Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Następnie przygotował jedzenie — włożył łyżką dużą porcję do miski Timofieja i postawił na specjalnej ławeczce, żeby zwierzak, wracając z promenady, od razu mógł się rozkoszować ulubionym żarełkiem. Dopiero wtedy zdjął z gwoździa smycz i zajął się poważnie przygotowaniami do wyjścia.

— Chciałbym wiedzieć, czemu ten zasmarkaniec nazwał cię Timofiejem Jewsiejewiczem? — mówił na głos, przyczepiając smycz do obroży. — Jaki tam z ciebie Jewsiejewicz? Powinieneś się nazywać Reksowicz albo Artemonowicz…

Artemonowicz nie protestował — rwał się na spacer i zgadzał się na dowolny wariant.

Przed wyjściem Jadozub przejrzał się w lustrze. Poprawił beret, pogłaskał ośmiodniową szczecinę i absolutnie zadowolony z siebie, ostrożnie uchylił drzwi wyjściowe. Było mało prawdopodobne, by natknął się tu na jakieś niebezpieczeństwo, ale jak wiadomo, najbardziej nieprzyjemne wypadki są zwykle najmniej prawdopodobne. Ostrożność jeszcze nikomu nie zaszkodziła… W obcych posiadłościach było teraz cicho i unosił się normalny aromat czy raczej odór zagadkowych wonności. W korytarzu aż do samego zakrętu nie było nic widać. Oczywiście, nikomu nie przyszło do głowy, żeby wkręcić żarówkę, więc oświetlony był tylko róg, a i to nie światłem elektrycznym, lecz żółtym i chwiejnym — widocznie znowu palili lampki oliwne.

Wyszedł na korytarz i przytrzymując szarpiącego się na smyczy Timofieja, zaczął staranie zamykać drzwi do swojego terytorium. Tutaj, za tymi drzwiami, wszystko było jego własne: własne sześć i pół metra kwadratowego, własna kuchnia z kuchenką gazową, własna łazienka

z pozornie koszmarną, ale nadającą się do użytku wanną. Kiedyś mieszkała tu służąca. Jak się nazywała? Ach, no tak, Anastazja Andriejewna, a on nazywał ją Asiewna i kochał najbardziej na świecie. Była miękka, duża i dobra, a wokół niej zawsze unosił się zapach ciągutek… Właściwie nikogo prócz niej nigdy nie kochał, więc nie było nawet z kim porównać.

Pomyślał o niej teraz zupełnym przypadkiem, na zasadzie skojarzeń niedostępnych świadomości, ponieważ świadomość była zajęta jedną jedyną myślą i jedynym, całkiem zwyczajnym obrazkiem: pilot statku kosmicznego przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności opuszcza swoją twierdzę i wychodzi w obcy, niebezpieczny świat. Obraz ten narodził się w jego wyobraźni dawno temu, sam nie pamiętał kiedy: statek kosmiczny doznał uszkodzeń na planecie, pilot czeka na śmierć za stalowymi ścianami, a na zewnątrz wre, gotuje się, bulgocze i wypuszcza smrodliwą parę obce i śmiertelnie niebezpieczne życie, budzące strach i nienawiść. Strach — zawsze, nienawiść, niestety, tylko z rzadka…

Majstrował właśnie przy zamkach (zamki były trzy plus specjalne urządzenie blokujące dla większej pewności), gdy nagle zza zakrętu wyłoniła się postać w bieli i zatrzymała w taktownym oddaleniu, dziwna i nieco upiorna w chwiejnym świetle niewidocznej lampki. W tym samym momencie usłyszał monotonny śpiew na granicy słyszalności, a nawet nie tyle śpiew, ile jakby chór kilku głosów, który melodyjnym szeptem recytuje coś rytmicznie.

— Dzień dobry — powiedział na wszelki wypadek pod adresem białej postaci. W odpowiedzi otrzymał bezgłośny pokłon ze złożonymi na piersi rękami. Wąskooka, ciemna twarz, zupełnie nieruchoma, nie wyrażała nic prócz nieludzkiego spokoju. Odczekał dwie sekundy, ale nic się nie działo. Zresztą co się mogło dziać? Za pokoje zapłacili cztery dni temu, a innych powodów do kontaktów nie j i nie mogli mieć, więc powiedział uprzejmie: Sayonara , tym samym wyczerpując jedną czwartą swojej znajomości japońskiego.

Był nieodmiennie uprzejmy wobec tych ludzi, ale tak naprawdę wcale mu się nie podobali — podobnie jak wszyscy inni ludzie na ziemi. W dodatku nie do końca ich rozumiał, co w zdumiewający sposób rodziło nie tyle szacunek i ciekawość, jak można by się było spodziewać, ile dodatkową antypatię i pewną pogardę. W myślach nazywał ich Japońcami, choć wcale nie był pewien, czy ma do czynienia z Japończykami i czy kiedykolwiek przydadzą mu się zachowane na przyszłość zwroty: konniti-wa, wakarimasen i wydawałoby się kompletnie nie na miejscu w tej sytuacji watakusi-wa tabe tai . Jednak tamci wąskoocy płacili pieniądze, i to niezłe pieniądze, za te cztery pokoje, w których mieszkał kiedyś z rodzicami i dokąd miał teraz wstęp wzbroniony. Nie dlatego że zagadkowi najemcy nie chcieli go tam widzieć (może nawet nie mieliby nic przeciwko temu, żeby go zaprosić i poznać się bliżej, oswoić, a może nawet włączyć go do swojego śpiewania szeptem, do dziwnie pachnących kadzideł i białych strojów), lecz dlatego że sam sobie tego zabronił, raz na zawsze odcinając się od tego, co było kiedyś, i zostawiając sobie jedynie pokoik Asjewny, z własną ubikacją i osobnym wejściem i wyjściem, które w przeszłości nosiło miano schodów kuchennych.

Nasłuchując i oglądając się, zszedł po brudnoszarych kuchennych schodach, z wychodzącymi na podwórze brudnymi oknami, niemytymi od czasów władzy radzieckiej; z wymyślnie pogiętymi przez jakiegoś nieprawdopodobnego siłacza żelaznymi, wyklepywanymi poręczami (które w niezmienionej postaci trwały od czasów blokady), z zaplutymi i dokładnie (nawet z pewną starannością) zaśmieconymi stopniami i starymi prezerwatywami

przyschniętymi do zasmarowanych ścian. Te schody — śmietnik, schody — wychodek, schody — skansen były tym, co w południowej Rosji nosi miano „tyły”. On zresztą przywykł do tego dawno temu, a Timofiejowi się tu podobało, w każdym razie sprawiał wrażenie zaciekawionego: on czytał te schody jak ciekawy świata człowiek czyta świeżą, wielostronicową gazetę w rodzaju „Skandali”. Prócz tego pies miał zwyczaj zaczynać swoje zabiegi oddawania moczu już tutaj, nie czekając, aż znajdą się na dworze, i robił to z przyjemnością, choć bez należytej solidności. Pan nie przeszkadzał mu w tych zabiegach, ale też nie aprobował ich, po prostu schodził po schodach, nie zatrzymując się i nie dając stworzeniu możliwości włożenia w ten zabieg całej duszy. Teraz można było liczyć tylko na Timofieja: bardzo nie lubił obcych i żaden bezdomny, żaden bandyta nie miał szans ujść jego bacznej uwagi. Zresztą, na tych schodach można było dostać w łeb nawet od znajomego — na przykład od Kostii Dranika z trzeciego piętra…

Na podwórku nie rozładowywano już furgonetki i nie było żylastych bandytów, tylko dwie przelotnie znajome kobiety z wiadrami na śmieci przy nogach (jedno pełne aż po brzegi, drugie właśnie opróżnione) omawiały wzrost cen na energię elektryczną dziesięć kroków od śmietnika. Przywitał się, a one odpowiedziały mu niedbale i bez zainteresowania odprowadziły go wzrokiem. Znały go od dzieciństwa, więc już bardzo dawno temu obsmarowały go i obgadały do najdrobniejszych szczegółów.

Gdy znaleźli się na ulicy, pozwolił wreszcie Timofiejewowi postać z zadartą tylną lewą nogą tak długo, jak jest to konieczne do osiągnięcia pełnej satysfakcji. Sam tymczasem obejrzał okolicę. Nastała już godzina Psa, ale w polu widzenia nie zaobserwował na szczęście nic naprawdę groźnego. Był pstrokaty dog, kroczący niczym własna zjawa obok swojej eleganckiej pani, wymalowanej, ubranej w futro, suki o nienaturalnie długich nogach; był znajomy stary owczarek z obwisłym brzuchem i zapadniętym grzbietem i jeszcze jakieś drobiazgi między drzewami: smętny jamnik długości półtora metra bieżącego; jazgotliwy, ale niegroźny bolończyk z piątego piętra i jeszcze jakiś czarny, nieznanej rasy i w ogóle obcy, z panem w postaci mięśniaka z nogami jak kolumny. Głównego wroga, czarnego teriera Borki, nie było nigdzie widać i dałby Bóg, żeby nie pojawił się dzisiaj w ogóle. Czasem znikał ze swoim wstrętnym nowym Rosjaninem na kilka dni albo spacerował o innych porach, nie wtedy, gdy wychodziły wszystkie normalne psy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x