Zespół zebrał się wokół niej. Leżała już na noszach.
— Dziękuję, przyjaciółko Tawsar. Nie będziemy tracić czasu.
— Skaner nastawiony na rejestrację — oświadczyła Murchison.
Potem rozmowa nabrała typowo medycznego charakteru. Gurronsevas odwrócił spojrzenie ku oknu.
Kolejne cztery grupy zmierzały do kopalni, zapewne na południowy posiłek. Bliższe czekały, aby do nich dołączyć. Widać chcieli zjawić się wszyscy w tym samym czasie. Szli powoli, dostosowując się do tempa nauczycieli, bez wybiegania naprzód. Dietetyk ocenił, że dotrą na miejsce za niecałą godzinę, chociaż znacznie wcześniej powinni być widoczni z Rhabwara. Zastanowił się, czy brak pośpiechu wynika z dyscypliny czy z małego zainteresowania posiłkiem. Był coraz ciekawszy płynących tunelami kuchennych zapachów.
Nagle usłyszał, że Prilicla mówi właśnie o nim.
— Odsuwa się nie z braku szacunku, ale dlatego, że w jego fachu ważniejsze jest, co się wkłada do ciała, niż z niego wyjmuje. Gdyby było trochę czasu, na pewno chętniej obejrzałby miejsca, w których przygotowujecie posiłki, niż…
— Jeśli chce, może zajrzeć do kuchni nawet teraz — wtrąciła Tawsar. — Pierwszy kucharz wie o wizycie gości z innych światów i chętnie zajmie się Gurronsevasem. Czy potrzebny będzie przewodnik?
— Nie — odparł dietetyk. — Wezmę nos za przewodnika — dodał ciszej.
— Dołączę do ciebie, jak tylko skończą się nade mną znęcać — powiedziała Wemeranka.
Szedł już w kierunku wyjścia, gdy Prilicla przełączył się na jego kanał.
— Przyjacielu Gurronsevas, rozmawiałem o tobie, by odwrócić uwagę Tawsar od badania. Nagle jednak wyczułem ponownie tę samą reakcję, która zdarzyła się już wcześniej. Uczucie głodu, ciekawości i intensywnego wstydu albo zakłopotania, tyle że jeszcze silniejsze. Uważaj i rozglądaj się, bo mam wrażenie, że możesz odkryć coś bardzo dla nas ważnego. Cały czas bądź w kontakcie głosowym z nami i naprawdę uważaj.
— Będę ostrożny, doktorze — odparł z lekką irytacją dietetyk, klucząc między ławami. Kto lepiej niż on wiedział, jakie wypadki mogą się przytrafić w kuchni i jak ich uniknąć.
Prilicla znowu zajął się pacjentką. Nie chciał, aby przejmowała się tak poczynaniami Naydrad i Murchison. Ich głosy brzmiały wyraźnie w uchu Gurronsevasa.
— Dla pełniejszego obrazu powinniśmy zbadać również kogoś młodego i sprawnego, najlepiej w wieku bliskim dojrzałości. Czy byłoby to możliwe?
— Wszystko jest możliwe — odpowiedziała Wemaranka. — Dzieci nie boją się ryzyka, gotowe są na wiele z ciekawości, dla zabawy czy z chęci pokazania, że są lepsze od innych dzieci. Może dlatego i ja zgodziłam się na ten eksperyment. Jestem za głupia, aby zrozumieć, że przeżywam drugie dzieciństwo.
— Nie, przyjaciółko Tawsar — rzekł zdecydowanie Prilicla. — W starzejącym się ciele mieszka ciągle młody i elastyczny umysł, tyle że mądry przeżytymi latami. Zapewne niewielu twoich braci potrafiłoby tak po prostu spotkać się z gromadą przerażających, niezwykłych obcych i pomóc nam jeszcze w tym, co robimy. Byłaś nas po prostu ciekawa czy miałaś po temu inne powody?
— Nie jestem nikim niezwykłym — odparła Tawsar po chwili zastanowienia. — Znam tu wielu równie odważnych czy głupich. Większość z nich gotowa byłaby spotkać się z wami, aby też na tym skorzystać. Są i inni, jak większość nieobecnych akurat myśliwych, którzy niczego od was nie przyjmą. Jako pierwsza nauczycielka odpowiadam za zaproszenie was do mojej kopalni. Byłam zdumiona, że nie trzeba było was namawiać, więc pewnie i wy jesteście odważni albo głupi. Niemniej obiecywanie złagodzenia bólu nie jest dobrym pomysłem, bo nie mam się wam jak odpłacić…
— Przyjaciółko Tawsar — przerwał jej Cinrussańczyk — nie ma potrzeby się odpłacać. Ale jeśli ciężar zobowiązań to coś istotnego dla was, proszę pozwolić nam zaspokoić medyczną ciekawość. W ten sposób spłacicie dług po wielekroć. A co do sztywniejących stawów, same objawy łatwo będzie usunąć, jednak przywrócenie naturalnej sprawności będzie trudniejsze, gdyż choroba jest zaawansowana. Moglibyśmy wszakże zastąpić uszkodzone stawy wszczepami z metalu albo utwardzanego tworzywa.
— Nie!
To jedno słowo zabrzmiało z taką mocą, że musiała mu towarzyszyć silna emocja, być może nawet złość. Dobrze, że nie widzę teraz Prilicli, pomyślał Gurronsevas. Był już całkiem blisko kuchni, gdy znowu usłyszał głos empaty.
— Nie ma się czego obawiać, przyjaciółko Tawsar. Taka wymiana stawów to rutynowa operacja, na niektórych światach wykonuje się ich tysiące dziennie. W większości przypadków protezy sprawują się lepiej niż oryginalne narządy ruchu. Przeprowadza się takie operacje pod narkozą…
— Nie — powtórzyła Tawsar, tyle że już spokojniej. — To niemożliwe. Nie będę czynić mojego ciała niejadalnym.
Gurronsevas wszedł do pomieszczenia, które wyglądało na kuchenny magazynek. Zza wahadłowych drzwi docierały bardzo intensywne już teraz zapachy. Na długich blatach leżały tace i posegregowane sztućce, obok widać było półki z garnkami, talerzami, różnych rodzajów kubkami, w większości popękanymi i bez uszek. Dietetyk miał właśnie ruszyć dalej, gdy dotarło do niego, co powiedziała Tawsar.
Mógł sobie tylko wyobrażać reakcje zespołu medycznego i kapitana Fletchera. Chyba też musiało im mowę odebrać.
Pierwsza odzyskała głos Murchison.
— My, to znaczy wszystkie znane nam inteligentne rasy, grzebiemy swoich zmarłych w ziemi albo palimy. Ale nigdy ich nie jemy.
— A to niemądrze — odparła Tawsar. — Niemądrze jest tak marnować żywność. Na Wemarze nie stać nas na coś takiego, to byłaby wręcz zbrodnia. Czcimy naszych zmarłych, o ile za życia na to zasłużyli, ale zaszczyty i honory nie zmieniają niczyjego smaku, przynajmniej jeśli był zdrowy. Nie jadamy oczywiście tych zbyt dawno zmarłych ani ofiar zarazy. No i tych, których ciała zawierają coś niejadalnego, jak metal czy plastik. Ale poza tym jemy wszystko, co nie szkodzi. Jestem stara, okażę się pewnie łykowata, lecz bez wątpienia jadalna. Najsmaczniejsze są rzecz jasna osoby młode albo ledwo dojrzałe, które zginęły w wypadku, na przykład na polowaniu…
Podwójne drzwi otworzyły się nagle, ukazując tubylca i pełną kłębów pary kuchnię. Nieco dalej zajmowały się czymś kolejne dwie istoty. Cała trójka nosiła luźne fartuchy, które były prane zbyt wiele razy i straciły już pierwotny kolor.
— To ty musisz być tym gościem z innego świata — powiedział uprzejmie Wemaranin w drzwiach. — Nazywam się Remrath. Wejdź, proszę.
Gurronsevasowi nogi wrosły w ziemię. Przypomniał sobie, co wcześniej usłyszał od Tawsar: pierwszy kucharz chętnie się tobą zajmie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
— Słyszałem waszą rozmowę, doktorze — powiedział Fletcher. — I wcale nie spodobało mi się to, co usłyszałem. Poza tym około siedemdziesięciorga młodych Wemaran z czterema instruktorami zmierza z wolna ku wejściu do tunelu. Przy obecnym tempie dotrą tam za nieco ponad czterdzieści minut. Inne grupy robocze odłożyły narzędzia i zamierzają do nich dołączyć. Chyba zbliża się pora obiadu. Sądząc po tym, co właśnie powiedziano, zapewne to wy jesteście dziś obiadem. Usilnie doradzam przerwanie kontaktu i natychmiastowy powrót na statek.
— Chwilę, kapitanie. Przyjaciółko Murchison, ile to jeszcze potrwa?
— Nie dłużej niż piętnaście minut. Pacjentka jest bardzo skłonna do współpracy i nie ma co przerywać…
Читать дальше