— Nie będę się chował w jakiejś podziemnej norze — odrzekł cicho Georges. — Znam swoje prawa. Jeśli porucznik Melvin Dickey zechce je pogwałcić, sam wyląduje w celi.
— No cóż — wzruszył ramionami Ian — jesteś już w końcu dużym chłopcem, choć w tej chwili zachowujesz się jak naiwny smarkacz. Marjie, znikaj, moja droga. Pozbycie się go nie zajmie mi zbyt wiele czasu. Z pewnością nie ma żadnych dowodów, że tu jesteś.
— Pójdę do Nory, jeśli będzie to konieczne. Ale czy nie mogłabym na razie ukryć się w po prostu w łazience Janet? Przecież on zaraz sobie pójdzie. Zresztą, przez terminal będę widziała wszystko, co się tu dzieje. W razie czego zdążę uciec.
— Marjie, przynajmniej ty nie sprawiaj kłopotów.
— W takim razie przekonaj Georgesa, że on też musi zniknąć. Jeśli zostanie, może potrzebować mojej pomocy. Ty również. Tak samo Janet.
— Kobieto, o czym ty mówisz?!
Dobrze wiedziałam, o czym mówię. Nie po to zostałam wyszkolona, by teraz dobrowolnie kryć się w jakichś podziemnych jamach.
— Posłuchaj mnie, lanie. Ten Melvin Dickey… sądzę, że on zamierza skrzywdzić Georgesa. Wyczułam to w jego głosie. Jeśli Georges nie pójdzie ze mną do schronu, ja również zostaję. Nie chcę, by przytrafiło mu się coś złego. Poza tym każdy, kto ma do czynienia z policją, potrzebuje świadków.
— Teraz ty mnie posłuchaj: nie jesteś w stanie powstrzymać… — Przerwał mu gong u drzwi. — Cholera! Zaraz tu będzie. Masz natychmiast zniknąć mi z oczu i znaleźć się w Norze.
Wykonałam tylko pierwsze polecenie. Pobiegłam do łazienki Janet i szybko włączyłam terminal. Gdy ustawiłam zdalnie sterowany transmiter na środek salonu, było prawie tak samo, jakbym stamtąd w ogóle nie wychodziła.
Porucznik Dickey wyglądał na jednego z tych twardzieli mocnych jedynie w gębie lub z bronią w ręku. Wchodząc do pokoju natychmiast zauważył Georgesa.
— A więc jesteś tu jednak, Perreault! — powiedział z tryumfem w głosie. — Aresztuję cię pod zarzutem świadomego naruszenia praw wynikających z Dekretu o Stanie Wyjątkowym, paragraf sześć. Nie zameldowałeś się w komisariacie jako obywatel obcego kraju, pozostający na terytorium Kanady Brytyjskiej.
— Nie wiadomo mi nic o takim obowiązku.
— Dobre sobie! Trzeba było słuchać komunikatów.
— Nie mam zwyczaju słuchać komunikatów. Nie znam też żadnego prawa, które by tego ode mnie wymagało. Chciałbym zobaczyć kopię dokumentu będącego podstawą do aresztowania mnie.
— Nie próbuj strugać ze mnie idioty, Perreault. Na twoje nieszczęście w tym kraju obowiązuje obecnie stan wyjątkowy. Przeczytasz sobie ów dokument, gdy cię zamknę, Ian, zobowiązuję cię do udzielenia mi pomocy. Weź te obrączki — Dickey sięgnął za pas, wyjmując kajdanki — i skuj mu ręce. Na plecach.
Ian nie poruszył się z miejsca.
— Nie rób z siebie większego głupca niż jesteś, Dickey. Nie masz najmniejszego powodu, by zakładać Georgesowi kajdanki.
— Zamknij się i rób, co ci każę. Nie zamierzam dać temu żabojadowi szansy załatwienia mnie, gdy tylko odwrócę się do niego tyłem. Powiedziałem, że masz go skuć. Chcesz, żebym ci to powtórzył?
— Zabierz ten cholerny pistolet!
Dłużej już nie patrzyłam. Wybiegłam z łazienki i pędząc minęłam korytarz, schody oraz olbrzymi hali na dole. Wszystko to zajęło mi nie więcej niż osiem sekund.
Gdy wpadłam do pokoju, Dickey stał po środku. Lufa jego miotacza wymierzona była w głowę Janet. Nie powinien był tego robić. Jednym skokiem znalazłam się przy nim. Nawet nie zauważył, w którym momencie wytrąciłam mu broń z ręki. Nie zdążył też usłyszeć charakterystycznego, nieprzyjemnego chrzęstu, gdy skręcałam mu kark.
Martwe ciało porucznika Melvina Dickeya osunęło się na dywan, tuż obok pistoletu. Był to raytheon 505, wystarczająco duży, by zabić mastodonta. Tchórze zawsze wymachują wielkimi pistoletami.
— Nic ci nie jest? — spytałam Janet.
— Nie.
— Przybiegłam tak szybko, jak mogłam. Czy teraz już wiesz, lanie, co miałam na myśli, mówiąc, że możecie mnie potrzebować? Niewiele brakowało, bym się spóźniła.
— Nigdy jeszcze nie widziałem kogoś, kto się tak szybko porusza!
— A ja już widziałem — powiedział cicho Georges.
— I to pewnie nie raz — odrzekłam, patrząc mu w oczy. — Czy mógłbyś pomóc mi zabrać go stąd? — wskazałam na trupa.
— Tak.
— A potrafisz prowadzić policyjny energobil?
— Jeśli muszę.
— Ja też nie mam w tym wprawy. Ciało i maszyna muszą jednak zniknąć. Janet powiedziała mi coś niecoś o sposobie, w jaki można się pozbyć zwłok. To musi być gdzieś w tunelu, czy tak? Lepiej nie traćmy czasu. Natychmiast, jak tylko uporamy się z tym, Georges i ja wyjedziemy. Zresztą Georges może zostać. Jeśli usuniemy wszystkie ślady, ciało oraz maszynę, będziecie mogli udawać, że o niczym nie wiecie, a porucznika Dickeya nie widzieliście na oczy. Musimy się jednak pospieszyć, zanim nie zaczną go szukać.
Janet przyklęknęła obok martwego policjanta.
— Marjie, ty go naprawdę zabiłaś.
— Nie zostawił mi wyboru. Niemniej zabiłam go umyślnie. Mając do czynienia z policjantem, o wiele bezpieczniej jest go zabić, niż tylko ranić. Janet, ten sukinsyn nie powinien był celować do ciebie z miotacza. To prawda, że mogłam go jedynie rozbroić… i zabić tylko wtedy, jeśli uznalibyście, iż musi umrzeć.
— Nie wiem, czy musiał umrzeć, lecz nie będę nad nim rozpaczać. To szczur. W każdym razie był nim.
Ian podszedł do nas i powiedział powoli: — Marjie, czy zdajesz sobie sprawę, że zabicie oficera policji jest poważną sprawą? To jedna z niewielu zbrodni, jakie ściga jeszcze kanbrytyjski wymiar sprawiedliwości.
Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie uważają policjantów za kogoś innego, specjalnego.
— Posłuchaj, lanie: dla mnie poważną sprawą jest mierzenie z pistoletu do moich przyjaciół; celowanie w głowę Janet uważam zaś za zbrodnię. Przykro mi jednak, że wyprowadziłam cię z równowagi. Tak czy owak, jest tu teraz ciało i energobil, których trzeba się koniecznie pozbyć. Mogę w tym pomóc. Mogę też po prostu ulotnić się. Wybór należy do ciebie, ale musisz decydować szybko. Nie wiemy, czy nie zaczęto już go szukać i czy nie zaczęto szukać nas. W każdym razie to tylko kwestia czasu.
Mówiąc to, przeszukiwałam cały czas zwłoki. Facet nie miał przy sobie żadnej torby. Opróżniałam po kolei wszystkie kieszenie jego munduru, starając się uważać przy spodniach. Jak zwykle w takich wypadkach puściły zwieracze i gość narobił w gacie. Na szczęście niewiele. Nie śmierdział też zbytnio, chociaż takie śmiecie i bez tego roztaczają wokół smród. Najważniejsze rzeczy znalazłam w kieszeniach marynarki. Był tam portfel, karty kredytowe, DT, trochę gotówki i jeszcze parę drobiazgów. Portfel i raytheona zatrzymałam dla siebie. Resztę rupieci wpakowałam do plastikowej torby, po czym podniosłam te cholerne kajdanki.
— Macie jakiś sposób na pozbycie się tego złomu? Bo jeśli nie, trzeba to zabrać razem ze zwłokami.
Ian ciągle jeszcze stał pogrążony w myślach. Georges podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
— Myślę, stary, że powinniśmy słuchać Marjie. Wygląda na to, że wie, co robi.
Ian otrząsnął się w końcu.
— W porządku, Georges. Chwyć go za nogi — powiedział.
Razem za taszczyli ciało do łazienki i ułożyli je nad brzegiem basenu. Ja poszłam do swojego pokoju. Miotacz, kajdanki i portfel rzuciłam na łóżko. Gdy po chwili wchodziłam do łazienki, Ian i Georges stali już w wodzie. Zaczęłam się szybko rozbierać.
Читать дальше