Isaac Asimov - Równi Bogom

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Równi Bogom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Równi Bogom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równi Bogom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wiek XXI. Wykorzystanie niezwykłej technologii Obcych umożliwia transfer materii między Ziemią a światami równoległymi i zapewnia ludzkiej cywilizacji niewyczerpane zasoby energii. Wydaje się, że darmowa energia rozwiąże wszystkie problemy. I tylko kilku ludzi wie, że może oznaczać zagładę planety...

Równi Bogom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równi Bogom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Co?!

— Najbardziej energetyczne pozytony, jakie w życiu widziałem… A i twoje szacunki radioaktywności są za niskie.

— Za niskie?!

— Jak najbardziej. Co więcej, niepokoi mnie, że za każdym razem, gdy przeprowadzam pomiary, odczyty są trochę wyższe niż poprzednie.

6 (c.d.)

Bronowski wyszperał w obszernej kieszeni marynarki jabłko, wyciągnął je i ugryzł. — Okay, właśnie widziałeś Hallama i zostałeś przez niego wyrzucony. Nie było to zresztą dla ciebie niespodzianką. I co teraz?

— Nie zdecydowałem jeszcze, ale cokolwiek to będzie, spowoduje, że Hallam wyląduje na tym swoim grubym zadzie. Widzisz, byłem kiedyś u niego, wiele lat temu, kiedy znalazłem się tu po raz pierwszy i kiedy myślałem, że jest wielkim człowiekiem. Wielkim człowiekiem… To największy łajdak w historii nauki. Napisał na nowo historię Pompy, wiesz, przeredagował to tu… — Lamont postukał się w skroń. — A najgorsze, że wierzy w te swoje fantazje i wałczy o nie z chorobliwą zaciętością. To Pigmej z jednym talentem — zdolnością do przekonywania innych, że jest gigantem.

Lamont spojrzał w szeroką, spokojną twarz kolegi, na której gościło teraz nie skrywane rozbawienie, i zmusił się do śmiechu.

— Dobra, wiem, że to nic nie da, a już ci to zresztą kiedyś mówiłem.

— Nie raz.

— Ale nie mogę zrozumieć, jak cały świat…

2

Peter Lamont miał dwa latka, kiedy Hal lam dotykał po raz pierwszy zmienionego wolframu. Kiedy miał lat dwadzieścia trzy, i kiedy na jego dysertacji doktorskiej schła jeszcze farba drukarska, rozpoczął pracę w Stacji Pomp Numer Jeden, równocześnie przyjmując stanowisko asystenta na wydziale fizyki tamtejszego uniwersytetu.

Były to całkiem poważne osiągnięcia w karierze początkującego naukowca. Stacja Pomp Numer Jeden może nie była tak imponująca jak inne, ale była przecież prababką wszystkich: sieci stacji, które — mimo że nowa technologia miała zaledwie kilkadziesiąt lat — pokrywały już całą powierzchnię globu. Żaden przewrót w technice nigdy się nie przyjął tak szybko i w takim stopniu, jak ten. Ale nie istniały przecież żadne przeciwwskazania. Ta rewolucyjna technologia pozwalała uzyskiwać za darmo i bez kłopotów niewyczerpane zasoby energii. Była więc dla całego świata jak lampa Alladyna i święty Mikołaj zarazem.

Lamont przyjął pracę w Stacji Pomp Numer Jeden, by móc rozwiązywać problemy o najwyższym stopniu teoretycznej abstrakcji. Poza tym — zainteresowany był zadziwiającą historią Pompy Elektronowej. Szczegółowe zasady jej działania nie zostały nigdy opisane. Nie znalazł się nikt, kto — znając teoretycznie mechanizm jej funkcjonowania (na tyle, na ile w ogóle mógł być zrozumiany) — podjąłby się objaśnienia jej złożonych zagadnień przeciętnemu odbiorcy. Nawiasem mówiąc, Hallam napisał wiele artykułów dla popularnych mass mediów, ale nie stanowiły one spójnej, przemyślanej całości — czegoś przynajmniej, co pragnął stworzyć Lamont.

Na początku skorzystał z artykułów Hallama oraz opublikowanych relacji innych osób (relacji traktowanych oficjalnie jak dokumenty), dochodząc do spostrzeżenia Hallama — wiekopomnej myśli, która ruszyła świat z posad, Wielkiego Pomysłu, jak często go nazywano (zawsze zresztą pisząc wielkimi literami).

Później oczywiście, kiedy przyszło rozczarowanie, Lamont rozpoczął bardziej wnikliwe poszukiwania, a w jego umyśle zrodziła się wątpliwość, czy rzeczywiście Wielki Pomysł Hallama był jego autorstwa. Zaczęło się niewinnie. Od seminarium, które znaczyło prawdziwy początek Pompy Elektronowej w nauce, a z którego jednak — jak się okazało

— bardzo trudno było otrzymać protokoły, a już całkowicie niemożliwe było uzyskanie zapisów magnetofonowych. Wtedy właśnie Lamont zaczął podejrzewać, że niewyraźność śladów pozostawionych przez to seminarium nie była jedynie dziełem przypadku. Po zestawieniu pewnych faktów był prawie pewien, że John F.X. McFarland powiedział coś bardzo podobnego do epokowego stwierdzenia Hallama — tyle że zrobił to wcześniej.

Lamont udał się więc do McFarlanda, którego nazwisko w ogóle nie figurowało w żadnym z oficjalnych sprawozdań, a który w tym czasie zajmował się badaniem wiatru słonecznego w górnych warstwach atmosfery. Nie była to praca szczególnie eksponowana, ale miała swoje zalety i związana była z działaniem Pompy. McFarland najwyraźniej uniknął całkowitego zapomnienia, na które skazany został Denison.

Był dla Lamonta uprzejmy i chętnie rozmawiał z nim o wszystkim oprócz wydarzeń tamtego pamiętnego seminarium. Tego po prostu nie pamiętał.

Lamont jednak naciskał. Przytaczał argumenty. Dowodził.

McFarland wyjął w końcu fajkę, napełnił ją, dokładnie przyjrzał się jej zawartości i powiedział z podejrzanym naciskiem: — Wolę nie pamiętać, bo to nie ma znaczenia — naprawdę. Załóżmy, że twierdziłbym, iż coś tam powiedziałem. Nikt by w to nie uwierzył. Wyszedłbym na idiotę i do tego megalomana.

— A Hallam by się postarał, żeby pan dostał dymisję?

— Ja tego nie mówiłem. Poza tym nie sądzę, by się panu udało zmienić cokolwiek. Zresztą — to bez różnicy.

— A co z prawdą historyczną? — zapytał Lamont.

— O czym pan mówi? Prawda historyczna? Hallam nigdy się na nią nie zgodzi. Wciągnął wszystkich w badania, zupełnie nie licząc się z naszym zdaniem. Bez niego tamten wolfram w końcu by eksplodował. Spowodowałoby to, nie wiem nawet jak wielkie, straty. A czy byłaby możliwa następna taka próbka wolframu? Może nigdy nie mielibyśmy Pompy. Hallam zasłużył sobie na sławę, a nawet, nie ma to większego znaczenia, jeśli sobie nie zasłużył, nic na to nie poradzę, bo kto powiedział, że historia ma w ogóle jakiś sens.

Odpowiedź ta wcale nie zadowoliła Lamonta, ale musiała wystarczyć, bo McFarland zakończył na tym rozmowę.

Prawda historyczna!

Częścią prawdy historycznej, nie podlegającą dyskusji, był fakt, że to dzięki promieniotwórczości „wolfram Hallama” — tak go nazwano z wiadomych powodów — znalazł się w centrum światowej uwagi. Nie miało znaczenia, czy był to wolfram, czy nie. Nikogo nie interesowało też, czy ktokolwiek coś w nim zmienił, a nawet czy istnienie takiego pierwiastka było w ogóle możliwe. Wszystko to niknęło wobec faktu, że owa substancja wykazywała ciągle rosnącą radioaktywność w warunkach wykluczających zachodzenie jakiegokolwiek typu rozpadu radioaktywnego, w jakiejkolwiek liczbie znanych wtedy etapów.

W owym czasie Kantrowitsch zdołał tylko wymamrotać:

— Powinniśmy to rozdzielić. Jeśli będziemy to trzymać w dużych kawałkach, będzie parować albo wybuchnie, albo jedno i drugie, i zniszczy połowę miasta.

Na początku więc substancja została zmielona, rozdzielona i wymieszana ze zwykłym wolframem, później natomiast, kiedy wolfram stawał się radioaktywny, wymieszano ją z grafitem, który ma mniejszy przekrój czynny na promieniowanie.

Po upływie prawie dwóch miesięcy od spostrzeżenia przez Hallama zmiany zawartości butelki, Kantrowitsch, w liście do redaktora „Nuclear Review”, ogłosił istnienie plutonu 186. Nazwisko Hallama figurowało w nim jako nazwisko współautora. W ten sposób początkowa zaciętość Tracy’ego została nagrodzona, ale on sam — zapomniany. Taki był początek „wolframu Hallama”, o którym szybko zaczęło być głośno w świecie. Denison mógł już tylko obserwować zmiany, które powodowały, że stawał się nikim.

Poważnym problemem było już istnienie plutonu 186. A fakt, że nie był on izotopem trwałym i że wykazywał zadziwiający wzrost radioaktywności, pogarszał sprawę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Równi Bogom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równi Bogom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Równi Bogom»

Обсуждение, отзывы о книге «Równi Bogom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x