W Bellingham wyjście ze stacji podziemnej kolei magnetycznej znajduje się w hallu tamtejszego Hiltona. Naprzeciwko wisi olbrzymi neon: BAR PRZEKĄSKOWY Dania — Koktajle — Błyskawiczna Obsługa.
Czynny Całą Dobę — Droga pani Tormey — powiedział Georges. — Przyszło mi na myśl, iż zupełnie zapomnieliśmy zjeść obiad.
— Bardzo słuszne spostrzeżenie, drogi panie Tormey — odrzekłam. — Co pan proponuje?
— Cóż, kuchnia w Konfederacji nie jest ani egzotyczna, ani zbyt wyrafinowana. Jednak ktoś, kto ma wystarczająco dużo czasu, by poczuć głód, może być z niej na swój sposób zadowolony. Kiedyś już jadłem w tym lokalu. Nie daj się zwieść nazwie; znajdziesz tu całkiem spory wybór potraw. Jeśli pozwolisz, że to ja wybiorę coś z menu, zapewniam cię, iż nie narażę twego podniebienia na rozczarowanie.
— Georges, to znaczy lanie — poprawiłam się szybko — jadłam już twoją zupę. Możesz zamawiać za mnie, kiedy tylko zechcesz.
To był prawdziwy bar. Żadnych stołów. Stołki barowe były jednak miękkie i wygodne, miały też oparcia. Gdy tylko usiedliśmy, przed każdym z nas pojawiła się szklaneczka aperitifu. Georges złożył zamówienie, po czym wstał i wyszedł, kierując się w stronę hotelowej recepcji. Gdy wrócił, usiadł obok mnie i uśmiechając się powiedział: — Teraz możesz znowu mówić do mnie „Georges”. Sama jesteś obecnie panią Perreault. W każdym razie pod tym nazwiskiem zostałaś zameldowana.
Podniósł do góry swoją szklaneczkę.
— Sante, ma chere femme.
— Merci. Et a la tienne, mon eher mari — odrzekłam, unosząc swoją również.
Napój był zimny i świetnie pobudzał apetyt. Co prawda nie szukałam na razie kandydata na męża, lecz Georges mógłby być niezły w tej roli.
Podano nasze „przekąski”: Zmrożony sok jabłkowy Yakima.
Truskawki z kremem Sequim.
Dwa sadzone jajka ułożone na delikatnie wysmażonym steku, na tyle miękkim, by można go było kroić samym widelcem — „Jaja Na Końskim Grzbiecie”.
Ciepłe grzanki z miodem i masłem o tej samej nazwie, co krem truskawkowy.
Kawa w dużych filiżankach z prawdziwej porcelany.
Kawę, sok i grzanki zamówiliśmy jeszcze raz. Panujący wokół hałas i sposób, w jaki siedzieliśmy, nie zachęcały raczej do rozmowy. Nad barem wisiał ekran lokalnego biura ogłoszeń. Każdy napis pozostawał na nim wystarczająco długo, by można go było spokojnie przeczytać. Nawet nie zauważyłam, jak nie przerywając jedzenia mimochodem zaczęłam czytać kolejne reklamy.
Niezależny okręt rekrutuje członków załogi.
Zgłoszenia osobiste w Delegaturze Giełdy Pracy Vegas.
Specjalne premie dla weteranów wojennych.
Czyżby statków pirackich nie było stać na coś lepszego? Nawet tych z Wolnego Stanu Vegas? Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym nie przekonała się na własne oczy.
Te papierosy palił nawet Jezus!
ANIELSKI DYMEK Gwarantowana Antyrakogenność.
Ja i tak nie musiałam przejmować się rakiem. Nie dałam się jednak przekonać — usta kobiety powinny być zawsze słodkie.
Bóg czeka na ciebie w hallu wieżowca Lewisa i Clarka.
Nie każ Mu czekać zbyt długo. Jeśli to on przyjdzie po ciebie — będziesz żałować.
Po mnie nie przyjdzie na pewno.
NUDZISZ SIĘ?
Nic prostszego! Weź udział w pionierskiej wyprawie na dziewiczą planetę T-13. Wymagany wiek — 32 ±1 oraz współczynnik aktywności seksualnej 50-40-10 ±2 % Żadnych opłat! Żadnych podatków!
Gwarantowane bezpieczeństwo!
Korporacja Ekspansji Planetarnej Sekcja Demografii i Ekologii Luna City GPO z dopiskiem DEMO lub Tycho 800-2300 Przeczytałam to jeszcze raz. A może by tak wybrać się ramię w ramię z innymi na podbój nowych światów? Tam prawdopodobnie nie byłoby nikogo, kto wiedziałby o moim pochodzeniu lub przejmował się nim. Moje wyjątkowe zdolności wzbudzałyby raczej szacunek, a nie zdziwienie… przynajmniej tak długo, dopóki nie zaczęłabym ich demonstrować bez potrzeby.
— Georges, popatrz na to.
Georges podniósł wzrok i spojrzał w kierunku ekranu.
— Co w tym ciekawego?
— Nie sądzisz, że brzmi zachęcająco?
— Absolutnie! W skali T wszystko powyżej ośmiu wymaga wielkich pieniędzy, olbrzymiej ilości sprzętu i doskonale wyszkolonych kolonizatorów. Trzynaście natomiast oznacza, że wzięcie udziału w takiej wyprawie to nic innego, jak dość wyszukany sposób popełnienia samobójstwa.
— Ach tak!
— Niestety. Ale rzuć okiem na to. Równie ciekawe.
W.K. — Sporządź testament Został ci tylko tydzień.
A.C.B.
— Sądzisz, iż ktoś naprawdę grozi temu W.K., że go zabije? I robi to za pośrednictwem biura ogłoszeń?
— A skąd mam wiedzieć? Ciekawi mnie tylko, co przeczytamy tu jutro rano. Jak myślisz, czy będzie napisane „sześć dni”? A pojutrze — „pięć”? I czy jakiś W.K. rzeczywiście czeka, aż ktoś go załatwi? Czy też może to taka forma reklamowania reklamy?
— Nie mam pojęcia tak samo jak ty — odrzekłam. Przyszła mi jednak w związku z tym do głowy pewna, niezbyt zresztą mądra, myśl. — Georges — zapytałam — czy twoim zdaniem istnieje taka możliwość, że wszystkie te pogróżki i wystąpienia w telewizji były jedynie czyimś makabrycznym dowcipem?
— Sugerujesz, iż nikt nie został zabity, a stacje telewizyjne przez okrągłą dobę raczyły nas sfabrykowanymi dla kawału doniesieniami?
— Niczego nie sugeruję. Po prostu pytam.
— Marjorie, jest w tym wszystkim kpina, owszem. W tym sensie, że trzy różne grupy przyznają się do odpowiedzialności za coś, co mogła zrobić tylko jedna z nich. Dwie pozostałe, jeśli nie wszystkie trzy, próbują więc okpić cały świat. Wątpię jednak, by wiadomości o zamachach i zabójstwach były jedynie czyimś żartem. Jak na żart dotyczyły zbyt wielu ludzi, którzy są zbyt wysoko postawieni, by stać się obiektem tego rodzaju dowcipów. Kawał na taką skalę nie byłby śmieszny. Chcesz jeszcze kawy?
— Nie, dziękuję.
— A może grzankę?
— Jeśli zjem jeszcze cokolwiek, pęknę.
Z zewnątrz był to zwyczajny, hotelowy pokój numer 2100. Gdy tylko weszliśmy do środka, przez chwilę zaniemówiłam z wrażenia.
— Georges, z jakiej okazji…?!
— Panna młoda powinna mieszkać w apartamencie dla nowożeńców.
— Tu jest prześlicznie, przepięknie, cudownie! Nie powinieneś jednak tracić w ten sposób pieniędzy. I tak dzięki tobie cała ta nudna podróż wygląda jak prawdziwy piknik. Lecz jeśli spodziewałeś się po mnie zachowania, jakie przystało pannie młodej w noc poślubną, trzeba było nie wpychać we mnie całego talerza grzanek z miodem. Jestem obżarta, a nie lekka, zwiewna i czarująca.
— Owszem, jesteś czarująca.
— Georges, proszę cię, nie drwij ze mnie. Domyśliłeś się wtedy, gdy zabiłam porucznika Dickeya. Dobrze wiesz, kim jestem.
— Wiem, że jesteś tajemniczą, czarującą i odważną młodą damą.
— Nie udawaj; wiesz, co mam na myśli. W końcu to twój zawód. Rozpoznałeś mnie, prawda?
— Zauważyłem, że masz nadzwyczajne zdolności, to wszystko.
— A więc domyśliłeś się też, czym jestem. Nie zamierzam zaprzeczać. Od lat ukrywam starannie swój „rodowód”. Zdołałam nawet nabrać niezłej wprawy. Nigdy bym się nie zdradziła, gdyby ten sukinsyn nie celował do Janet z miotacza.
— Nie powinien był tego robić. A za to, co ty wtedy zrobiłaś, jestem na zawsze twoim dłużnikiem.
— Naprawdę uważasz, że postąpiłam słusznie? Ian powiedział, iż nie musiałam go zabijać.
— Ian zawsze na początku reaguje w sposób dosyć konwencjonalny. Szybko jednak zmienia zdanie. Jest w końcu tylko pilotem, myśli za pomocą mięśni. Ale, Marjorie…
Читать дальше