— Przerwa na toaletę! — zawołała, gdy tylko je zobaczyła, i dała nura ku drzwiom.
Ruszyłam między owce. Nachylałam się, podnosiłam im brody, szukając pyska z lekkim zezem, zawierającego nieco inteligencji.
Drzwi otworzyły się znowu.
— Jedna jest w toalecie — powiedziała Gina. Przemykała do mnie pod ścianą.
Wszystkie sprawiały wrażenie nieco zezowatych. Zerkałam niespokojnie na ich długie pyski, w puste oczy, stworzone do tego, by wypalać między nimi literę „n”.
— Mam nadzieję, że nie ma ich w moim gabinecie — oznajmiła Gina i otworzyła drzwi.
— Zamykaj drzwi! — krzyknęłam. Za późno. Gruba owca już weszła do środka. — Zamknij! — krzyknęłam znowu i Gina posłuchała.
Pozostałe zwierzęta tłoczyły się i beczały przed gabinetem Giny, szukając kogoś, kto im powie, co robić, dokąd iść. Zatem w biurze Giny znajdowała się perednica.
— Zatrzymaj ją tam! — krzyknęłam przez drzwi. Tasiemka była za słaba na smycz, ale miałam w biurku lasso Davy’ego Crocketta, które mogłam wykorzystać. Ruszyłam ku swojej pracowni, zastanawiając się, co porabia teraz Ben. Prawdopodobnie Alicja opowiada mu o swym niebnitzowym pewniaku.
W gabinecie Giny rozległ się wrzask i drzwi się otworzyły.
— Uważaj! — krzyknęłam. Owca dała nura w stado, jak karta znikająca w talii. — Gino, czy zauważyłaś, dokąd poszła?
— Nie — odparła krótko. — Nie zauważyłam. — Trzymała zniszczone różowe pudełko. Z jednego rogu wystawał porwany tiul. — Zobacz, co ta owca zrobiła Barbie Romantycznej Pannie Młodej! — Gina wyciągnęła lok brunatnych włosów. — Ostatni egzemplarz w Boulder.
— Ostatni w całym Denver — poprawiłam i poszłam do pracowni Statystyki.
Teraz potrzebuję tylko Flip, pomyślałam, i choć wiedziałam, że się zwolniła, zdumiałam się, że jej tam nie ma. Natomiast była tam owca, żująca w zamyśleniu dyskietkę. Wyszarpnęłam resztkę dyskietki z jej pyska, rozwarłam siłą wielkie kwadratowe zęby, wyłowiłam pozostały kawałek i spojrzałam prosto w nieco zezowate oczy.
— Posłuchaj — powiedziałam, trzymając ją za szczękę. — Więcej dziś nie zniosę. Straciłam pracę. Straciłam jedyną osobę, która nie zachowuje się jak owca. Nie wiem, skąd się biorą mody, i nigdy się nie dowiem. I naprawdę mam tego dość. Pójdź za mną, i to natychmiast.
Rzuciłam kawałki dyskietki na podłogę, odwróciłam się i wyszłam z pracowni.
I musiała to być perednica, gdyż podreptała za mną przez dwa piętra na Biologię, a potem przez pracownię na wybieg, tak jak jagnię za Mary. A pozostałe owce za nią, machając ogonami.
Strusie pióra(1890 –1913)
Edwardiańska moda inspirowana przez teorię Karola Darwina i powszechne zainteresowanie historią naturalną. Barwione na rozmaite kolory pióra noszono we włosach, na kapeluszach, robiono z nich wachlarze, a nawet miotełki do kurzu. Pokrewna mania polegała na przyczepianiu do kapeluszy i sukien jaszczurek, pająków, ropuch i stonóg. W wyniku tej mody strusie w Egipcie, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie wybito w polowaniach. Mania powróciła w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Noszono wtedy minispódniczki, peruki i czapeczki ze strusich piór zabarwionych na jaskrawopo-marańczowo i różowo.
Zadzwoniłam do Biłly’ego Raya, by zabrał owce.
— Natychmiast wysyłam Migueła z ciężarówką — powiedział. — Sam nie mogę, bo muszę jechać do Nowego Meksyku, porozmawiać z pewnym ranczerem o strusiach.
— O strusiach?
— To najnowszy trend. Reba hoduje pięćdziesiąt sztuk na pastwisku koło Gallup. Strusie steki idą jak woda. Mają mniej cholesterolu niż kurczaki i są smaczniejsze.
Jedna z owiec znów utknęła w rogu ogrodzenia. Patrzyła bezmyślnie na słupek w płocie, jakby nie miała pojęcia, skąd się tam wzięła.
— Poza tym można sprzedawać pióra, a skórę wyprawiać na portmonetki i buty — dodał Billy Ray. — Reba powiada, że to zwierzę hodowlane lat dziewięćdziesiątych.
Owca bodnęła słup kilka razy, a potem dała spokój i stała becząc. Piękna ilustracja ogólnej zasady.
— Przykro mi, że nie udało się z owcami — rzekł Billy Ray. Mnie też, pomyślałam.
— Wychodzisz poza zasięg — powiedziałam — Nie słyszę cię. — I odłożyłam słuchawkę.
Od owiec można się wiele nauczyć. Poszłam w róg zagrody.
— Musisz się odwrócić. — Włożyłam dłonie pod brodę i zad owcy. — Musisz pójść w drugą stronę.
Obróciłam ją na siłę. Natychmiast zaczęła się paść.
— Przyznaj, że to nie ma sensu, i spróbuj czego innego — powiedziałam i wróciłam do laboratorium. Była tam Shirl.
— Gdzie jest doktor O’Reilly? — spytałam.
— Minutę temu rozmawiał z doktor Turnbull — odparła.
— Aha. — Wróciłam do swego gabinetu, by pisać sprawozdanie dla Dyrekcji.
„Sandra Foster: Sprawozdanie z przebiegu badań” — wkle-pałam na oszczędzoną przez owcę dyskietkę.
Cele projektu:
1. Ustalić, co powoduje mody i trendy.
2. Ustalić źródła Nilu.
Wyniki projektu:
1. Nie ustalono. Możliwe, że ma z tym coś wspólnego szczurołap z Hamelin. Albo Włochy.
2. Ustalono. Jezioro Wiktorii.
Sugestie dotyczące dalszych badań:
1. Wyeliminować akronimy.
2. Wyeliminować zebrania.
3. Zbadać efekt manii antynikotynowej na zdolność jasnego myślenia.
4. Czytać Browninga. I Dickensa. I całą klasykę.
Wypuściłam to na drukarkę, potem zabrałam płaszcz oraz niemodną torbę i poszłam do Dyrekcji.
Była tam Shirl. Kierowała maszyną do czyszczenia dywanów. Dyrekcja odkurzała zepchnięte w róg biurko.
— Niech pani nie wchodzi na dywan — powiedziała Dyrekcja, gdy przekroczyłam próg pokoju. — Jest mokry. Podeszłam z chlupotem do biurka.
— Wszystkie owce są na wybiegu. — Przekrzykiwałam hałas parowego odkurzacza. — Mają być zabrane z powrotem. Załatwiłam to. — Wręczyłam Dyrekcji swoje sprawozdanie.
— Co to takiego?
— Chciał pan ponownie ocenić cele mego projektu — powiedziałam. — Ja również.
— Co to jest? — Dyrekcja nachmurzyła się nad kartką. — Szczurołap z Hamelin?
— Utwór Roberta Browninga — wyjaśniłam. — Zna pan tę historię. Szczurołap zostaje najęty, by uwolnić miasto od szczurów. Wykonuje swe zadanie, lecz miasto odmawia mu zapłaty. „A jeśli chodzi o naszą korporację — to szokujące”.
Za biurkiem Dyrekcja rzuciła się w tył.
— Czy pani mi grozi, doktor Foster?
— Nie — powiedziałam zdziwiona. — „Obrażeni przez leniwego gbura?” — zacytowałam. — „Grozisz nam, chłystku? Któż się ciebie zlęknie? Dmij w swój instrument, dopóki nie pękniesz”. Powinien pan czytać więcej poezji. Można się z niej wiele nauczyć. Czy ma pan kartę biblioteczną?
— Biblioteczną…? — powtórzyła Dyrekcja bliska apopleksji.
— Nie grożę panu — oznajmiłam. — Czemuż miałabym gro-
zić? Nie wygoniłam żadnych szczurów ani nie znalazłam przyczyny manii krótkich fryzur. Nie udało mi się nawet zlokalizować szczurołapa.
Przerwałam. I tak jak zeszłego wieczoru, gdy stałam w kolejce do kasy z nieboszczką Barbie Romantyczną Panną Młodą, poczułam, że znajduję się na krawędzi czegoś ważnego.
— Czy według pani HiTek to szczur? — spytała Dyrekcja, a ja uciszyłam ją niecierpliwym machnięciem dłoni, próbując skupić się na swej uciekającej myśli. Szczurołap.
— Czy chce pani powiedzieć… — ryknęła Dyrekcja, a moja myśl przepadła.
— Chcę powiedzieć, że zatrudnił mnie pan do źle postawionego problemu. Nie powinien pan poszukiwać sekretu, który zmusza ludzi do podążania za manią, powinien pan szukać sekretu, jak zmusić ludzi do samodzielnego myślenia. Gdyż o to właśnie chodzi w całej nauce. A ponieważ następna mania może okazać się niebezpieczna, niewykluczone, że ocknie się pan dopiero razem z resztą stada, już spadając w przepaść. Nie, nie, nie potrzebuję eskorty w drodze do laboratorium. — Otworzyłam torebkę, by mógł zajrzeć do środka. — Zwalniam się. „Hen tam po zboczu, przez poranek” — i z chlupotem poszłam z powrotem przez mokry dywan. — Do widzenia pani, Shirl! — zawołałam. — Może pani zawsze przyjść do mnie do domu i tam sobie palić.
Читать дальше