— Dobrze — powiedział Conway, zirytowany nieco trafnością uwag Murchison. — Jednak poszukiwanie mózgu albo ośrodka produkcyjnego wydaje mi się ciągle równie ważne i tym też będziemy musieli się zająć. Na razie wszakże czas nam się kończy. Gdzie, twoim zdaniem, najlepiej byłoby szukać?
Zamyśliła się.
— Jedno i drugie może się mieścić w dolinie pod brzuchem tego stworzenia. Byłoby w ten sposób dobrze osłonięte z boku, a z góry chronione całym masywem cielska. Może tam też absorbuje potrzebne jej składniki mineralne. Takie właśnie, dość rozległe zapadlisko znajduje się trzydzieści kilometrów stąd. Jednak jest jeszcze tuzin innych, podobnych miejsc. Owszem, taki mózg potrzebowałby stałego dopływu substancji odżywczych i tlenu, ponieważ jednak u tej prawie rośliny nośnikiem jest nie krew, lecz woda, zapewne nie byłoby problemów z odżywianiem nawet tak głęboko ukrytego mózgu.
Urwała na chwilę, tłumiąc z wysiłkiem ziewnięcie.
— To naprawdę ciekawe zagadnienie. Dlaczego się z nim nie prześpisz? — spytał Conway, nim zdążyła podjąć wątek.
— Już to zrobiłam — zaśmiała się. — Nie zauważyłeś?
Conway się uśmiechnął.
— A poważnie mówiąc, wolałbym wezwać śmigłowiec, żeby cię zabrał, nim zejdziemy na dół. Nie mam pojęcia, co może nas tam czekać, jeśli naprawdę znajdziemy to, na co liczymy. Możemy trafić do podziemnego pieca hutniczego albo na paraliżujące pole psychicznej emanacji. Rozumiem, że jesteś bardzo ciekawa tego wszystkiego i że jest to ciekawość czysto zawodowa, ale wolałbym, żebyś się z nami nie zabierała. Naukowa ciekawość to pewniejsza droga do piekła niż wszystkie inne.
— Z całym szacunkiem, doktorze — powiedziała Murchison niemal bez szacunku. — Gadasz bzdury. Nic nie wskazuje na to, by gdzieś tam, w głębi, panowała wysoka temperatura, a oboje wiemy, że choć niektórzy obcy potrafią się porozumiewać telepatycznie, zawsze dzieje się to tylko w obrębie ich gatunku. Narzędzia to całkiem inna sprawa. W pełni poddana myślom konstrukcja, która… — Urwała, wzięła głęboki oddech i dokończyła cicho: — Wiem, że jest jeszcze jeden taki pojazd jak ten. I jestem pewna, że znajdzie się na Descarcie jakiś oficer, a przy tym dżentelmen, który zgodzi się podążyć za wami.
Harrison westchnął głośno.
— Nie bądź pan aspołeczny, doktorze. Jak nie można kogoś pobić, należy się przyłączyć.
— Poprowadzę trochę — rzekł Conway, podchodząc do buntu na pokładzie w jedyny możliwy w tych okolicznościach sposób, czyli ignorując go. — Jestem głodny, a teraz pańska kolej na dyżur w kuchni.
— Pomogę panu, poruczniku — zaofiarowała się Murchison.
— Wiesz, doktorze, czasem mam ochotę napluć ci do talerza — mruknął Harrison, przekazując Conwayowi kierowanie pojazdem, i udał się do kuchenki.
Krótko przed północą dotarli do obszaru, pod którym leżała wspomniana przez Murchison dolina, ustawili pojazd dziobem w dół i wwiercili się w tkankę stworzenia. Murchison wpatrywała się w iluminator, notując od czasu do czasu uwagi na temat dróg nerwowych przebiegających w wilgotnym, przypominającym korek ciele dywanu. Nie trafili na żaden ślad typowych naczyń krwionośnych i w ogóle na nic, co sugerowałoby, że mają do czynienia ze zwierzęciem, nie zaś z rośliną.
* * *
Nagle przebili się przez strop jaskini żołądka i spłynęli wolno między okrytymi pęcherzami kolumnami, które ciągnęły się we wszystkich kierunkach, jak daleko sięgało światło reflektorów. Wiedzieli, że w głębi stworzenia są jeszcze inne komory, nie tak obszerne jak żołądki i nie biorące udziału w trawieniu, służące jedynie do przechowywania wody.
Tuż przed lądowaniem na dnie Harrison skierował pojazd pod kątem i ustawił przednie wiertła na maksymalne obroty. Poczuli łagodne uderzenie i ruszyli w dalszą drogę. Pół godziny później szarpnęło nimi w pasach, a miarowe dudnienie wierteł zmieniło się w przeszywający pisk, który ucichł dopiero wtedy, gdy Harrison wyłączył silnik.
— Albo dotarliśmy do skały, albo ta istota ma bardzo twarde serce — powiedział.
Wycofał nieco pojazd, ustawił go pod mniejszym kątem i osiedli gąsienicami na skalistym podłożu. Gdy znowu włączył świdry, zaczęli drążyć tunel pod brzuchem stwora. Tkanka wkoło przypominała mocno sprasowany i poprzerastany korek. Gdy ujechali kilkaset metrów, Conway dał znak Harrisonowi, by zatrzymał pojazd.
— To mi nie wygląda na komórki mózgowe, ale chyba lepiej będzie się im przyjrzeć — powiedział.
Zdołali zebrać kilka próbek i rzucić okiem na otaczającą ich tkankę, ale wycieczka nie trwała długo, gdyż ledwie uszczelnili kombinezony i wyszli na zewnątrz, tunel zaczął osiadać, a ze ścian popłynęła jakaś czarna ciecz, która niebawem sięgnęła im do kostek. Conway wolał nie brać jej zbyt dużo do pojazdu, bo dzięki próbkom pobranym w czasie wierceń wiedział, że wszystko, co znajduje się na tej głębokości, nieziemsko wręcz śmierdzi.
W pojeździe Murchison obejrzała jedną z próbek, która wyglądała jak zwykła ziemska cebula, tyle że przecięta dokładnie na pół. Płaski spód pokrywały krótkie, przypominające robaczki wyrostki i rdzeń, który dzielił się na wiele mniejszych, a dopiero potem łączył się z siecią neuronalną.
— Powiedziałabym, że ta istota absorbuje z podłoża składniki mineralne oraz przenikającą na dół wodę, a z drugiej strony dostarcza sobie smarowidła niezbędnego do przemieszczania się, gdy okoliczne zasoby zostaną wyczerpane. Jednak nigdzie tutaj nie widać śladów struktury nerwowej, o jaką nam chodzi. Nie ma też blizn po narzędziach przedzierających się przez tkankę. Obawiam się, że musimy spróbować gdzie indziej.
Prawie godzinę zabrała im droga do następnej doliny, a kolejne trzy wędrówka do jeszcze innej. Conway od początku powątpiewał w sens sprawdzania tego trzeciego miejsca, gdyż jego zdaniem leżało nazbyt na uboczu, żeby mieścić mózg. Jednak zaocznie trudno było wykluczyć, że ta istota nie ma wielu mózgów albo przynajmniej dodatkowych ośrodków nerwowych. Murchison przypomniała mu, że dawne ziemskie dinozaury miały dwa mózgi, chociaż w porównaniu z dywanem były wręcz mikroskopijne.
Trzecie miejsce znajdowało się ponadto blisko pierwszego nacięcia operacyjnego.
— Sprawdzenie wszystkich zagłębień to praca na resztę życia! — powiedział ze złością Conway. — A tyle czasu nie mamy.
Na ekranie ukazującym obraz z góry widział blednące z wolna niebo, na którym zgromadziły się już na wyznaczonych pozycjach krążowniki Korpusu. Wyłączono reflektory instalacji transfuzyjnych i żywieniowych. Czasem na ekranie pojawiała się twarz Edwardsa, którego przeniesiono na pokład Vespasiana jako medycznego oficera łącznikowego. Miał za zadanie przekładać fachowe polecenia Conwaya na konkretne działania ciężkich jednostek.
— Jak były rozmieszczone wasze próbne odwierty? — spytał nagle Conway. — Zawsze w regularnych odstępach i wszystkie sięgały aż do gruntu? Były takie obszary, gdzie to czarne smarowidło prawie nie występowało? Interesują mnie okolice dywanu, które wcale się nie poruszają, gdyż one właśnie…
— Rozumiem — przerwała mu Murchison. — To by różniło inteligentny dywan od wszystkich pozostałych. Dobra ochrona mózgu i centrów produkcyjnych wymagałaby ich unieruchomienia w konkretnych, dobrze wybranych zagłębieniach. W tej chwili przypominam sobie jedynie tuzin takich odwiertów, w których prawie nie wykryliśmy smarowidła, ale sprawdzę mapy. Daj mi parę minut.
Читать дальше