James White - Galaktyczny smakosz

Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Galaktyczny smakosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Galaktyczny smakosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Galaktyczny smakosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gurronsevas, olbrzymi sześcionożny obcy, jest powszechnie znany jako najlepszy w Galaktyce szef kuchni. Jednak u szczytu swej kariery odkrywa, że sława, honor i armie pochlebców to za mało. Pragnie nowego wyzwania. Wyzwania na miarę wielkości swego ciała, talentu i pychy. Tylko Szpital Kosmiczny — potężny kompleks, w którym leczą i są leczeni zarówno ludzie, jak i obcy — pozwala na realizację takich marzeń. Gurronsevas, obecnie Naczelny Dietetyk, postanawia zrobić coś, co nie udało się przed nim żadnemu kucharzowi: chce sprawić, by szpitalne jedzenie było smaczne. Tylko czy pacjenci to przeżyją?

Galaktyczny smakosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Galaktyczny smakosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Mamy zwyczaj wypuszczać codziennie dzieciaki na kilka godzin. Zwykle wtedy, gdy słońce się już schowa. Inaczej mogłyby się nabawić chorób skóry albo mieć kiedyś kłopoty z posiadaniem potomstwa. Poza tym, jak sobie pobiegają, nie hałasują tak potem w salach i wszyscy mamy szansę zasnąć. W kopalni nie mogą biegać na ogonach, co dla takich młodych jest dość nienaturalne. Jednak żadne drapieżniki im tu nie grożą, bo dawno już wszystkie wytępiliśmy, tak wielkie i groźne, jak i małe gryzonie. Wasz statek jest dla nich czymś nowym. I dobrze, bo tym bardziej się zmęczą. Jak długo zostaniecie?

To szkoła, pomyślał Gurronsevas. Idealne miejsce do znalezienia wielu ciekawych świata i otwartych umysłów. Zespół medyczny wyraźnie podzielał jego radość.

— Jak długo nam pozwolicie — odparł pospiesznie Prilicla. — Chcielibyśmy jednak spotkać się z wami osobiście. Czy to możliwe?

Tawsar zastanawiała się kilka chwil.

— Nie powinniśmy tracić czasu na rozmowy z wami. Nasze postępowanie stanie się przedmiotem powszechnej krytyki. Ale nieważne. Jesteśmy już zbyt stare, aby się przejmować. I nazbyt was ciekawe. Musicie jednak odlecieć przed powrotem myśliwych. To musicie mi obiecać.

— Obiecujemy — rzekł Prilicla i nikt na pokładzie nie wątpił, że obietnica ta zostanie dotrzymana. — Ale gdy się wam pokażemy, reakcje mogą być rozmaite. Fizycznie bardzo się różnimy od Wemaran. Młodzieży, a może nawet wam, możemy się wydać straszni albo odrażający.

Tawsar wydała kilka dźwięków, które mogły oznaczać śmiech.

— Nie widzieliśmy pasażerów tamtego statku, ale opisali nam siebie. To były dziwne, wyprostowane istoty bez ogonów, niektóre całe okryte futrem, inne z futrem tylko na głowie. Jednak tamci chcieli zmieniać nasze życie, więc myśliwi zniszczyli ich gadające urządzenie. Co do straszenia dzieci, to nie sądzę, byście zdołali pokazać coś straszniejszego niż potwory, którymi ich wyobraźnia już zasiedliła wasz statek. Ale po namyśle proponuję, żebyście nie pokazywali się teraz. Młodzi mają dość wrażeń na dzisiaj. Jak was zobaczą, trudno będzie zagonić ich do środka, o zaśnięciu nie wspominając. Skoro zostaniecie trochę, lepiej i bezpieczniej będzie, jeśli przedstawicie się w czasie lekcji.

— To nie całkiem tak, Tawsar — powiedział Prilicla. — Istoty, które opisałaś, to Orligianie i Ziemianie. Tych drugich mamy na pokładzie pięciu, to stworzenia z futrem tylko na głowie. Pozostała czwórka wygląda jeszcze dziwniej. Jeden jest Tralthańczykiem, istotą o sześciu nogach i masie ciała trzy razy większej niż u przeciętnego Wemaranina. Jest też Kelgianka o połowę lżejsza i niższa niż ty, ale mająca dwadzieścia par nóg i pokryta srebrzystym falującym futrem. Mamy również zmiennokształtnego, który może wyglądać, jak tylko chce, zależnie od sytuacji groźnie albo przyjaźnie. No i jest wielki latający owad, czyli ja. Jeśli sądzisz, że spotkanie z którąś z tych istot może być dla ciebie przykre, zostanie ona na statku.

— Ten zmiennokształtny… To istota z naszych bajek opowiadanych bardzo małym dzieciom. Dorośli nie wierzą w podobne rzeczy.

Empata nie odpowiedział, by nie powiększać przyszłego zakłopotania Tawsar. Danalta zaś przybrał postać niedużej, wiekowej Wemaranki.

— Bez komentarza — rzekł cicho.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Wcześnie rano, gdy wschodzące słońce rozjaśniło szczyt urwiska, a wejście do kopalni pogrążone było jeszcze w cieniu, Tawsar zjawiła się przed połyskującą tarczą statku. Za nią nadeszło kilka grup po dwadzieścioro, trzydzieścioro dzieci. Każdą prowadził jeden dorosły osobnik. Zajęły miejsca w różnych zakątkach doliny i rozpoczęły się lekcje.

Załoga Rhabwara doszła tymczasem do wniosku, że ta osada Wemaran musi pełnić funkcję czegoś pomiędzy szkołą a domem opieki dla dzieci osieroconych lub takich, których rodzice wyruszyli na dłuższe polowanie. Czy domysł był trafny, miało się okazać podczas spotkania z Tawsar.

Wszyscy pamiętali, z jakim trudem starsza Wemaranka stawiała kroki, nikt nie zdziwił się zatem, gdy Prilicla polecił przygotować samobieżne nosze na poduszce antygrawitacyjnej. Zespół medyczny nie miał wiele do dźwigania, ale dobrze byłoby przekonać Tawsar, aby pozwoliła się podwieźć. Dłuższe i bez wątpienia bolesne spacery byłyby utrapieniem nie tylko dla niej, ale i dla wyczuwającego jej cierpienie Prilicli.

Mały empata pierwszy pojawił się przy wyjściu i wzleciał nad rampę, podczas gdy Murchison, Naydrad, Danalta i Gurronsevas zeszli na ziemię i ruszyli przez tarczę antymeteorytową, która nie stawiała oporu, gdy coś próbowało przeniknąć przez nią od środka na zewnątrz. Dietetyk nie został zaproszony na wyprawę, ale też nikt nie zabronił mu iść, a po długim pobycie w ciasnym statku bardziej niż kiedykolwiek potrzebował ruchu.

Gdy stanęli półkolem przed Tawsar, Wemaranka bez słowa przyjrzała im się po kolei. Prilicla wyczuwał w niej mnóstwo rozmaitych emocji, nie było jednak obawy. Celowo nie otoczyli jej, aby nie miała wrażenia, że odcinają jej drogę do kopalni. Mieniące się skrzydła Prilicli biły wolno powietrze, futro Naydrad falowało niczym srebrzyste morze, Murchison uśmiechała się i tylko Gurronsevas stał nieruchomo. Danalta upodobnił się najpierw do Kelgianki, potem odtworzył wiernie postać Murchison, następnie zaś powrócił do swojego kształtu, czyli zielonej bryły z jednym okiem, jednym uchem i ustami. Ostatecznie to Tawsar przerwała milczenie.

— Widzę cię, ale ciągle nie wierzę, że istniejesz — powiedziała, spoglądając na zmiennokształtnego. Potem uniosła oczy na Priliclę. — Nie lubię owadów, czy latających, czy pełzających, ale ty jesteś piękny!

— Dziękuję, przyjaciółko Tawsar — rzekł Prilicla, drżąc lekko od przyjemnych wrażeń. — Dobrze zniosłaś nasz widok i mam wrażenie, że się nas nie boisz. Ale co z pozostałymi dorosłymi i dziećmi?

— Powiedziano im, że jesteście paskudni, przerażający i bardzo do nas niepodobni. Pamiętają, jak wasi przyjaciele chcieli się mieszać do naszych zwyczajów i wierzeń i próbowali mówić nam, co mamy jeść i co robić ze światłem, które powoduje gnicie wszelkiej rzeczy. Chcieli nawet zajrzeć do naszych żywych ciał i robić to, co wolno tylko najbliższym. Wy nas nie przerażacie, ale nie w tym problem. Wasi poprzednicy doprowadzili nas do pasji. Nie pragniemy wizyt takich gości. Wiemy jednak, że wy nie chcecie rozmyślnie wyrządzić nam krzywdy. Czy wiedząc już, co czuję, nadal zamierzasz nazywać mnie przyjaciółką?

— Tak — odparł Prilicla. — Ale ty nie musisz się tak do mnie zwracać, jeśli nie zapragniesz.

Tawsar aż gwizdnęła.

— Tak długo to ja raczej nie pożyję. Jednak mamy wiele do obejrzenia i całe mnóstwo pytań przed sobą. Od czego chcecie zacząć, od kopalni czy doliny?

— Kopalnia jest bliżej — stwierdził Prilicla. — Nie będziesz też musiała tyle chodzić. Gdybyś zaś zechciała skorzystać z naszego pojazdu, nie musiałabyś chodzić wcale.

— Ale… ale to w ogóle nie spoczywa na ziemi — powiedziała niepewnie Tawsar. W jej duszy wyraźnie trwała walka między obawą przed czymś całkiem nowym a chęcią ulżenia wiekowym nogom. — Ale z drugiej strony, chyba jest całkiem solidne…

Musieli poczekać kilka minut, aż mamrocząca pod nosem Wemaranka wsiadła. Naydrad skierowała nosze w stronę kopalni. Popłynęły powoli, w tempie marszu.

— Ja… ja lecę! — powiedziała Tawsar. Niewątpliwie miała rację. Tyle że lot odbywał się na wysokości około dziesięciu cali.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Galaktyczny smakosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Galaktyczny smakosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James White - The Escape Orbit
James White
James White - Jenseits des Todes
James White
James White - Chef de Cuisine
James White
James White - Radikaloperation
James White
James White - Major Operation
James White
James White - Hospital Station
James White
James White - Zawód - Wojownik
James White
James White - Sektor dwunasty
James White
James White - Statek szpitalny
James White
Отзывы о книге «Galaktyczny smakosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Galaktyczny smakosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x