Isaac Asimov - Równi Bogom
Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Równi Bogom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Równi Bogom
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Równi Bogom: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równi Bogom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Równi Bogom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równi Bogom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Wierzysz w to? — zapytał z rozbawieniem Denison.
— Kiedy Barron to mówi, brzmi to bardzo przekonywająco.
— Równie dobrze można by tłumaczyć rzekomy komfort jaskiń księżycowych potrzebą powrotu do łona. Właściwie — dodał w zamyśleniu — biorąc pod uwagę kontrolowaną temperaturę i ciśnienie, rodzaj i strawność jedzenia, mógłbym spokojnie obronić tezy, że kolonia lunarna — o przepraszam, Selene — że Luna City — jest zamierzoną rekonstrukcją środowiska płodowego.
— Nie wydaje mi się, by Barron zgodził się choćby z jednym słowem tego, co powiedziałeś.
— Oczywiście, że nie — przyznał Denison. Spojrzał na łuk Ziemi, przyglądał się odległym chmurom przy brzegach planety. W milczeniu sycił oczy widokiem. Mimo że Selene wróciła do pionizera, pozostał na miejscu. Patrzył na Ziemię otoczoną rojem gwiazd i na postrzępioną linię horyzontu. Co jakiś czas dostrzegał jakby obłoczki dymu w miejscach, gdzie spadały meteoryty.
Poprzedniej nocy księżycowej zaniepokojony zwrócił uwagę Selene na coś podobnego. Nie przejmowała się tym zupełnie.
— Ziemia przesuwa się lekko z powodu libracji Księżyca i raz na jakiś czas promień odbity od Ziemi, musnąwszy małe wzniesienie, pada na grudkę ziemi za nim. Wygląda to jak maleńka chmurka pyłu. To normalne. Nie ma co zwracać na to uwagi.
— Ale czy nie może być to czasami meteoryt? — Denison oponował. — Czy meteoryty nigdy nie trafiają w Księżyc?
— Oczywiście, że trafiają. Prawdopodobnie uderza w ciebie kilka za każdym razem, gdy wychodzisz na powierzchnię. Chroni cię przed nimi skafander.
— To zaledwie mikrometeoryty. Chodzi mi o meteoryty o zauważalnej wielkości, które mogłyby wzbijać pył. Takie, które mogą zabić.
— No cóż, spadają i takie, ale niewiele, a Księżyc jest duży. Nikogo jeszcze nie zabiły.
Kiedy teraz obserwował niebo, wspominając tamtą rozmowę, ujrzał coś, co w toku swych rozmyślań wziął za meteoryt. Tyle, że coś, co świeciło mogło być meteorytem jedynie na Ziemi, która posiadała atmosferę, a nie na Księżycu pozbawionym powietrza.
Światełko na niebie musiało być wzbudzone przez człowieka, Denison nie zdążył jeszcze pozbierać myśli, kiedy przybrało już całkiem wyraźny kształt małej rakiety, schodzącej do lądowania niedaleko od niego.
Z rakiety wyszła jedna osoba w kombinezonie, pilot pozostał wewnątrz — ledwie widoczna ciemna sylwetka pośród świateł kontrolnych.
Denison czekał. Etykieta spotkań na zewnątrz wymagała, aby osoba dołączająca do grupy przedstawiła się pierwsza.
— Komisarz Gottstein — oznajmił głos przybyłego — chyba rozpoznał mnie pan po nieporadnym chodzie.
— Ben Denison — odpowiedział Denison.
— Tak myślałem.
— Szukał mnie pan?
— Oczywiście.
— Rakietą patrolową? Mógł pan przecież…
— Tak, mogłem użyć Wyjścia P-4, które znajduje się zaledwie tysiąc metrów stąd. Ale nie szukam tylko pana.
— Nie będę pytać, co pan przez to rozumie.
— Nie ma co owijać sprawy w bawełnę. Z całą pewnością nie sądził pan, że nie zainteresuję się faktem, iż prowadzi pan eksperymenty na powierzchni Księżyca.
— Nie było to żadną tajemnicą, każdy mógł się tym zainteresować.
— Ale jakoś nikt nie zna szczegółów tych eksperymentów. Z wyjątkiem może faktu, że mają coś wspólnego z Pompą Elektronową.
— Całkiem rozsądne założenie.
— Naprawdę? Wydawało mi się, że eksperymenty związane z parateorią, o ile miałyby mieć jakąkolwiek wartość, wymagają potężnych urządzeń. To nie tylko moja opinia, proszę zrozumieć, skonsultowałem się z ludźmi, którzy powinni się orientować w tej dziedzinie. A pan, co można łatwo stwierdzić, nie używa tych urządzeń. Toteż wpadłem na myśl, że może nie powinienem się interesować panem. Być może, podsuwając pana, odwrócono moją uwagę od innych, pracujących nad ważniejszymi zadaniami.
— Dlaczego miałbym być użyty do zmylenia pana?
— Nie wiem. Gdybym wiedział, mniej bym się tym przejmował.
— A więc byłem pod obserwacją. Gottstein parsknął śmiechem.
— O tak, od samego początku. Podczas gdy pracowaliście na powierzchni, obserwowaliśmy całą okolicę w promieniu kilku kilometrów. Dziwne, ale wydaje się, że czynności pana i pańskiej towarzyszki ograniczają się do rutynowych odczytów i manipulacji przy instrumentach.
— Co w tym dziwnego?
— Bo to oznacza, że naprawdę myślicie, że czegoś dokonacie dzięki waszemu prowizorycznemu aparatowi — czymkolwiek jest. Wierzę, że jest pan osobą kompetentną, toteż pomyślałem, że warto by posłuchać, jak pan to wytłumaczy.
— Przeprowadzamy eksperyment parafizyczny, komisarzu, dokładnie tak, jak niesie plotka. Mogę jeszcze dodać, że jak dotąd z częściowym powodzeniem.
— Pomaga panu, jak mniemam, Selene Lindstrom L., przewodnik turystyczny.
— Tak.
— Bardzo niezwykły wybór pomocnika do eksperymentu fizycznego.
— Jest inteligentna, zaangażowana i niebywale atrakcyjna.
— I chce pracować z Ziemianinem?
— Chce pracować z imigrantem, który zostanie obywatelem kolonii, kiedy tylko spełni odpowiednie wymogi.
Selene podeszła do nich. Denison usłyszał jej głos w hełmofonie.
— Witam, komisarzu. Nie chciałam podsłuchiwać i wtrącać się do waszej rozmowy, ale nie można nie usłyszeć rozmowy w skafandrze kosmicznym, chyba że jest się poza zasięgiem mikronadajników.
Gottstein odwrócił się w jej kierunku. — Dzień dobry, pani Lindstrom. To nie jest poufna rozmowa. Czy interesuje się pani parafizyką?
— Tak.
— Nie przejmuje się pani niepowodzeniami eksperymentatora?
— Nie nazwałabym tego niepowodzeniami — powiedziała. — W każdym razie są one znacznie mniejsze niż to się wydaje doktorowi Denisonowi.
— Co? — Denison zakręcił się na pięcie, wzbijając tuman pyłu i omal się nie przewracając.
Cała trójka patrzyła teraz na pionizera i przestrzeń około dwóch metrów nad nim, gdzie niczym spora gwiazda błyszczało światło.
— Zwiększyłam intensywność pola magnetycznego, pole sił jądrowych pozostało stabilne, zwiększyłam je jeszcze trochę, i jeszcze…
— Przeciek! — krzyknął Denison. — Cholera, że też nie widziałem, jak do tego doszło.
— Przepraszam, Benie. Najpierw byłeś zagłębiony w rozmyślaniach, potem przyleciał komisarz, a nie potrafiłam się oprzeć myśli, aby samej spróbować.
Gottstein wtrącił się do rozmowy. — Ale co to jest? — Energia spontanicznie wydzielana przez materię przeciekającą z innego Wszechświata. — Kiedy Denison to mówił, światełko zamrugało i kilkadziesiąt metrów dalej zajarzyła się następna gwiazda.
Denison rzucił się w kierunku pionizera, ale Selene z lunarną gracją pomknęła ku urządzeniu znacznie szybciej i znalazła się przy pionizerze pierwsza. Natychmiast wyłączyła zasilanie i odległa gwiazda zniknęła.
— Punkt przecieku jest niestabilny — stwierdziła.
— W małej skali to bez znaczenia, biorąc jednak pod uwagę, że możliwe są przesunięcia o całe lata świetlne, sto metrów to niebywała stabilność.
— Jednak nie wystarczająca.
— Pozwólcie, że zgadnę, o czym mówicie — wtrącił się Gottstein. — Mówicie, że materia może przeciekać to tu, to tam, gdziekolwiek w naszym Wszechświecie, na chybił trafił.
— Niezupełnie tak, komisarzu — sprostował Denison. — Prawdopodobieństwo wystąpienia przecieku maleje wraz ze wzrostem odległości od pionizera i to bardzo gwałtownie. Jest uzależnione od bardzo wielu czynników i sądzę, że kontrolujemy już dużą część z nich. Nadal jednak nie można wykluczyć przeskoku przecieku o kilkaset metrów, o czym zresztą mógł się pan przekonać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Równi Bogom»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równi Bogom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Równi Bogom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.