Gina nie mogła uwierzyć, że znalazłam Barbie Romantyczną Pannę Młodą. Dwa razy mnie uścisnęła.
— Jesteś wspaniała! Czynisz cuda!
— Nie we wszystkim. — Próbowałam się uśmiechać. — W tropieniu źródeł krótkich fryzur raczej nie mam szczęścia.
— Kiedy już o tym mówimy — rzekła, nadal podziwiając Barbie Romantyczną Pannę Młodą — zaglądał tutaj doktor O’Reil-ly. Szukał cię. Miał zmartwioną minę.
Co tym razem zgubiła Flip? Perednicę? Ruszyłam na dół do Biologicznego. W połowie drogi natknęłam się na Bena. Złapał mnie za ramię.
— Mieliśmy być w Dyrekcji dziesięć minut temu.
— Dlaczego? O co tu chodzi? — pytałam, starając się dotrzymać mu kroku. — Mamy jakieś kłopoty?
Oczywiście, mieliśmy kłopoty. Gabinet Dyrekcji oglądali jedynie ci — i to mimo tego całego „wsłuchiwania się w głos załogi” — których przenoszono do Zaopatrzenia albo którym obcinano fundusze.
— Mam nadzieję, że nie są to aktywiści praw zwierząt — powiedział Ben, przystając przed dyrekcyjnymi drzwiami. — Czy sądzisz, że powinienem włożyć marynarkę?
— Nie — odparłam, przypomniawszy sobie jego marynarki. — To na pewno jakaś drobna sprawa. Może nie ubieraliśmy się dostatecznie niedbale.
Sekretarka kazała nam natychmiast wejść.
— To nie jest drobna sprawa — szepnął Ben i sięgnął do klamki.
— Może nie mamy kłopotów? Może Dyrekcja chce nas pochwalić za współpracę międzydyscyplinarną?
Otworzył drzwi. Dyrekcja z rękami założonymi na piersi stała za swym biurkiem.
— Nie sądzę — powiedział cicho Ben i weszliśmy.
Dyrekcja poprosiła, byśmy usiedli — następny zły znak. Jedna z ośmiu zasad podnoszenia efektywności LIPY głosiła: „Prowadzenie zebrań na stojąco sprzyja zwięzłości”.
Usiedliśmy.
Dyrekcja pozostała na nogach.
— W pole mej uwagi dostała się niezwykle ważna sprawa tycząca was i waszego projektu.
To muszą być obrońcy praw zwierząt, pomyślałam i przygotowałam się na jego dalsze słowa.
— Zaobserwowano, że pomocnicza asystentka przesyłania wiadomości do miejsc pracy paliła w strefie zagrody dla zwierząt. Powiedziała, że miała na to pozwolenie. Czy to prawda?
Palenie. Chodziło o palącą Shirl.
— Kto jej udzielił takiego pozwolenia? — zapytała ostro Dyrekcja.
— Ja — odpowiedzieliśmy chórem. — To był mój pomysł — oświadczyłam. — Prosiłam doktora O’Reilly’ego o zgodę.
— Czy zdajecie sobie państwo sprawę, że gmach HiTeku jest strefą bez papierosa?
— To odbywało się na zewnątrz — powiedziałam, a potem przypomniały mi się przepisy wprowadzone w Berkeley. — Sądziłam, że nie powinna stać na mrozie i palić pośród śnieżycy.
— Ja również tak uważałem — rzekł Ben. — Nie paliła w gmachu, tylko na wybiegu.
Dyrekcja zrobiła jeszcze surowszą minę.
— Czy zdajecie sobie państwo sprawę z wytycznych HiTeku dotyczących eksperymentów z żywymi zwierzętami?
— Tak — odparł Ben, osłupiały. — Postępowaliśmy według…
— Wymagamy, żeby zwierzęta miały zdrowe środowisko — oznajmiła Dyrekcja. — Czy wiecie państwo o zagrożeniach, powodowanych przez atmosferyczne substancje rakotwórcze, czy znacie raport FDA na temat niebezpieczeństw biernego palenia? Może powodować raka lub rozedmę płuc, wysokie ciśnienie i zawał serca.
Ben był coraz bardziej osłupiały.
— Ona nie paliła w pobliżu nas, ale na zewnątrz. To…
— Wymagamy, by żywe zwierzęta przebywały w zdrowym środowisku — zakomunikowała Dyrekcja. — Czy dym to według pana środowisko zdrowe?
Zawsze należy doceniać siłę trendu awersyjnego. Ostatni taki trend w naszym kraju skończył się hurtowymi oskarżeniami o odchylenia komunistyczne, zrujnowanymi reputacjami, zniszczonymi karierami.
— „…iż wszystkich domów wybiegały szczury” — powiedziałam cicho.
— Co takiego? — Dyrekcja spojrzała na mnie wściekle.
— Nieważne.
— Czy wiecie państwo, jakie skutki u owiec wywołuje bierne palenie?
Nie, pomyślałam, i ty też tego nie wiesz. Po prostu idziesz za stadem.
— Wskutek rażącego lekceważenia zdrowia owiec projektu państwa nie można traktować poważnie jako kandydata do grantu.
— Pani Shirl paliła tylko jednego papierosa dziennie — wyjaśnił Ben. — Zagroda, gdzie trzymamy owce, ma trzydzieści metrów na dwadzieścia pięć. Gęstość dymu z jednego papierosa jest mniejsza niż jedna cząsteczka na miliard.
Daj spokój, Ben, pomyślałam. Trendy awersyjne nie mają nic wspólnego z logiką naukową, a myśmy nie tylko narazili owce na bierne palenie. Oni sądzą, że zaprzepaściliśmy szansę realizacji ich skrytego marzenia: otrzymania Grantu Nie-bnitza.
Spojrzałam na Dyrekcję. HiTek naprawdę ma zamiar kogoś wyrzucić i ten ktoś to my.
Myliłam się.
— Doktor Foster, pani otrzymała te owce, prawda?
— Tak — przyznałam. Miałam ochotę wstać, zasalutować i powiedzieć: „Tak jest, panie sierżancie!” — Od ranczera z Wyoming.
— A czy zdaje on sobie sprawę, że zamierzała pani wystawić jego zwierzęta na działanie szkodliwych substancji rakotwórczych?
— Nie, ale nie będzie miał nic przeciw temu — odparłam i wtedy przypomniałam sobie pudding chlebowy. Nigdy nie pytałam Billy’ego Raya o poglądy na temat palenia, ale wiedziałam, jakie ma: takie same jak wszyscy.
— Jak sobie przypominam, te badania to również pani po-
mysł, doktor Foster — powidziała Dyrekcja. — To był pani pomysł, by wykorzystać owce, wbrew stanowisku Dyrekcji.
— Doktor Foster próbowała uratować mój projekt — wtrącił Ben, lecz Dyrekcja go nie słuchała.
— Doktorze O’Reilly, ta niefortunna sytuacja to oczywiście nie pańska wina. Obawiam się, że musimy zamknąć ten projekt. Doktor Turnbull potrzebuje jednak współpracownika przy te-macie, nad którym obecnie pracuje, i poprosiła właśnie o pana.
— Co to za temat? — spytał Ben.
— To jeszcze nie zostało ustalone. Doktor Turnbull rozpatruje kilka możliwości. Jestem jednak pewien, że praca przy tym projekcie będzie czymś wspaniałym. Uważamy, że ma siedemdziesiąt osiem procent szans zdobycia Grantu Niebnitza. — Dyrekcja znowu zwróciła się do mnie. — Doktor Foster, jest pani odpowiedzialna za natychmiastowe zwrócenie owiec właścicielowi.
Weszła sekretarka.
— Przepraszam, że przerywam, panie…
— W pani aktach, doktor Foster, zostanie umieszczona nagana. — Dyrekcja nie zwracała uwagi na sekretarkę — Przy następnym podziale funduszy pani temat zostanie przejrzany z najwyższą uwagą. Tymczasem…
— Panie dyrektorze, musi pan stąd wyjść — ponaglała sekretarka.
— Mam spotkanie — przerwała jej Dyrekcja. — Chcę szczegółowego raportu na temat pani postępów w badaniu trendów — powiedziała do mnie.
— Chwileczkę — rzekł Ben. — Doktor Foster tylko… Sekretarka odezwała się znowu:
— Przepraszam, panie…
— O co chodzi, pani Shepard? — spytała Dyrekcja.
— Owce…
— Właściciel dzwonił ze skargą? — Dyrekcja rzuciła mi jadowite spojrzenie.
— Nie, panie dyrektorze. Chodzi o owce. Są w holu.
Bóg w niebie schowany —
Świat jest urządzony!
Robert Browning
(tłumaczył Juliusz Żuławski)
Mania tańca(1374)
Szał religijny w Europie Północnej. Ludzie bez opamiętania tańczyli całymi godzinami, tworzyli kręgi na ulicach i w kościołach, skakali, turlali się po ziemi, wrzeszcząc, że opętały ich demony, i błagając je, by zaprzestały dręczenia. Mania wywołana histerią bądź noszeniem spiczastego obuwia.
Читать дальше