Ben podniósł głowę, wargami przesunął po mych włosach i spojrzał na mnie. Jego szare oczy za grubymi szkłami były poważne.
— Ja… — powiedziałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
— Dokąd idziesz? — spytał Ben.
— Muszę… właśnie pomyślałam o czymś, co wpasowuje się w moją teorię krótkich fryzur — recytowałam rozpaczliwie. — Muszę to wklepać do komputera, zanim wszystko zapomnę. O tanecznych maratonach.
— Poczekaj — powiedział i złapał mnie za rękę. — Myślałem, że maratony taneczne pojawiły się dopiero w latach trzydziestych.
— Zaczęły się w 1927 — sprecyzowałam i wywinęłam mu się zręcznie.
— Ale to i tak chyba było już po szale krótkich fryzur? — zapytał, lecz ja wybiegłam za drzwi, na schody.
Wieńce z włosów(1870 – 90)
Upiorna mania wiktoriańska. Układano kwiaty z kosmyków zmarłej kochanej osoby (lub zestawu kochanych osób, najlepiej o różnych barwach włosów). Pukle splecione w bukiety lub wieńce umieszczano pod szklaną czaszą albo oprawiano i zawieszano na ścianie. Wyparte przez ruch sufrażystek, krykiet i Elinor Glyn. Mania wieńców z włosów mogła wpłynąć na modę krótkich fryzur w latach dwudziestych dwudziestego wieku.
Wielkie odkrycia były często inspirowane przez bardzo róż-ne rzeczy — jabłka, żaby, płyty fotograficzne, zięby — ale tylko moje odkrycie zostało zainspirowane przez idiotyczne dyrek-cyjne ćwiczenie wrażliwości.
Zatrzymałam się dopiero w laboratorium Statystyki. Oparłam o drzwi i mamrotałam w kółko:
— Głupia, głupia, głupia.
Ja, niby taki ekspert w wykrywaniu trendów, przez wiele tygodni nie potrafiłam dostrzec, dokąd prowadzi ten trend. Cały czas uważałam, że interesuje mnie wyłącznie jego odporność na mody. Robiłam notatki na temat jego krawatów i płóciennych tenisówek. Potraktowałam nawet poważnie oświadczyny Billy’ego Raya. A przez cały czas…
Ktoś nadchodził korytarzem. Pośpiesznie usiadłam przed komputerem, uruchomiłam program i patrzyłam w ekran nie widzącymi oczyma.
— Jesteś zajęta? — spytała Gina, wchodząc.
— Owszem.
— Aha. — Jej mina wyraźnie mówiła: „Nie wyglądasz na zajętą”. — Nie mogłam cię znaleźć po zebraniu. Poszłam do toalety, gdy tylko zaczęli ćwiczenia wrażliwości, a kiedy wróciłam, ciebie nie było. Przyniosłam listę sklepów z zabawkami, które już odwiedziłam, żebyś nie traciła daremnie czasu.
— Dobrze, załatwię to podczas tego weekendu.
— Och, nie ma pośpiechu. Bethany obchodzi urodziny dopiero za dwa tygodnie, ale trochę mnie niepokoi, że nie ma tego w „Zabawki To My”. — Nachmurzyła się. — Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak ktoś, komu za karę wyznaczyli pauzę.
Pauza. Młoda damo, masz siedzieć tutaj cicho, dopóki nie opanujesz emocji.
— Czuję się dobrze. Powinnam była posłuchać twojej rady i pójść do toalety. To wszystko. Skinęła głową.
— Te ćwiczenia wrażliwości potrafią człowieka wykończyć. No, wracaj do tej swojej pracy. Poklepała mnie po ramieniu.
— Dostarczę Barbie Romantyczną Pannę Młodą. Nie martw się. Znajdę ją — obiecałam i zaczęłam chaotycznie przedzierać się przez stos wycinków.
Gdy Gina wyszła, zamknęłam drzwi, a potem usiadłam przy komputerze i patrzyłam w ekran.
Otworzyłam plik zawierający mój model zjawiska krótkich fryzur. Krzyżujące się barwne linie i to anomalne skupisko w Marydale jak wyrzut sumienia.
Jak mogłam się spodziewać, że zrozumiem, co siedemdziesiąt lat temu zainspirowało kobiety do obcięcia włosów, jeśli nie rozumiałam nawet własnego postępowania?
Nie docierały do mnie żadne sygnały. Aż do chwili gdy Ben mnie objął i przyciągnął do siebie. Naprawdę myślałam, że chcę jedynie ocalić jego projekt, bo nie cierpię Flip, a Alicja irytuje mnie dlatego, że próbuje wyprodukować naukę na zamówienie. I przez cały czas…
Usłyszałam odgłosy w korytarzu. Położyłam dłonie na klawiaturze, by wyglądać na osobę zapracowaną. Nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać.
Gapiłam się na model, na nakładające się wzorce, na poplątane krzywe, na wydarzenia, z których każde oddziaływało na wszystkie inne. Iterowały się i prowadziły nieuchronnie do ostatecznego rezultatu.
Takiego jak moja katastrofa. Powinnam może wykreślić wydarzenia i interakcje, które doprowadziły mnie do tej sytuacji. Wywołałam program graficzny, otworzyłam nowy plik i zaczęłam rekonstruować cały ten kataklizm.
Pożyczyłam owce od Billy’ego Raya. Nie, to zaczęło się wcześniej, od Dyrekcji i PONUR-u. Dyrekcja wprowadziła nowy formularz finansowy, Ben zgubił swój, a ja zaproponowałam, byśmy pracowali razem. I Dyrekcja zgodziła się, ponieważ chciała, by uczony z HiTeku zdobył Grant Niebnitza.
Zaczęłam rysować linie: od zebrań Dyrekcji do formularzy finansowych, do Shirl, nowej asystentki, która przyniosła mi dodatkowe kopie brakujących stron, a ja je zaniosłam do Bena, potem do Alicji, która chciała współpracować z Benem, by zdo-być Grant Niebnitza. I z powrotem do Dyrekcji i PONUR-u. I do Flip.
— Opuściła pani zebranie — rzekła z przyganą Flip, otwie-rając drzwi. Nadal nosiła ten ściągnięty nisko kapelusz, lecz porzuciła koszulkę z LIPĄ i miała na sobie przezroczystą suk-nię na body, które wyglądało jak wyprodukowane z czerenko-wowskobłękitnej taśmy klejącej.
— Nie wzięła pani swego optymalnego formularza zaopatrze-nia. — Wręczyła mi teczkę. — Chciałam zadać pani jedno pytanie.
— Flip, jestem zajęta.
— To potrwa tylko minutkę — powiedziała. — Wiem, że nadal się pani wścieka, bo odpowiedziałam na ogłoszenie osobiste, ale jest pani jedyną osobą, którą mogę zapytać. Desiderata i Shirl są na mnie wnerwione.
Ciekawe dlaczego.
— Jestem naprawdę zajęta, Flip.
— To zajmie tylko minutkę. — Usadowiła się na stołku, który przyciągnęła w pobliże komputera. — Jak daleko ktoś może się posunąć, jeśli zwariował na czyimś punkcie?
Właśnie tego mi potrzeba: omawiać życie erotyczne osoby o przekłutym nosie, noszącej bieliznę z taśmy samoprzylepnej.
— To znaczy, jeśli się myśli, że nigdy się go znów nie zobaczy, czy pani sądzi, że jest to głupie, jeśli się zrobi coś naprawdę śwukowego?
Namówiłam Bena do połączenia naszych projektów. Pożyczyłam stado owiec. Głupio, głupio, głupio.
— Chodzi o moje włosy — powiedziała i ściągnęła kapelusz. — Ścięłam.
Rzeczywiście. Swój pukiel do odrzucania obcięła na długość dwóch centymetrów od niebieskiej czaszki. Przez chwilę myślałam, że miała taki sam problem z taśmą samoprzylepną jak Desiderata, ale nie musiałaby wtedy ścinać całego pukla. Wyglądała jak oskubany zziębnięty kurczak.
Poczułam nagły przypływ współczucia. Wybrała akurat tego dentystę i zakochała się, a on nie wiedział nawet, że ona istnieje, i prawdopodobnie był już zaręczony.
— Więc sobie myślę, czy tak jest już w porządku, czy może powinnam dodać jeszcze jedno piętno. — Wskazała prawą skroń, tuż poniżej włosów.
— Jakie? — spytałam niewyraźnie. Westchnęła.
— Z kawałka taśmy klejącej, oczywiście. Oczywiście.
— To zależy, jak chcesz, by odrastały ci włosy. — Spodziewałam się, że je trochę zapuści.
Widocznie zamierzała je zapuścić, gdyż znów włożyła kapelusz.
— A więc pani się to nie podoba? Myśli pani, że to byłoby głupie?
Nie spodziewała się widocznie odpowiedzi, gdyż była już w drzwiach.
— Flip, zrobisz mi grzeczność? — poprosiłam. — Czy mogłabyś zejść na Biologię i powiedzieć doktorowi O’Reilly’emu, że dziś wyjdę wcześniej i porozmawiam z nim jutro?
Читать дальше