Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zatrzymując się pod każdym drzewem i z nikim się nie witając, dotarli aż do końca bulwaru.

Panowały cisza, spokój i obojętność. Timofiej szedł spuszczony ze smyczy — nie należał do psów, które nagle rzucają się pędem, na oślep, w kompletnym zapomnieniu, niechby nawet za najbardziej atrakcyjną damą. Tak się bał, że znowu się zgubi, że nie odbiegał dalej niż do drugiego drzewa, a nawet jeśli zdarzyło mu się przypadkiem oddalić bardziej, natychmiast zatrzymywał się i czekał, dokonując rytualnych obrotów kawałkiem ogona. Naprawdę zabawny pies. Musiał się nieźle nacierpieć od poprzedniego pana, a może nie mógł zapomnieć strachu bezpańskiego istnienia w wielkim mieście, obojętnym jak krawężnik i okrutnym jak śmierć głodowa.

Już miał się odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni (tym bardziej że natura, czyli przeklęte zapalenie prostaty, już przypominała, że pora wrócić „na chatę, do własnego kibla”), ale zatrzymał się, stwierdzając za rogiem (widocznie w okolicy sztabu, o którym wspomniał ten zasraniec Wadim) niewielki, ale absolutnie nietypowy tutaj tłumek obywateli, zajmujący całą przestrzeń chodnika i z determinacją wylewający się na ulicę. Błyszczące dachy mercedesów płynęły w tym tłumie jak w powodzi. Coś się tam działo. Jakiś wiec, a może spotkanie z kandydatem na gubernatora. Rosła postać w jasnym płaszczu wznosiła się ponad tłumem; stała na najwyższym stopniu przed głównym wejściem do biura i wyciągała rozpostarte ramiona. Dobiegał stamtąd głos — słowa trudno było zrozumieć, ale nawet z tej odległości słychać było, że ten głos jest syty, aksamitny, głośny niczym grom, całkiem jak głos niezapomnianego docenta Liebiadiewa (teoria funkcji zmiennej zespolonej), omawiającego swoje słynne zasady wystawiania ocen na egzaminach. „Kto bezbłędnie odpowie na wszystkie pytania zestawu i wszystkie dodatkowe pytania, ten otrzyma pięęęć… Kto bezbłędnie odpowie na wszystkie pytania zestawu, ale zająknie się przy pytaniach dodatkowych, ten otrzyma czteeery…”

Poczuł przelotne ukłucie nienawiści i niemal nie myśląc — nogi niosły go same — przeciął ulicę, żeby podejść bliżej. Po co? Nie umiałby tego wyjaśnić, nawet gdyby mu kazano. Musiał zobaczyć i usłyszeć to wszystko z bliska. Z detalami. Musiał. Jak zawsze w takich wypadkach, brakowało konkretnych myśli, uświadomionych pragnień czy choćby czegokolwiek znanego. Fizjologia. Trans. Nogi szły same, a w głowie wirowało wyrwane z kontekstu zdanie, wygłaszane obrzydliwie aksamitnym głosem: „Dzisiaj zaczęliśmy później, a to znaczy, że musimy skończyć wcześniej…” (nadal Liebiadiew, który był działaczem partyjno-społecznym wydziału i permanentnie spóźniał się na własne wykłady). Nie słyszał niczego, ani jednego słowa. Widział jedynie, jak otwiera siei zamyka szlachetna, arystokratyczna gęba z olśniewającymi zębami. Jak połyskują wilgotne, natchnione oczy. Widział nalot mrozu na śnieżnobiałych, obciętych na jeża włosach, duże, szerokie dłonie, unoszące się w profesjonalnie zgodnym rytmie niesłyszalnej przemowy (zawsze miał doskonały wzrok; niczym legendarna mamusia Tycho Brahe widział nieuzbrojonym okiem fazy Wenus i mógłby wpakować pięć kul w ósemkę dokładnie na godzinie jedenastej). Nagle odniósł wrażenie, że czuje tego człowieka — nadleciał zapach drogiej wody kolońskiej, zdrowy, mocny zapach energicznego, krzepkiego mężczyzny, nieznającego upokarzających chorób, nieznającego chorób w ogóle, a jednocześnie nieznającego niskich czuć i normalnych dla zwykłego człowieka zwierzęcych pragnień.

Nienawiść zapłonęła w nim i zaczęła rosnąć niczym ropiejący wrzód, bezboleśnie, ale bardzo szybko. Okazało się, że sporo jej się nagromadziło przez ostatnie pół roku, tylko że do tej pory tkwiła w nim spokojnie, niegroźna i nieszkodliwa jak zastarzała tęsknota.

A teraz obudziła się i zaczęła zżerać duszę. Pulsowała, próbując wyrwać się na wolność, zielonożółta, trująca i niebezpieczna jak gaz bojowy. Dusiła go. Chciał krzyczeć, a ona więzła w gardle, nie pozwalała oddychać i żyć. Miał ochotę wbić ją w to białe, wypielęgnowane, zanadto zdrowe ciało, jak kobra wbija zakrzywione zęby, żeby wpuścić w ofiarę jad. Żeby zabić.

Niejasno pamiętał, że to niebezpieczne. Wokół jest zbyt dużo ludzi. Ochroniarze z posępnymi twarzami rozglądają się wokół; jeden już utkwił w niego wzrok i patrzy, już się przygotowując, już celując… Ale to by go nie powstrzymało. Zapewne nie powstrzymałby go nawet strzał w gardło — nienawiść nadchodziła, pęczniała, napinała się, szykowała, żeby wybuchnąć, przebić się, zapłonąć niczym potworny, nienormalny, ponadnaturalny orgazm… Zaraz wystrzeli jadowicie żółtym, stumetrowym jęzorem. Jeszcze trochę… już za chwilę… nie wolno, nie wolno, to niebezpieczne, już dwóch mu się przygląda… I nagle to okropne uczucie z dołu; chwyciło błyskawicznie i gwałtownie, poczuł, że musi, i nienawiść znikła, rozpłynęła się w bezsilności, zeszła na dno, odeszła w nicość, a nogi, znowu same z siebie, zaniosły go z powrotem, w stronę domu, szybciej, szybciej, jeszcze szybciej, zaraz się przeleje, nie wytrzyma, zaraz będzie po wszystkim… Gdy znalazł się w bramie, gorączkowo, ze wstydliwym pośpiechem rozpinał spodnie, twarzą do ściany, w nienaturalnej, idiotycznej pozycji, stojąc prawie na jednej nodze, dosłownie na oczach jakiejś damy z córeczką; wreszcie jęknął ze wstydu, oddając mocz z wysiłkiem i bólem.

I już po wszystkim, pomyślał ze zwykłą goryczą. Już po wszystkim. Już po wszystkim… Gdzie Timofiej? Timofiej był tuż obok stał w odstraszającej pozie i obserwował córeczkę. Nie lubił dzieci i nie ufał im.

A co ten wujek robi? — pytało tymczasem dziecię jasnym głosikiem. — Wujek zachorował?

Wujek nie zachorował. Wujek zdechł. Wujek zamoczył sobie spodnie od środka i czuje się jak kompletne, absolutne gówno. A ten swobodny mówca, uwielbiany przez masy, nawet niczego nie zauważył. Ochroniarze, owszem, wyraźnie zaczęli coś podejrzewać, choć oczywiście nie zrozumieli, co i jak, a ten demokratyczny panicz okazał się ślepy jak tokujący głuszec.

…Wrócić, pomyślał z resztką nienawiści. Wrócić i dobić drania. Ale wiedział, że nie wróci. Nie dzisiaj. Jutro. Potem. Nagle poczuł ponad bezsilnym smutkiem nieoczekiwany przypływ entuzjazmu, pojawiło się coś, o czym należało pamiętać, o czym trzeba teraz myśleć. Nie tylko o tym, gdzie zdobyć stare archiwa, najlepiej z czasów blokady, ale również o tym, jak to będzie, gdy znowu się spotkają. Na przykład na jakimś mityngu. Chyba się szykują wybory, można będzie przyjść na spotkanie z wyborcami. W końcu jestem wyborcą czy nie? Jestem. Mam prawo wybierać i wybrałem. Jego. Niech się teraz modli, bo ja go wybrałem. Przypomniał sobie, co mówił ten zasraniec Wadim i zachichotał — nic ci z tego nie przyjdzie, gnojku ty mój, nie wybiorą go, bo ja go wybrałem, a ty, gnojku, ty dostaniesz to, co ci się należy od życia: gorzkie rozczarowanie. Albowiem powiedziane jest: rozczarowanie to gorzkie dziecię nadziei…

Po przyjściu do domu przede wszystkim się przebrał. Spodnie i gatki wrzucił do pralki. A więc dziś trzeba będzie zająć się praniem. Jesteśmy ludźmi prostymi, służby nie trzymamy, sami pierzemy, sami gotujemy, sami myjemy podłogi… Prawda, zwierzaku? Zeżarłeś kaszę? No właśnie. Mięsa dzisiaj nie będzie, mięso będzie jutro…

Telefon zadzwonił nieoczekiwanie głośno. A głośno, dlatego że nieoczekiwanie. Siódma. Kto to może być? Do pułkownika nikt nie dzwoni. Okazało się, że to Tengiz. Psychokrata. Bał się Tengiza. Z tym okrutnym zwierzęciem należało mieć się na baczności. Taki nie żartuje i nie lubi żartów…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x