Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1974, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno być bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno być bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Grupa historyków z XXI wieku trafia do królestwa Arkanaru, w którym panuje ziemskie średniowiecze. Czy podołają trudnej roli miłosiernych i światłych bogów, czy mają prawo ingerować w obcy świat, choćby był nie do przyjęcia niesprawiedliwy i okrutny? I czy ktokolwiek ma prawo przyspieszać ewolucję jakiegokolwiek społeczeństwa?

Trudno być bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno być bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W łamignacie jest u góry taka śruba, no i ułamała się. Czy to moja wina? A on mnie wywalił. „Ty jołopie skończony — powiada — dostaniesz pięć rózeg i przyjdziesz jeszcze raz…”

Żeby się tak dowiedzieć, kto jest od chłosty, może jaki nasz kolega, student. Dogadalibyśmy się wcześniej, po pięć groszy ze łba i dać mu w łapę…

Jak jest dużo sadła, to nie ma co szpona rozpalać, bo i tak w sadle ostygnie. Wziąć wtedy szczypce i sadło trochę odedrzeć…

— No przecież nagolenice Pana Boga są na nogi, więc szersze i na klinach, a rękawice męczenniczki — na śrubach, specjalnie do ręki, rozumiesz?

— Ale heca! Przychodzę, patrzę — a to kto w łańcuchach fika? Ryży, rzeźnik z naszej ulicy, zawsze po pijanemu mało mi uszu nie obrywał. No, myślę, poczekaj ty, już ja sobie zrobię frajdę…

— A Pekora Wargę jak rano mnisi zabrali, tak jeszcze nie wrócił, i na egzamin nie przyszedł.

— Ech, żebym był zastosował maszynkę do mięsa, a ja go przez głupotę buch łomem po bokach, no i złamałem żebro. Ojciec Kin jak mnie złapie za czuprynę i butem w kość ogonową, ale tak wycelował, że mówię wam, czarno mi się w oczach zrobiło, jeszcze teraz mnie boli. „A to co, powiada, materiał mi psujesz?”

— Patrzcie, patrzcie, przyjaciele moi, myślał Rumata powoli obracając głowę w jedną i w drugą stronę. To nie teoria. Tego żaden człowiek jeszcze nie oglądał. Patrzcie, słuchajcie, rejestrujcie na taśmie filmowej… i uczcie się, do ciężkiego diabła, cenić i kochać swoją epokę, i złóżcie hołd pamięci tych, którzy przez to przeszli i Przyjrzyjcie się tym mordom, młodym, tępym, nieczułym, nawykłym do wszelkiego bestialstwa, tylko nie kręćcie na nich nosem, wasi przodkowie wcale nie byli lepsi…

Zauważono go. Dziesięć par oczu, które widziały niejedno, wpiło się teraz w niego.

— O, szlachcic stoją… Zbledli jak ściana.

— Che… wiadomo, że wielcy panowie są na to bardzo czuli.

— Podobno trzeba im w takich razach wody dać, ale łańcuch za krótki, nie dosięgnie…

— Co tam, nic im nie będzie…

— Żebym takiego dostał… Tacy, o co ich zapytasz, zaraz gadają…

— Ciszej trochę. bo jeszcze nas rąbnie . Patrzcie, ile bransolet… i papier.

— Jakoś tak świdrem patrzy… Odsuńmy się, bracia, byle dalej od złego.

Całą grupą ruszyli z miejsca, odeszli w cień i stamtąd niby pająki łyskali czujnymi oczkami No, mam dość, po myślał Rumata. Wyciągnął rękę chcąc złapać za sutannę przebiegającego mnicha, lecz nagle spostrzegł trzech innych, w dodatku nie zalatanych, lecz pracujących wspólnie na miejscu. Grzmocili pałkami kata, widocznie za jakieś niedbalstwo. Podszedł do nich.

— Chwała Panu — rzekł półgłosem, dzwoniąc bransoletami.

Mnisi opuścili pałki i przyjrzeli mu się.

— I ja go chwalę — odpowiedział najwyższy wzrostem.

— Prowadźcie mnie, ojcowie, do dozorcy tego odcinka.

Mnisi spojrzeli na siebie. Kat zwinnie odczołgał się i ukrył za zbiornikiem z wodą.

— A na co ci dozorca? — spytał wysoki mnich. Rumata podsunął mu pod nos dokument, trzymał chwilę i opuścił rękę.

— Aha — mruknął mnich. — No to dzisiaj ja jestem dozorcą.

— Doskonale — Rumata zwinął papier w trąbkę. — Jestem don Rumata. Jego Przewielebność podarował mi doktora Budacha. Idź i przyprowadź go.

Mnich wsadził rękę pod kaptur i podrapał się, aż zachrzęściło.

— Budach? — powtórzył z namysłem — Który to Budach? Może ten deprawator?

— Nie — wtrącił drugi. Deprawator to Rudach. Dziś w nocy go wypuścili. Sam ojciec go rozkuł i wyprowadził stąd. A ja…

— Brednie! — zniecierpliwił się Rumata uderzając papierem o biodro. — Budach. Ten, co otruł króla.

— Aaa… Wiem. On pewnie już na palu… Bracie Pakka, idź do dwunastki i zobacz. A ty co, chcesz go stąd zabrać? — zwrócił się do Rumaty.

— Naturalnie. On należy do mnie.

— No to pozwól najpierw dokumencik. Dokumencik pójdzie do akt. — Rumata oddal mu papier.

Dozorca obracał go w rękach przyglądając się pieczęciom, potem rzeki z zachwytem:

— Jak to ludzie potrafią pisać? Stań sobie, panie, tu z boczku, zaczekaj, my na razie mamy robotę… Ej, a gdzie ten znów się podział?

Mnisi zaczęli się rozglądać, szukając winowajcy. Rumata odszedł na bok. Oni tymczasem wytaszczyli kata zza zbiornika, rozciągnęli go na ziemi i jęli tłuc skrupulatnie, ale bez nadmiernego okrucieństwa. W pięć minut później ukazał się wysłany mnich, ciągnąc za sobą na sznurze chudego, siwego jak gołąb starca w ciemnej odzieży.

— O, jest Budach, to właśnie on! — już z daleka wołał radośnie mnich. — i wcale nie był na palu, zdrów Budach i cały! Troszkę tylko osłabł, widać już dawno siedzi bez jedzenia…

Rumata podszedł do nich, wyrwał postronek z rąk mnicha i zdjął starcowi pętlę z szyi.

— Pan jest Budach Irukański? — zapytał.

— Tak — odrzekł starzec patrząc na niego spod brwi.

— Jestem Rumata, niech pan idzie za mną i stara się nie zostawać w tyle. — Odwrócił się do mnichów: — Chwała Panu.

Dozorca wyprostował grzbiet i opuściwszy pałkę odpowiedział lekko zdyszanym głosem: — i ja go chwalę.

Rumata spojrzał na Budacha i zobaczył, że starzec czepia się ściany nie mogąc utrzymać się na nogach.

— Słabo mi — rzekł z bolesnym uśmiechem. — Wybacz, szlachetny panie.

Rumata wziął go pod rękę i poprowadził. Gdy mnisi zniknęli z pola widzenia, zatrzymał się, wyjął z fiolki tabletkę sporaminy i podał Budachowi. Starzec spojrzał na niego pytająco.

— Proszę to zażyć — wyjaśnił Rumata. — Od razu poczuje się pan lepiej.

Budach, wciąż jeszcze opierając się o ścianę, wziął tabletkę, obejrzał, powąchał, uniósł krzaczaste brwi, wreszcie położył ją na języku i posmakował.

— Niech pan przełknie — uśmiechnął się Rumata… Budach posłucha).

— M-m-m… Sądziłem, że wiem wszystko o lekarstwach. — Umilkł badając swoje wrażenia. — M-m-m! — powtórzył. — Ciekawe! Suszona śledziona odyńca Y? Chociaż nie, nie ma zgniłego smaku.

— Chodźmy — ponaglił Rumata.

Przebyli korytarz, potem schody, potem jeszcze jeden korytarz, jeszcze jedne schody, i tu Rumata stanął nagle jak wryty. Znajomy basowy ryk napełnił sklepienia więzienne. Gdzieś w najgłębszych zakamarkach podziemi wrzeszczał opętańczo sypiąc potwornymi przekleństwami, lżąc Boga, wszystkich świętych, moce piekielne, Święty Zakon, don Rebę i w ogóle cały świat — serdeczny przyjaciel Rumaty, baron Pampa don Bau-no-Suruga-no-Gatta-no-Arkanara. A jednak złapali barona, pomyślał Rumata ze skruchą. Na śmierć o nim zapomniałem. On by o mnie nie zapomniał… Szybko zdjął z ręki dwie bransolety, wsunął na chude ręce doktora Budacha i rzekł:

— Niech pan wyjdzie na podwórze, byle tylko nie za bramę. Proszę zaczekać gdzieś z boku. Jeśli będą się pana czepiali, niech pan pokaże bransolety i zachowuje się hardo.

Baron Pampa ryczał jak statek atomowy w polarnej mgle. Gromkie echo toczyło się pod sklepieniami. Ludzie w korytarzach zastygli otworzywszy gęby i nasłuchiwali niemal ze czcią.-Ten i ów żegna) się dużym palcem, odpędzając złego ducha. Rumata zbiegł dwa piętra w dół, zwalając z nóg napotykanych mnichów, pochwami mieczy utorował sobie przejście w tłumie absolwentów i kopnięciem otworzył drzwi celi, już prawie wyskakujące z zawias od tego ryku. W chybotliwym świetle pochodni ujrzał swego przyjaciela Pampę: olbrzymi, goluteńki baron wisiał rozpięty na ścianie głową w dół. Twarz miał prawie czarną od nabiegłej krwi. Przy kulawym stoliku, zatykając palcami uszy, siedział zgarbiony urzędnik, a lśniący od potu kat, przypominający czymś dentystę, szczękał narzędziami grzebiąc w blaszanej miednicy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno być bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno być bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Trudno być bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno być bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x