— Nie ma potrzeby, abyś tu wchodziła, Marjie — rzekł Ian, widząc to. — Sami się go pozbędziemy.
— W porządku — zgodziłam się. — Pozwól jednak przynajmniej, że go umyję. Wiem, jak się do tego zabrać.
Ian był najwyraźniej zdumiony.
— Po cholerę chcesz go myć? Zostaw go tak, jak jest.
— Jak chcesz. Sądzę jednak, że jeśli wrzucisz do wody zwłoki w takim stanie, sam nie zechcesz już do niej wejść; nawet po to, aby zabrać je do Nory i wrócić. Będziesz najpierw musiał zmienić wodę i dokładnie oczyścić basen. Chociaż… — W tym momencie do łazienki weszła Janet. — Janet, mówiłaś coś o możliwości opróżnienia i ponownego napełnienia basenu ze zbiornika przejściowego. Jak długo trwa pełny cykl?
— Około godziny; pompa jest raczej niewielka.
— W takim razie nie ma na co czekać.
Półtorej godziny później jedynym śladem, jaki pozostał po poruczniku Melvinie Dickeyu, był jego portfel. Janet weszła do mojego pokoju w momencie, gdy przekładałam część jego zawartości do plastikowej torebki, którą mi wcześniej podarowała. Zatrzymałam jedynie gotówkę i dwie karty kredytowe: American Express oraz Maple Leaf. Resztę dokumentów wrzuciłam razem z portfelem do dematerializatora.
Janet nie robiła żadnych niemądrych uwag na temat „obrabowywania trupów”. Nawet gdyby je robiła, nie zwracałabym na to uwagi. Dość już miałam poczucia bezradności spowodowanego totalnym brakiem pieniędzy; czy to w formie kart kredytowych, czy też szeleszczących banknotów. Moja gospodyni wyszła z pokoju, a gdy po chwili wróciła, wręczyła mi dwa razy tyle gotówki, ile do niedawna jeszcze miał przy sobie pewien policjant.
— Oczywiście wiesz, że nie mam pojęcia jak, kiedy i czy w ogóle uda mi się ci to zwrócić — powiedziałam, biorąc od niej pieniądze.
— Nie zawracaj sobie tym głowy, Marjie. Jestem wręcz nieprzyzwoicie bogata. Zresztą posłuchaj, moja droga: rzuciłaś się z gołymi rękoma na człowieka, który mierzył do mnie z pistoletu. To ja jestem twoim dłużnikiem, choć wątpię, czy kiedykolwiek uda mi się odwdzięczyć. Obaj moi mężowie byli obok, lecz to właśnie ty stanęłaś w mojej obronie.
— Nie możesz tak myśleć o chłopcach, Janet. Nie są wyszkoleni tak, jak ja.
— Zauważyłam. Musisz mi kiedyś o tym opowiedzieć. Nadal uważasz, że masz szansę dostać się do Quebec?
— Bez większych kłopotów. Czy Georges zdecydował się jechać ze mną?
— Sądzę, że tak.
Do pokoju weszli obaj mężczyźni. Spojrzałam na zegarek i zwróciłam się do Georgesa: — Zabiłam tego policjanta dokładnie godzinę i czterdzieści sześć minut temu. Nie kontaktował się więc z bazą od mniej więcej półtorej godziny. Najwyższy czas, bym przekonała się, czy potrafię pilotować policyjny energobil… chyba że lecisz ze mną. Wtedy ty będziesz pilotem. Mam nadzieję, iż nie zamierzasz tu zostać i sprawdzić, czy ktoś jeszcze ma ochotę cię aresztować? Ja w każdym razie wyjeżdżam natychmiast.
— Wyjedźmy stąd wszyscy — zaproponowała nagle Janet.
— Świetny pomysł! — uśmiechnęłam się do niej szeroko.
— Janet, naprawdę chcesz to zrobić? — spytał Ian.
— Właściwie… nie mogę — powiedziała to ze ściśniętym gardłem. — Nie zostawię przecież Kociej Mamy i jej dzieci. A Czarna Piękność, Demon, Gwiazda, Rudy…? Moglibyśmy zamknąć dom. Nic by się nie stało. Tylko co ze zwierzętami? Przecież to część rodziny, nie mogę ich tak po prostu zostawić! Nie potrafiłabym!
Nie było tu nic do dodania, więc milczałam. Najgłębsze czeluście piekielne zarezerwowane są dla tych, co nie dbają o swoje zwierzęta, szczególnie o koty. Szef powtarza mi zawsze, że jestem sentymentalna. I nie myli się.
Wszyscy czworo wyszliśmy przed dom. Zapadał właśnie zmierzch. Nagle uświadomiłam sobie, iż przyjechałam tu zaledwie wczoraj. A wydawało się, że minął co najmniej miesiąc. Mój Boże, przecież niewiele więcej, jak dwadzieścia cztery godziny temu byłam jeszcze na Nowej Zelandii!
Energobil stał w ogrodzie warzywnym. Gdy zobaczyła to Janet, z jej ust wydobył się potok określeń, o których znajomość nigdy jej nie podejrzewałam. Pojazd miał zwyczajny, przysadzisty kadłub antygrawitatorowca. Był niewiele mniejszy od tego, który miała moja rodzina na South Island. Moja była rodzina. Myślałam teraz o niej bez cienia żalu. Miejsce Grupy Davisona w moim sercu zajęła Janet i jej mężowie. Cóż, donna e mobile. W tej chwili najbardziej jednak pragnęłam znaleźć się gdzieś blisko Szefa. Tęsknota za ojcem, którego nie miałam? Być może. Nie miałam zamiaru roztrząsać przyczyny.
— Pozwól, że obejrzę tego rzęcha, zanim odlecicie — powiedział Ian. — I tak będziecie jak dzieci we mgle.
Otworzył luk i wskoczył do środka. Po chwili był już z powrotem na zewnątrz.
— Ogólnie rzecz biorąc można nim latać — rzekł z namysłem. — Jest jednak kilka problemów. Po pierwsze, to pudło wyposażone jest w transponder identyfikacyjny. Najprawdopodobniej ma też aktywną radiolatarnię, chociaż nie mogłem jej znaleźć. Napęd jest wyczerpany w sześćdziesięciu dziewięciu procentach, możecie więc zapomnieć o dotarciu tym do Quebec. Wszystkie systemy w porządku. Nie wspomniałem jednak jeszcze o najgorszym. Terminal pokładowy wzywa porucznika Dickeya.
— Więc zignorujemy jego wezwania.
— Oczywiście, Georges. Tylko że po tej sprawie z Ortega w ubiegłym roku większość policyjnych energobili została wyposażona w zdalnie sterowany system autodestrukcji. Szukałem czegoś w tym rodzaju. Gdybym znalazł, rozbroiłbym świństwo. Ale nie znalazłem. Nie znaczy to bynajmniej, że go tam nie ma.
— Trudno — wzruszyłam ramionami. — Nie raz już ryzykowałam, jeśli było to konieczne. Zresztą i tak musimy pozbyć się tej kupy złomu. Trzeba ją wysłać dokądkolwiek. Georges, wskakuj do środka.
— Nie tak prędko, Marjie! Latadła to moja specjalność. To jest wyposażone w autopilota; standardowy, wojskowy AG. Proponuję więc wyprawić maszynę pustą… powiedzmy na wschód. Powinna rozbić się, zanim dotrze do Quebec. W ten sposób policja będzie przekonana, iż próbowałeś uciec, Georges. Tymczasem będziesz siedział bezpiecznie w Norze.
— Nic z tego, Ian. Mówiłem już, że nie zamierzam ukrywać się w żadnej dziurze. Zgodziłem się towarzyszyć Marjie, ponieważ ktoś musi się nią opiekować.
— Jeżeli już, to ona będzie bronić ciebie.
— Nie mówiłem, że będę jej bronił. Użyłem słowa „opiekować się”.
— Na jedno wychodzi.
— Niezupełnie.
— Ian — przerwałam im — czy maszyna da radę dolecieć do Imperium?
— Według wskazań urządzeń pokładowych — tak. Nadal jednak twierdzę, że nie powinniście do niej wsiadać. To zbyt niebezpieczne.
— Zmieniłam zamiary — odrzekłam. — Zaprogramuj autopilota tak, aby leciał cały czas na południe z maksymalną prędkością. Jeśli nie uaktywni się autodestruktor, strąci go wasza straż graniczna albo zrobią to nad Imperium. W najgorszym wypadku rozbije się po wyczerpaniu Napędu. Tak czy owak, pozbędziemy się go raz na zawsze, nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
— Zrobione! — powiedział z nieukrywanym entuzjazmem Ian, wskakując do środka. Po chwili usłyszeliśmy ciche buczenie antygrawitatorów i pojazd zaczął się powoli unosić. Był już dwa lub trzy metry nad ziemią, gdy Ian ponownie stanął w otworze luku. Zeskoczył prosto na grządkę cebuli.
— Nic ci się nie stało? — spytałam, pomagając mu wstać.
— Wszystko w porządku. Popatrz w górę!
Policyjny energobil szybko oddalał się na wschód. Nagle skręcił na południe, odbijając ostatnie promienie zachodzącego słońca, po czym przyspieszył gwałtownie i zniknął nam z oczu.
Читать дальше