Niza Krit tuliła twarz do futrzanego kołnierza narzutki Vedy Kong. Była podniecona. Veda przypatrywała się Nizie z lekkim zdziwieniem.
— Wydaje mi się, że najlepszą rzeczą, jaką kobieta może złożyć ukochanemu w darze, jest stworzenie go na nowo i tym samym przedłużenie życia swego bohatera. Przecież to już prawie nieśmiertelność.
— Mężczyźni rozumują inaczej — odparła Veda. — Dar Wiatr mówił mi, że nie chciałby mieć córki zbyt podobnej do ukochanej. Byłoby mu trudno zejść ze świata pozostawiając ją samą, bez swojej miłości, bez ochrony… To przeżytki dawnej zazdrości i potrzeba ochrony.
— A dla mnie jest nie do zniesienia myśl o rozłące z maleństwem, z moją najbardziej własną istotą — ciągnęła pochłonięta myślami Niza. — Oddać je na wychowanie zaraz po wykarmieniu!
— Rozumiem to, ale się nie zgadzam. — Veda zachmurzyła się, dziewczyna bowiem poruszyła bolesną strunę jej duszy. — Jedno z najważniejszych zadań ludzkości to przezwyciężenie ślepego instynktu macierzyńskiego. Jest rzeczą bezsporną, że tylko zbiorowe wychowanie dzieci przez specjalnie w tym celu kształconych i dobieranych ludzi może ukształtować człowieka naszej społeczności. Teraz się już nie spotyka egzaltowanej miłości macierzyńskiej, tak powszechnej w dawnych czasach. Każda matka wie, że cały świat jest życzliwie ustosunkowany do jej dziecka. Toteż instynktowna miłość wilczycy, zrodzona ze strachu o swoje małe, stopniowo zanika.
— Pojmuję to — odparła Niza — ale tylko rozumowo.
— A ja całym swym jestestwem czuję, że największe szczęście polega na sprawianiu radości innej istocie. Dostępne ono jest teraz każdemu człowiekowi bez względu na wiek. Jest to uczucie, którego w dawnych społeczeństwach doznawali jedynie rodzice, babki, dziadkowie, przede wszystkim zaś matki… Stała obecność przy maleństwie to przecież także przeżytek czasów, w których kobiety były skrępowane warunkami życia i nie mogły towarzyszyć swoim ukochanym. Wy oboje będziecie z sobą razem, póki się kochacie.
— Nie wiem, ale bywa, że czuję palące pragnienie, żeby obok mnie szło takie maluśkie, podobne do niego stworzonko… I… nie, nic nie wiem!
— Istnieje Wyspa Matki — Jawa. Tam żyją kobiety, które chcą same wychowywać swoje dzieci.
— O nie! Tego bym nie potrafiła. Czuję w sobie nadmiar sił i poza tym, byłam już raz w kosmosie…
Veda uśmiechnęła się życzliwie.
— Pani jest wcieleniem młodości, Nizo, i nie tylko w sensie fizycznym. Stykając się ze sprzecznościami życia, jak większość młodych, nie pojmuje pani, że są one właśnie samym życiem, że radość miłości niesie z sobą trwogi, troski i smutek tym silniejsze, im mocniejsza jest miłość. A pani się wydaje, że już pierwszy cios zadany przez życie potrafi człowieka złamać.
Wymawiając ostatnie słowa Veda doznała jakby olśnienia. Nie, nie sama tylko młodość była przyczyną trosk i pragnień Nizy!
Veda popełniła często spotykany błąd polegający na przekonaniu, że rany duszy goją się podobnie jak uszkodzenia ciała. Wcale tak nie jest! Jakże długo potrafi się jątrzyć rana psychiczna pod powłoką zupełnie zdrowego ciała! Czasami nieznaczny bodziec powoduje otwarcie rany. Tak było i z Niza — pięcioletni paraliż pozostawił pamięć o sobie we wszystkich komórkach ciała, podobnie jak groza spotkania z czarnym krzyżem, który jej omal nie pozbawił życia.
Zgadując tok myśli Vedy, Niza ozwała się głuchym głosem:
— Po przygodach na żelaznej gwieździe nie opuszcza mnie dziwne uczucie. W duszy pozostała trwożna pustka. Istnieje ona obok skłonności do radosnych uniesień. Nie tłumi ich, ale sama też nie wygasa. Aby z nią skutecznie walczyć, muszę być zajęta czymś, co mnie całkowicie pochłonie, co mi uniemożliwi przebywanie sam na sam z tamtym… Wiem teraz, co to jest kosmos dla pojedynczego człowieka, i chylę czoło przed pierwszymi bohaterami astronautyki.
— Zdaje mi się, że rozumiem — odparła Veda. — Byłam na zagubionych wśród oceanu wysepkach Polinezji. Tam, w chwilach samotności, sam na sam z morzem, ogarniała mnie niezmierna tęsknota, smutek, jakbym słyszała płynącą z dali beznadziejną pieśń. Zapewne pamięć pierwotnego osamotnienia świadomości mówi człowiekowi o tym, jaki był bezbronny i słaby w swojej klatce-duszy. Tylko wspólna praca i wspólna myśl może go uratować. Przypływa statek, zagubiony w bezmiarze wód, ale nieobjęty ocean już się zmienia. Garstka towarzyszy i statek — to już osobny świat dążący do dostępnych i podporządkowanych mu przestrzeni. Podobnie dzieje się ze statkiem kosmicznym. Ale samotność w obliczu kosmosu… — Veda wzdrygnęła się. — Nie wiem, czy człowiek ją zniesie.
Niza jeszcze mocniej przytuliła się do Vedy.
— Jakże słuszne jest to, co pani mówi. Toteż chcę wszystko naraz…
— Pokochałam panią. Teraz już rozumiem pani decyzję… Uważałam ją za szaloną.
Niza w milczeniu uścisnęła rękę Vedy i dotknęła twarzą jej chłodnego policzka.
— Czy tylko pani wytrwa, Nizo? To przecież takie trudne!
— O jakich trudnościach pani mówi, Vedo? — odwrócił się Erg Noor słysząc ostatnie słowa. — Czyżbyście się zmówili z Darem Wiatrem? Już od pół godziny namawia mnie, abym przekazał młodzieży moje doświadczenia astronauty, a nie wybierał się do lotu, z którego się nie wraca.
— I cóż, przekonał pana?
— Nie. Moje doświadczenie astronauty będzie bardziej przydatne wyprawie „Łabędzia” i doprowadzeniu go do celu — Erg Noor wskazał jasne, bezgwiezdne niebo, gdzie poniżej Małego Obłoku Magellana powinien pod Tukanem i Wężem Wodnym płonąć Archernar — drogą, której nie odbył jeszcze ani jeden statek Ziemi czy Pierścienia!
Zza płaskowzgórza błysnął rąbek słońca, którego promienie rozproszyły tajemniczy welon białej zorzy. Czworo przyjaciół zatrzymało się na brzegu morza. Ocean oddychał chłodem, obmywając spadzisty brzeg burzliwymi falami. Veda Kong z ciekawością patrzyła na staIową wodę, szybko ciemniejącą na głębinie i nabierającą w promieniach słonecznych fioletowego odcienia lodu.
Niza Krit stała tuż obok w swym niebieskawym futerku i takiej samej czapeczce, spod której wysuwała się chmura rudych włosów. Według swego zwyczaju dziewczyna lekko podrzucała głowę w górę. Dar Wiatr spoglądał na nią z mimowolnym podziwem i nagle się zachmurzył.
— Panu nie podoba się Niza? — z przesadnym oburzeniem zawołała Veda.
— Pani wie, że jestem nią zachwycony — odrzekł ponuro Dar Wiatr — ale wydaje mi się tak mała i krucha w stosunku do tego…
— W stosunku do tego, co mnie czeka? — wyzywająco rzuciła Niza. — Po Ergu atakuje pan z kolei mnie.
— Wcale nie zamierzam tego robić — poważnie i ze smutkiem odparł Dar Wiatr — ale mój żal jest zupełnie naturalny. Przepiękny twór mojej ukochanej Ziemi musi zginąć w otchłani ciemności kosmicznej i w jej potwornym zimnie. To nie kaprys, nie współczucie, Nizo, tylko smutek po stracie.
— Pan to odczuwa podobnie jak ja — rzekła Veda. — Co za kontrast: Niza, migotliwy płomyk życia, i martwe lodowate przestworza!
— Robię więc wrażenie wątłego kwiatu? — zapytała dziewczyna. Dziwny ton jej głosu powstrzymał Vedę od dania twierdzącej odpowiedzi.
— Któż bardziej ode mnie lubi walczyć z zimnem! — dziewczyna zerwała z głowy czapkę i wstrząsnąwszy rudymi kędziorami zdjęła futerko.
— Co pani robi, Nizo? — zawołała Veda Kong rzucając się w jej stronę.
Ale Niza już wbiegła na skałę wystającą nad falami i podała Vedzie swoje ubranie.
Читать дальше