansardzie…
To stary, zabawny romans. Z dziewczynką dzieją się różne koszmary w stylu dziewiętnastego wieku — morzy się ją głodem i chłodem, zakuwa w kajdany, wrzuca do oceanu, jednak po każdej zwrotce następuje refren:
A rano znów uśmiechała się jak zawsze przed swoim oknem, jej ręka wyginała się nad kwiatkiem, a z konewki lała się woda .
Absolutnie niezniszczalna i niezatapialna dziewczynka. Bardzo śmieszna piosenka. Nie pomogło, spojrzenie spod opuszczonych powiek było jedyną nagrodą. Mamrocząc pod nosem klasyczne: „I kaczka kwacze: czyjaż to córka”, posprzątał ze stołu i cierpliwie czekał na zakończenie pertraktacji.
Sensei nie zgodził się z nią pracować. Wyjaśnienie było standardowe (i szalenie uprzejme): „Niestety, nie mogę pracować z dziewczynkami. Dziękuję za hojną propozycję, ale nie”. Dopiero później okazało się, że to wcale nie będzie takie proste. Następnego dnia nagle pojawił się agent ubezpieczeniowy i sensei rozmawiał z nim bitą godzinę o czymś niezrozumiałym i nieprzyjemnym. Używano wyłącznie eufemizmów i Robert zrozumiał tylko tyle, że agent przepowiada strasznej dziewczynce niebywałą przyszłość, a sensei odmawia udziału w rozwoju tej przyszłości. „To nie ferma hodowlana. Nie umiem wyhodować rasy. Umiem jedynie dostrzegać to, co już jest. A to, co dostrzegam tutaj, kategorycznie mi się nie podoba!” Sensei zobaczył widać coś niedobrego w tym niesympatycznym dziecku. Jakąś obietnicę zła. Agent ubezpieczeniowy tej wizji nie zanegował, twierdził jedynie, że to nie obietnica zła, lecz korzyści — gigantycznej korzyści dla tego świata („pańskiego świata”, mówił, przeżartego, paskudnego, który wparł chrumkający ryj w ślepą uliczkę…”)
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.