— Spokojnie, pułkowniku — powiedział w końcu, starając się nadać swemu głosowi zdecydowane brzmienie, chociaż wcale nie czuł się pewnie. — Dla pańskich ludzi to rodzaj operacji militarnej. Wiem, że na początku chciał pan to potraktować jak ćwiczenia w zapobieganiu skutkom klęsk żywiołowych, tyle że na wielką skalę, jednak teraz niewiele to się dla was różni od wojny, gdyż podobnie jak na wojnie, ponosicie ofiary. Bardzo mi przykro z tego powodu, sir. Nie spodziewałem się tak wielkich strat i żałuję, że nauczyłem te narzędzia lotu ślizgowego, gdyż to przysporzy…
— Nic na to nie poradzimy, doktorze — odezwał się Williamson. — Zresztą jeden z moich ludzi wpadł mniej więcej w tym samym czasie na podobny pomysł. Prawdę mówiąc, o wszystkim już chyba myśleli. Jednak chciałbym wiedzieć…
— … co znaczy „jak najszybciej” — dokończył za niego Conway. — Biorąc pod uwagę, że operacja potrwa nie tyle kilka godzin, ile parę tygodni, i nie ma żadnych logistycznych powodów, żeby ją odkładać, proponuję zacząć pojutrze o świcie.
Williamson pokiwał głową, mimo to się zawahał.
— Zdążymy, doktorze, ale jest jeszcze coś, co być może skłoni pana do zmiany terminu — powiedział i wskazał na ekran. — Jeśli chcecie, mogę zaprezentować wykresy i całe mnóstwo danych liczbowych, szybciej wszak będzie streścić wnioski. Zwiad prowadzony nad zdrowymi albo mniej chorymi dywanami, o który poprosiliście naszych specjalistów od kontaktów, kierując się przypuszczeniem, że może tam nie natrafimy na wrogość, dobiegł już końca. Chociaż ekipy były w tysiąc siedemset siedemdziesięciu czterech miejscach na wszystkich znanych nam stworach, ich członkowie nie widzieli żadnego narzędzia, które by ich zaatakowało albo chociaż próbowało obserwować, a niekiedy zostawali w jednym punkcie aż sześć godzin. Wprawdzie wszędzie trafiali na taką samą tkankę jak u naszego pacjenta, wszędzie też znajdowały się rośliny tworzące system czuciowy, wyniki szczegółowych testów były jednak zawsze negatywne. Tamte dywany nie próbowały kontrolować narzędzi, a wszelkie zmiany, jakie zauważyliśmy u egzemplarzy zebranych w ramach testów, były wynikiem oddziaływania przypadkowo obecnych w pobliżu zwierząt. Załadowaliśmy te dane do komputera pokładowego Descartes’a, a potem jeszcze do komputera taktycznego na Vespasianie. Wnioski, jakie otrzymaliśmy, są jednoznaczne i obawiam się, że nie wyciągniemy innych. Nasz pacjent jest jedynym inteligentnym dywanem na całej planecie.
Conway nie odpowiedział od razu. W ładowni podniósł się gwar i porządek obrad posypał się kolejny raz. Różni uczestnicy narady wystąpili natychmiast z nowymi pomysłami, które brzmiały nawet sensownie, ale tylko do czasu, gdy pułkownik po kolei się z nimi rozprawił. Ostatecznie zrobiła się z tego pełna emocji wymiana zdań i nagle Conway zrozumiał, dlaczego tak się dzieje.
Wszyscy byli przepracowani, a spotkanie trwało już pięć godzin. Kościane podbrzusze Melfianina obwisło tak bardzo, że tylko kilka centymetrów dzieliło je od pokładu. Hudlarianin był zapewne głodny, gdyż wodę w ładowni oczyszczono wcześniej z substancji odżywczych, co zresztą musiało też dokuczać toczącym się nieustannie Drambonom. Nad nimi tkwił zwinięty już nazbyt długo w niewygodnej pozycji Chalderescolanin, pozostali zaś mieli już dość nieustannego ciśnienia wody napierającej na ich skafandry. Conway też chętnie wyswobodziłby się wreszcie z tego ubioru. To zebranie nie mogło już przynieść nikomu pożytku i pora była je kończyć.
Uniósł rękę, prosząc o ciszę.
— Dziękuję wszystkim. Wiadomość, że nasz pacjent jest jedyną inteligentną istotą swego gatunku, sprawia, że tym bardziej musimy się postarać, by operacja zakończyła się sukcesem. To w żadnym razie nie powód, aby zwlekać z interwencją chirurgiczną. Wszystkich nas czeka jutro dużo pracy. Ja sam spróbuję po raz ostatni nakłonić pacjenta do współpracy.
Już kilka dni wcześniej przebudowano dwie gąsienicowe maszyny wiertnicze tak, aby były możliwie odporne na ataki narzędzi. Wyposażono je też w dwustronny system komunikacji wizyjnej, dzięki czemu Conway mógł kierować z nich operacją z dowolnego miejsca na zewnątrz lub w środku wielkiego stworzenia. Wsiadając do jednej z maszyn, najpierw sprawdził właśnie moduł łączności.
— Nie kusi mnie kariera martwego bohatera — wyjaśnił z uśmiechem. — Gdy znajdziemy się w niebezpieczeństwie, pierwszy zawołam o pomoc.
Harrison pokręcił głową.
— Drugi.
— Panie pierwsze — wtrąciła zdecydowanie Murchison.
Ruszyli w głąb lądu, do zdrowego obszaru pokrytego grubą warstwą roślin, i zatrzymali się dopiero po godzinie. Potem znowu jechali godzinę i zarządzili kolejny postój. W ten sposób spędzili cały ranek i wczesne popołudnie. Przez cały ten czas nie doczekali się zauważalnej reakcji pacjenta. Niekiedy zataczali ciasne koła, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale również bez powodzenia. Nie dostrzegli ani jednego narzędzia. Sensory nie wyczuwały żadnych drgań podłoża, które sugerowałoby, że coś próbuje pod nich podpełznąć. Dzień okazał się więc dość męczący i do tego ich sfrustrował.
Po zmroku włączyli reflektory stosowane przy pracach wiertniczych i zaczęli omiatać nimi okolicę. Tysiące kwiatów otwierało się gwałtownie, reagując na sztuczny świt, ale istota nadal nie podejmowała żadnych działań.
— Z początku była nas tylko ciekawa i paliła się, żeby zbadać każdy nowy obiekt czy zjawisko — powiedział Conway. — Teraz boi się i okazuje wrogość, ale ma dość łatwych celów gdzie indziej.
Ekrany pokazywały, że całe mnóstwo instalacji żywieniowych i punktów transfuzji ma nieustannie problemy z atakami narzędzi. Przybywało tam ciemnych plam na podłożu i nie były to bynajmniej ślady po oleju.
— Ciągle myślę, że gdyby udało się nam zbliżyć dostatecznie do jego mózgu albo chociaż do obszaru, gdzie wytwarzane są narzędzia, mielibyśmy więcej szans na nawiązanie bezpośredniego kontaktu — stwierdził w końcu Conway. — Gdyby zaś taki kontakt okazał się niemożliwy, moglibyśmy postymulować odpowiednie ośrodki mózgowe, tworząc iluzję, że jakieś większe obiekty wylądowały na powierzchni. To odciągnęłoby narzędzia od naszych instalacji. Gdybyśmy zaś zdobyli więcej informacji o samych narzędziach, wiedzielibyśmy może, jak je podejść…
Urwał, gdy Murchison pokręciła głową. Wskazała na ekranie przekrój przez trzydzieści kilka warstw dywanu, których badanie bez odpowiedniego sprzętu zajęło sześć miesięcy. Zrobiła przy tym minę doświadczonego wykładowcy, który wie, jak domagać się od sali nie podziwu, ale rzeczywistej uwagi.
— Próbowaliśmy już zlokalizować mózg, śledząc przebieg dróg nerwowych od korzeni w głąb ciała. Dzięki przypadkowo rozmieszczanym odwiertom badawczym i obserwacjom poczynionym przez ekipy drążące tunele ustaliliśmy, że dochodzą one nie do centralnego mózgu, lecz do warstwy korzonków nerwowych znajdującej się tuż nad dolną powierzchnią dywanu. Nie wrastają w nią przy tym, ale biegną równolegle wystarczająco blisko, żeby przekazywać impulsy indukcyjnie. Część tej sieci odpowiadała zapewne za kontrolę mięśni, przynajmniej jak długo stworzenie to nie osiągnęło tak gigantycznych rozmiarów i nie przestało wspinać się na swoich wrogów, żeby ich zniszczyć. Przypuszczenie, że rośliny wzrokowe i mięśnie muszą być połączone, wydaje się naturalne, jako że wczesne spostrzeżenie innego dywanu, który próbowałby przygnieść swojego przeciwnika, to warunek podjęcia działań. W tym wypadku byłoby to prawie odruchowe. Jednak czemu służy wiele innych, obecnych w tej warstwie dróg nerwowych, tego nie wiemy. Nie są oznaczane kolorami jak przewody, wszystkie są takie same, jeśli nie liczyć ich grubości, co też zresztą nie dziwi, skoro zależy ona od ilości minerałów pozyskiwanych ze skały pod dywanem. Ale wracając do rzeczy: doradzałabym stymulację tych nerwów. Szybko nauczylibyście się wywoływać skurcze mięśni, a lokalne trzęsienia ziemi nie przeszkadzałyby chyba aż tak bardzo Kontrolerom na powierzchni.
Читать дальше