Isaac Asimov - Równi Bogom

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Równi Bogom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Równi Bogom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równi Bogom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wiek XXI. Wykorzystanie niezwykłej technologii Obcych umożliwia transfer materii między Ziemią a światami równoległymi i zapewnia ludzkiej cywilizacji niewyczerpane zasoby energii. Wydaje się, że darmowa energia rozwiąże wszystkie problemy. I tylko kilku ludzi wie, że może oznaczać zagładę planety...

Równi Bogom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równi Bogom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ale na ścinające go z nóg „Skąd TY to wiesz?” Hallam mógł jedynie wściekle odpowiedzieć: — Ja ci jeszcze pokażę, że wiem!

Później nic już nie mogło go powstrzymać przed działaniem, gotów był nawet posunąć się do ostateczności. Analiza metalu znajdującego się w wysłużonej butelce stała się dla Hallama zadaniem pierwszoplanowym, a jego życiowym celem — zdarcie wyniosłej dumy z cienkonosej twarzy Denisona i wiecznego śladu pogardy z jego bladych warg.

Denison nigdy nie zapomniał tej chwili, bo jego uwaga spowodowała, że Hallam otrzymał Nagrodę Nobla, on natomiast — skazał siebie na zapomnienie. Nie wiedział (a nawet gdyby wiedział, tak naprawdę nic by go to nie obchodziło), że w Hallamie spoczywały niewyczerpane pokłady uporu, że posiadał cechującą średniaków bojaźliwą potrzebę osłaniania swej dumy, która w owym czasie miała mu przynieść zwycięstwo i która okazała się znacznie skuteczniejsza niż wrodzona inteligencja Denisona.

Hallam zaczął od razu, nie tracił czasu. Zaniósł metal do Zakładu Spektografii Masowej. Było to posunięcie naturalne dla radiochemika. Poza tym znał tamtejszych techników, z którymi pracował wcześniej, i na których mógł wywrzeć pewien nacisk. Presja okazała się tak silna, iż zadanie to uznano za pilniejsze od wielu — zdawałoby się — bardziej istotnych badań.

W końcu specjalista od spektografii masowej powiedział:

— No, więc, to nie jest wolfram.

Szeroka, posępna twarz Hallama skrzywiła się w nieporadnym uśmiechu. — Dobrze. Powiem to temu mądrali Denisonowi. Chcę mieć raport i…

— Ale chwileczkę, doktorze Hallamie. Mówię, że to nie jest wolfram. To wcale nie znaczy, że wiem, co to jest.

— Nie rozumiem. Nie wie pan, co to jest?

— Uważam, że wyniki są dziwaczne. — Technik zamyślił się przez chwilę. — To może się wydać niewiarygodne, ale… ładunek właściwy całkowicie się nie zgadza.

— Jak to: nie zgadza się?

— Jest za wysoki. Po prostu nie może być taki.

— W tej sytuacji — powiedział Hallam i wydał następne polecenie, które otworzyło mu drogę ku Nagrodzie Nobla; można by nawet posunąć się do stwierdzenia, że tym właśnie na nią zasłużył, niezależnie od motywacji, jaka nim kierowała. — Należy zbadać częstotliwość promieniowania rentgenowskiego charakterystycznego i oszacować ładunek. I jeszcze… proszę się nie obijać i nie gadać, że coś tam jest niewiarygodne.

Kilka dni później w gabinecie Hallama znowu pojawił się zakłopotany technik.

Hallam zignorował wyraz zafrasowania na twarzy gościa (nigdy zresztą nie był obdarzony zbytnią wrażliwością) i powiedział: — Czy określił pan… — Wtedy to właśnie rzucił zakłopotane spojrzenie w kierunku Denisona, siedzącego przy biurku w laboratorium naprzeciw i… zamknął drzwi. — Czy określił pan atomowy ładunek właściwy?

— Tak, ale on się nie zgadza.

— W porządku. W takim razie powtórzcie doświadczenie.

— Już je powtarzałem, chyba z dziesięć razy. Wyniki wciąż są te same.

— Jeśli dokonaliście pomiarów, to nie ma sprawy. Nie można przeczyć faktom.

Trący podrapał się za uchem i powiedział: — Nie mam wyboru, panie doktorze. Jeśli miałbym te wyniki potraktować poważnie, to dał mi pan pluton 186.

— Pluton 186? Pluton 186?

— Ładunek +94, a masa 186.

— Ale to niemożliwe. Nie ma takiego izotopu. Nie może być.

— Właśnie to panu mówię. Takie są wyniki pomiarów.

— Ale przecież w jądrze brakuje co najmniej pięćdziesięciu neutronów. Istnienie plutonu 186 jest niemożliwe. Nie da się wpakować dziewięćdziesięciu czterech protonów w jedno jądro tylko przy dziewięćdziesięciu neutronach. Nie przetrwałoby ono nawet jednej bilionowej części bilionowej części sekundy.

— Cały czas to panu mówię, panie doktorze — przytaknął cierpliwie Trący.

W tym momencie Hallam przerwał. Musiał się zastanowić. Zniknął wolfram — myślał — a jeden z jego izotopów, wolfram 186, jest trwały. Jądro wolframu 186 ma 74 protony i 112 neutronów. Czy coś mogło zamienić dwadzieścia neutronów w dwadzieścia protonów? Z całą pewnością było to niemożliwe.

— Czy wystąpiły ślady promieniotwórczości? — zapytał szybko, szukając po omacku jakiejś drogi wyjścia z tego labiryntu.

— Pomyślałem o tym — powiedział technik. — Jest to izotop trwały. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

— W takim razie — to nie może być pluton 186.

— Cały czas to mówię, doktorze.

W końcu Hallam powiedział bezradnie: — Dajcie mi tę próbkę.

Ale kiedy został sam, usiadł i spojrzał na butelkę tępym wzrokiem. Najtrwalszym izotopem plutonu był pluton 240, w którym trzeba było 146 neutronów, by utrzymać 94 protony w stanie względnej trwałości.

Co miał teraz zrobić? Zadanie go przerastało i już żałował, że w ogóle podjął się je rozwiązać. Bądź co bądź ma tyle poważnych zajęć, a to… to tajemnicze coś nie ma z nim nic wspólnego. Trący popełnił na pewno jakiś głupi błąd albo wysiadł spektograf… Cóż, po co się tym przejmować? Nie moja sprawa!

Nie mógł już jednak tego zostawić. Prędzej czy później Denison wstąpiłby do niego i z tym swoim drwiącym uśmieszkiem na twarzy zapytałby o wolfram. I co wtedy? Czy mógłby mu odpowiedzieć: „To nie wolfram, przecież ci mówiłem”.

Denison drążyłby dalej. — Aha, w takim razie co to jest? — Hallam wiedział, że nic na świecie nie skłoniłoby go do narażenia się na politowanie, którym z pewnością potraktowałby go Denison, gdyby tylko odważył się stwierdzić, że to pluton 186. Musiał dowiedzieć się, co to jest. Sam. Bez niczyjej pomocy. Oczywiście — nikomu nie mógł ufać.

Tak więc dwa tygodnie później wszedł do laboratorium Tracy’ego w stanie, który można by określić w przybliżeniu: kotłująca się furia.

— Mówiliście, że ten materiał nie jest radioaktywny.

— Jaki materiał? — zapytał odruchowo Trący, zanim cokolwiek sobie przypomniał.

— To, co nazwaliście plutonem 186 — powiedział Hallam.

— No, tak. Był przecież trwały.

— Chyba równie trwały jak pańska głupota. Jeśli nazywacie go niepromieniotwórczym, to powinniście byli zostać hydraulikiem.

Trący zmarszczył brwi. — No dobrze, doktorze. Niech pan da go tutaj. Sprawdzimy. — Po chwili dodał: — Nie rozumiem! On jest radioaktywny. W niewielkim stopniu, ale jednak. Doprawdy nie wiem, jak mogłem to przeoczyć.

— W takim razie, jak mam uwierzyć w tamte brednie o plutonie 186?

Od tej chwili Hallamowi wydawało się, że znalazł się w potrzasku. Tajemnica wolframu-plutonu stała się tak intrygująca, iż zaczął ją traktować jako osobisty afront, wymierzony w niego policzek. Ktokolwiek zamienił butelki lub ich zawartość, musiał je ponownie wymienić albo też wynalazł metal w konkretnym celu — zrobienia z niego, Hallama, głupca. W każdym razie początkujący radiochemik gotów był rozwalić cały świat, by rozwiązać zagadkę. Oczywiście, jeśli będzie musiał… i jeśli zdoła. Bez wątpienia był uparty i zapalczywy, i nie dawał się zbywać byle czym, poszedł więc prosto do G.C. Kantrowitscha, który wtedy właśnie zaczynał ostatni rok swej znakomitej kariery. Nakłonienie Kantrowitscha do współpracy nie było łatwe, ale kiedy już dał się namówić, długo pałał entuzjazmem.

Dwa dni później faktycznie to on właśnie wpadł szalenie podekscytowany do gabinetu Hallama. — Czy dotykałeś tego gołymi rękami?

— Raczej nie — odpowiedział Hallam.

— W takim razie lepiej tego nie rób. Jeśli masz jeszcze jakieś próbki, nie dotykaj ich. Ta substancja emituje pozytony.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Równi Bogom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równi Bogom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Równi Bogom»

Обсуждение, отзывы о книге «Równi Bogom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x