W zestawach słuchawkowych słyszeli Fletchera meldującego nieustannie o wynikach obserwacji poszczególnych grup młodzieży w dolinie. Większość wykopywała w niższych partiach stoków jakieś rośliny, trzy zaś wydawały się zajęte ćwiczeniami z kuszami, katapultami oraz włóczniami i sieciami obszytymi ciężarkami. Włócznie były tępe i prymitywnie wykonane, z pogrubionymi uchwytami pośrodku, tak że mogły służyć zarówno do rzucania, jak i do walki z użyciem obu rąk. Ale były zapewne trochę za ciężkie dla dzieci.
— To nie tylko zabawa — twierdził kapitan. — Raczej bardziej trening. Najstarsze dzieci mają chyba broń z metalowymi grotami, nie widzimy dokładnie z tej odległości. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak z Tawsar, odetną wam drogę powrotną do statku.
Prilicla odpowiedział dopiero, gdy dotarli do wejścia do kopalni. Gurronsevas miał wrażenie, że mały empata chciał uspokoić zarówno kapitana, jak i resztę zespołu.
— Emocjonalna aura dorosłych i dzieci, którzy otoczyli nas wczoraj, pozbawiona była śladów wrogości, szczególnie wrogości zamaskowanej pozorami przyjaznego nastawienia. Chociaż ostatecznie postanowili nie zaprzyjaźniać się z nami, nadal nie ma w nich dość niechęci, aby skłonni byli zachować się wobec nas agresywnie. Tawsar panuje nad swą niechęcią albo co najmniej ją ignoruje, zresztą znacznie silniejsza jest w niej ciekawość. Trudno mi wyrazić to dokładnie, ale sądzę, że czegoś od nas chce. Dopóki nie dowiemy się, o co chodzi, na pewno nic nam nie grozi. Poza tym jest z nami przyjaciel Danalta, który potrafi przybrać dowolną groźną postać i chyba skutecznie nastraszyć dzieci w razie potrzeby, oraz dietetyk o niemal nieprzebijalnej skórze i potężnych muskułach.
— Doktorze, to pierwszy kontakt — odezwał się kapitan. — Nie możemy wykluczyć, że któreś z was zrobi albo powie niechcący coś, co drastycznie zmieni nastawienie Tawsar do całej grupy. Może lepiej rozmawiać z nią na otwartej przestrzeni, gdzie będziemy mogli was obserwować i w razie czego ściągnąć wiązką? Obawiam się trochę waszej wizyty w kopalni.
Stanęli przy ciemnym wylocie tunelu i nosze opadły łagodnie na ziemię. Tawsar spojrzała nagle na Priliclę i powiedziała:
— Obawiam się trochę waszej wizyty w kopalni.
Danalta wzdrygnął się.
— W tak głębokich dolinach echo to rzecz zwyczajna — mruknął półgłosem.
Prilicla go zignorował.
— Dlaczego, przyjaciółko Tawsar?
Wemaranka spojrzała na nich po kolei i ponownie zwróciła się ku empacie.
— Nie wiem nic o was i o waszych zwyczajach, odczuciach czy podejściu do innych. Nie wiem nawet, co jadacie. Nic nie wiem. Nagle uświadomiłam sobie, że możecie nie mieć ochoty odwiedzić naszego domostwa. Tunele są wąskie i niskie, tylko sala zebrań jest porządnie oświetlona, a i to nie przez cały dzień. Nawet niektórzy z nas nie lubią ciasnych podziemi, w których czują napierające z każdej strony skały. No i ty. Jesteś latającą gdzie dusza zapragnie powietrzną istotą. Obawiam się o twoje kruche ciało i szerokie skrzydła. Nie jesteś przystosowany do pełzania we wnętrzu góry.
— Jestem wdzięczny za troskę, przyjaciółko Tawsar, ale nie ma powodów do zmartwienia. Dawno już przywykliśmy do pracy w metalowej budowli podobnej do tej góry, gdzie tunele też bywają wąskie, a pomieszczenia niewielkie. Jeśli będzie nam tu ciemno, przyniesiemy własne lampy. Gdyby ktoś poczuł się źle, będzie mógł wyjść. Nie sądzę jednak, aby komuś to groziło.
Gurronsevas wiedział, że nikt nie mógł lepiej od Prilicli ocenić, co czują pozostali członkowie grupy. Nie był wszakże pewien odczuć samego empaty, który nie cierpiał mrocznych, ciasnych przestrzeni. Jednak jako dowódca zespołu nie mógł przecież odmówić wejścia do podziemi.
— Co do mnie zaś — podjął Prilicla — sypiam w ciasnym niczym kokon pomieszczeniu bez światła. Potrafię składać skrzydła i kończyny, zatem jeśli nie masz nic przeciwko temu, pojechałbym z tobą na noszach. Jak wąskie są wasze tunele? Czy wszyscy damy radę przejść?
— Tak — odparła Tawsar i spojrzała na Gurronsevasa. — Ledwie, ale tak.
Kilka minut później Naydrad wprowadziła nosze do tunelu. Przodem szedł Danalta, za noszami zaś Naydrad i Murchison. Gurronsevas tworzył coś, co kapitan nazwał ariergardą, patolog natomiast mobilnym zatorem.
Dietetyk odkrył niebawem, że choć istotnie chwilami czuł się jak zatyczka, to szczęśliwie była to niezmiennie zatyczka ruchoma. Tunel zresztą rozszerzył się wkrótce i zrobiło się w nim na tyle jasno, że nie trzeba się było domyślać, jak wysoko jest sufit. Możliwe też, że Wemaranie mieli nieco gorszy wzrok niż Tralthańczycy, Tawsar bowiem przepraszała wciąż za niedostatki miejscowej techniki. Prilicla rozmawiał z nią cicho, jednak nieustanne tupanie Naydrad nie pozwalało usłyszeć, o czym. Chwile milczenia skwapliwie wypełniał donoszący o swych niepokojach kapitan Pletcher.
— Głębokie skanowanie sugeruje, że to opuszczona kopalnia miedzi. Sądząc po stanie wsporników, może mieć nawet setki lat, ale są ślady niedawnych remontów. Wiele głębszych galerii zostało zablokowanych przez zawały, sugerowałbym więc, byście nie zapuszczali się za daleko. Najlepiej będzie, jeśli w ogóle poprosicie Tawsar na zewnątrz, aby tam porozmawiać.
— Nie, przyjacielu Fletcher — odparł Prilicla. — Tawsar chce porozmawiać w kopalni. Jest mocno zakłopotana, co wskazuje, że chodzi o jakąś kwestię osobistą. Nie wyczuwam obaw typowych dla kogoś, kto chce zwalić innym strop na głowę.
— Niech będzie, doktorze — powiedział kapitan. — Nie macie kłopotów z oddychaniem? Nikt nie wyczuwa zapachu gazu kopalnianego?
— Nie, przyjacielu Fletcher. Powietrze jest świeże i chłodne.
— Nic dziwnego — stwierdził oficer. — Wyższe tunele mają własny system szybów wentylacyjnych, które nie wymagają zasilanych prądem wentylatorów, chociaż jest tam mały generator napędzany nurtem podziemnej rzeki. Znajduje się u podstawy góry, z drugiej strony, i daje dość prądu, aby oświetlać wnętrza. Wykryliśmy też kilka źródeł ciepła, zapewne paleniska albo piece. Wszystkie zatruwają powietrze produktami spalania, ale ich stężenie nie zagraża życiu. Niemniej i tak uważajcie.
— Dziękuję — powiedział Prilicla i wrócił do rozmowy z Tawsar.
Mijali mnóstwo wylotów bocznych tuneli i małe, nieoświetlone komory. Gurronsevas kilka razy prze — szorował czubkiem głowy i bokami po skale, lecz powietrze było ciągle świeże i unosiły się w nim jedynie zapachy, które Murchison zidentyfikowała jako dym palonego drewna i śladowe wonie kuchenne. I rzeczywiście, kilka minut później przeszli obok wejścia do kuchni.
— Przyjacielu Gurronsevas — powiedział Prilicla, korzystając z lekkiego wzmocnienia głosu, aby idący z tyłu Tralthańczyk mógł go usłyszeć. — Wyczuwam twoją wielką ciekawość i chyba rozumiem, co jest jej powodem, ale raczej nie powinniśmy się teraz rozdzielać.
Zapach słabł w miarę, jak się oddalali, jednak wyczulony zmysł powonienia podpowiadał dietetykowi, że prawdopodobnie jeszcze nigdy nie zetknął się z taką kuchnią. Chociaż, czy naprawdę…?
Rozpoznał parę wodną ze śladowymi ilościami soli i kilka rodzajów gotowanych albo duszonych razem roślin. Jedna z nich miała ostry i ciężki zapach przypominający woń somratha lub ziemskiej kapusty, tak chętnie zamawianej przez niektórych Kelgian. Reszta zapachów była zbyt słaba, aby do czegoś je porównać. Wykrył jeszcze jakiś mączny produkt pieczony w piecu. Ale najbardziej zdziwiło go to, czego mu zabrakło.
Читать дальше