— Pytam, w jakim celu postawił pan tę huśtawkę? Kto pana prosił?
— Moja córka prosiła — odpowiedział Red bardzo spokojnie. Właśnie odmykał bramę.
— Ja tu nie pytam o pańską córkę! — Administrator podniósł głos. — O pańskiej córce będziemy rozmawiać oddzielnie. Pytam, kto panu pozwolił? Jakim prawem pan się rządzi na skwerze?
Red odwrócił się i stał przez chwilę nieruchomo, uważnie wpatrując się w blady pożyłkowany nos. Administrator zrobił krok do tylu i odezwał się o ton niżej:
— Balkonu pan też nie odmalował. Ile razy już panu…
— Nadaremnie się pan stara — powiedział Red. — Ja się i tak nie wyprowadzę.
Wrócił do samochodu i zapalił silnik. Polożył dłonie na kierownicy i dopiero teraz zauważył, jak zbielały mu kostki palców. Wtedy wysiadł i już nie starając się opanować powiedział:
— Ale jeżeli, pomimo wszystko, będę musiał się wyprowadzić, to już dzisiaj zamów sobie miejsce na cmentarzu, gnido.
Wprowadził samochód do garażu, zapalił światlo i zamknął bramę. Potem wydobył z fałszywego zbiornika na benzynę worek z towarem, doprowadził samochód do porządku, worek włożył do starego koszyka, na worku położył wędki, jeszcze wilgotne, oblepione trawą i liśćmi a na wierzch wysypał śnięte ryby, które Barbridge kupił wczoraj w jakimś sklepiku na przedmieściu. Potem raz jeszcze obejrzał samochód ze wszystkich stron, po prostu z przyzwyczajenia. Do tylnego prawego światła przylepił się spłaszczony papieros. Red oderwał go — papieros był szwedzki. Red pomyślał chwilę i wsadził go do pudełka od zapałek. W pudełku już były trzy niedopałki.
Na schodach nie spotkał nikogo. Stanął przed swoimi drzwiami i drzwi otwarły się, zanim zdążył sięgnąć po klucz. Wszedł bokiem, trzymając pod pachą ciężki kosz, i otuliło go znajome ciepło i znajome zapachy własnego mieszkania, a Guta objęła go za szyję i zamarła bez ruchu, kryjąc twarz na jego piersi, nawet przez kombinezon i grubą koszulę czuł, jak gwałtownie bije jej serce. Red nie przeszkadzał jej — cierpliwie stał i czekał, aż Guta się uspokoi, chociaż właśnie w tej chwili poczuł, jak strasznie jest zmęczony i wyprany z sił.
— Już w porządku… — powiedziała wreszcie niskim, nieco ochrypłym głosem, puściła go, zapaliła światło w przedpokoju, a sama nie odwracając głowy poszła do kuchni. — Zaraz zrobię ci kawę… — powiedziała już zza drzwi.
— Przyniosłem ryby — powiedział Red umyślnie, rześkim głosem. — Usmaż je, tylko wszystkie od razu głodny jestem, że nie masz pojęcia!
Guta wróciła kryjąc twarz w rozpuszczonych włosach. Red postawił kosz na podłodze, pomógł jej wyjąć siatkę z rybami i razem zanieśli siatkę z rybami do kuchni i wrzucili ryby do zlewozmywaka.
— Idź, wykąp się — powiedziala Guta — zanim skończysz, wszystko będzie gotowe.
— Jak tam Mariszka? — zapytał Red siadając i zdejmując buty.
— Gadała przez cały wieczór — odparła Guta. — Z trudem zagoniłam ją do łóżka. Bez przerwy marudziła — gdzie tata i gdzie tata? nic, tylko dawaj jej tatę…
Zwinnie i bezszelestnie poruszała się w kuchni, krzepka, zgrabna. Już kipiała woda w rondelku i leciały łuski spod noża, skwierczał olej na ogromnej patelni i wspaniale pachniało świeżą kawą.
Red wstał, na bosaka poszedł do przedpokoju, zabrał koszyk i zaniósł go do komórki. Potem zajrzał do sypialni. Mariszka spała spokojnie, kołdra leżała na podłodze, koszulka zawinięta aż pod szyję i mała widoczna była jak na dłoni — maleńkie, senne zwierzątko. Red nie wytrzymał, pogłaskał ją po plecach zarośniętych ciepłym złocistym futerkiem l po raz tysięczny zdumiał się, jakie to futerko jest długie i jedwabiste. Miał ogromną ochotę wziąć Mariszkę na ręce, ale bał się ją obudzić, zresztą był brudny jak czort, przesiąknięty Strefą i śmiercią. Wrócił do kuchni, usiadł przy stole i powiedział:
— Nalej mi filiżankę kawy. Umyję się później.
Na stole leżała popołudniowa poczta, cały plik gazet:
„Harmont Hews”, tygodnik „Kulturysta”, „Playboy” — dużo tego przyszło i gruby, w szarej oprawie „Biuletyn Międzynarodowego Instytutu Cywilizacji Pozaziemskich” nr 56. Red wziął z rąk Guty filiżankę parującej kawy i przysunął sobie „Biuletyn”. Jakieś hieroglify, znaczki, rysunki techniczne… Na zdjęciach znane przedmioty w dziwacznych ujęciach. Jeszcze jeden pośmiertny artykuł Kiryła Panowa „O pewnej niezwykłej własności pułapek magnetycznych typu 77-b”. nazwisko „Fanow” obwiedzione czarną ramką, a na dole drobnym drukiem wyjaśnienie: „Doktor Kirył Fanów, ZSSR, zmarł tragicznie w czasie przeprowadzania eksperymentu w kwietniu 19.. roku”. Red rzucił „Biuletyn”, wypił trochę kawy parząc sobie gardło i zapytał:
— Przyszedł ktoś wczoraj?
— Szuwaks przyszedł — powiedziała Guta po króciutkiej pauzie. Stała przy kuchence i patrzyła na Reda. — Był zalany w trupa, więc go spławiłam.
— A co na to Mariszka?
— Oczywiście nie chciała go wypuścić. Zaczęła nawet płakać. Ale powiedziałam jej, że wujek Szuwaks źle się czuje, na to ona z całkowitym zrozumieniem odpowiada: „Wujek Szuwaks znowu się urżnął”.
Red uśmiechnął się i łyknął kawy. Potem zapytał:
— A jak sąsiedzi?
I tym razem Guta odezwała się dopiero po króciutkiej przerwie.
— Jak zwykle — odparła wreszcie.
— Dobrze nie chcesz, to nie mów.
— A tam! — powiedziała i z obrzydzeniem machnęła ręką. — Dzisiaj znowu puka ten babsztyl z dołu. Ślepia wytrzeszczyła, z pyska toczy pianę. Dlaczego w nocy piłujemy coś w łazience?
— Zaraza — powiedział Red przez zęby. — Słuchaj, a może rzeczywiście się wyprowadzimy? Kupimy sobie domek gdzieś na przedmieściu, gdzie nie ma nikogo, jakąś opuszczoną willę, co ty na to?
— A Mariszka?
— O Boże — powiedział Red. — Czy doprawdy my we dwoje nie zdołamy sprawić, żeby czuła się szczęśliwa? Guta pokręciła głową.
— Ona lubi dzieci. I dzieci ją też lubią. Przecież one nie są winne, że…
— Tak — powiedział Red. — One rzeczywiście nie są winne…
— Zostawmy to! — powiedziała Guta. — Ktoś do ciebie dzwonił. Powiedziałam, że pojechałeś na ryby. Red odstawił filiżankę i wstał.
— No dobra — powiedział. — Jednak pójdę się umyć. Mam jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia.
Zamknął się w łazience, wrzucił ubranie do pojemnika na brudy, a kastet, resztę muterek, papierosy i inne drobiazgi położył na półkę.
Długo kręcił się pod gorącym jak wrzątek natryskiem, stękając i rozcierając ciało szorstką gąbką, aż skóra zrobiła się purpurowa, potem zakręcił prysznic usiadł na brzegu wanny i zapalił. W rurach śpiewała woda, w kuchni Guta brzęczała pokrywkami garnków. Zapachniało smażoną rybą, potem Guta zapukała do drzwi łazienki i podała mu czystą bieliznę.
— Pospiesz się — powiedziała. — Ryba wystygnie. Red uśmiechnął się: wróciła już do równowagi i znowu zaczęła komenderować. Ubrał się, to znaczy naciągnął podkoszulek i kąpielówki, i w takim stroju wrócił do kuchni.
— Teraz można coś zjeść — powiedział siadając,
— Wrzuciłeś bieliznę do pojemnika? — zapytała Outa.
— Aha — wymamrotał z pełnymi ustami. — Wspaniała rybka!
— Wodą zalałeś?
— Niee… Przepraszam, sir, to się więcej nie powtórzy, sir. Uspokój się, jeszcze zdążysz, posiedź chwilę! — złapał ją za rękę i spróbował posadzić sobie na kolanach, ale Guta wywinęła się i usiadła na krześle z drugiej strony.
Читать дальше