— Możesz sobie darować, Otah — odparłem dość ostro. — Wiem o raportach. Wiem, że dostajesz swoją czarnorynkową elektronikę od Konfederacji w zamian za informacje o takich facetach jak ja.
Roześmiał się nerwowo. — Ależ Qwin! To niedorzeczne!
— Przeciwnie, to prawda… i ty o tym wiesz, ja o tym wiem i nawet Dylan wie o tym. Otah, ta sprawa cię przerosła, jest znacznie poważniejsza od kontrabandy. Muszę się z nimi skontaktować. I muszę to zrobić teraz, świadomie, i z zachowaniem pełnej wiedzy i pamięci z tej rozmowy. Rozumiesz?
— Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym mówisz.
— Koniec z gierkami! — warknąłem. — Jeśli chcesz ten kanał łączności zachować dla siebie, to w porządku. Są jeszcze inne możliwości. Ale przyrzekam ci, że wylądujesz bardzo szybko na Momrath za stwarzanie mi trudności. Jestem w ścisłym kręgu współpracowników Waganta Laroo. Jedno słówko o twojej działalności przemytniczej i nie zorientujesz się nawet, co ci się przydarzyło.
Zakrztusił się i z trudem przełknął ślinę. — Nie zrobiłbyś tego.
— Bez wahania. A teraz skończ już z tą szkolną zabawą. Musimy żyć w przyjaźni; dzięki temu dostawałeś zresztą swoją dolę. Wykorzystałeś mnie, a to oznacza, że ja cię teraz mogę wykorzystać… albo odrzucić jak śmiecia. Co wolisz?
Przełknął ponownie, pokręcił głową i westchnął. — Posłuchaj, Qwin, to nie była sprawa moich osobistych sympatii czy antypatii. Musisz mi uwierzyć. Zawsze cię lubiłem. To był po prostu… cóż, interes.
— Nadajnik, Otah. Rusz się. A ja ci mogę jedynie przyrzec, że jeśli się postarasz i nie będziesz próbował żadnych sztuczek, to nikt się nie dowie. Nie mamy jednak zbyt wiele czasu. Jesteśmy śledzeni i musiałem polecić doktorowi, by usunął nam kilka drobnych urządzeń naprowadzających, które mieliśmy umieszczone pod skórą bez naszej wiedzy. A dzisiaj robimy prawdziwie wielkie zakupy i odwiedzamy wszystkie stare miejsca, do których twój sklep również należy. Jeśli jednak będziemy siedzieć lulaj zbył długo, to na pewno się zorientują, że coś jest nie tak.
Rozejrzał się nerwowo. — Chodźcie na zaplecze — powiedział.
W warsztacie panował jak zwykle bałagan. Ze stosu przeróżnych urządzeń wyciągnął jedno przypominające hełm i podłączył je do czegoś, co wyglądało jak konsola do testowania, i włączył zasilanie.
— Wygląda jak skaner mózgu… z tych większych i bardziej precyzyjnych — zauważyła Dylan, a ja skinąłem głową.
— Bo pewnie i jest czymś takim. Otah, bez używania żargonu powiedz mi jak to działa.
Wzruszył ramionami. — Nie wiem. Transmisja przekazywana jest poprzez antenę na dachu, której używani do normalnej łączności. Przypuszczam, że jest kodowana, przechwytywana przez jakiś przekaźnik na Cerberze i przesyłana na satelitę, a stamtąd gdzieś dalej, ale nie mam pojęcia gdzie. Jedyne, co wiem, to, że ty przychodzisz do mojego sklepu, rozmawiamy, ja czekam, aż zostaniemy sami i mówię — powiedzmy, że właściwe słowa — po czym przechodzę z tobą na zaplecze i włączam to urządzenie. Ty wkładasz to na głowę i zapadasz na kilka minut w trans. Potem je zdejmujesz i wychodzisz, ja cię zauważam, rzucam jakąś uwagę, ty podchwytujesz temat, zupełnie jakbyś nie wychodził ani na moment.
Pokiwałem głową. — W porządku. Wracaj do sklepu. Zawołam cię, kiedy mi będziesz potrzebny. Dylan może stać na straży.
— To mi odpowiada — powiedział nerwowo i wyszedł.
Obejrzałem dokładnie hełm. — To uproszczona wersja takich, jakie używają w Klinice Służb Bezpieczeństwa — powiedziałem. — Przypomina skaner, tyle że służy do przesyłania informacji.
— Nie sądziłam, że to możliwe — powiedziała. — Nikt oprócz ciebie nie byłby w stanie z tego skorzystać.
— Na to wygląda. Proszę, nie denerwuj się, kiedy zapadnę w trans. Nie interweniuj. Możesz pójść do sklepu, jeśli zechcesz… chciałbym uniknąć wszelkich przerw w łączności. Kiedy skończę, będziemy wiedzieli, jak się rzeczy mają.
— Qwin, a kto jest po drugiej stronie?
Westchnąłem. — Prawdopodobnie komputer. Typu quasi-organicznego. A na samym końcu… ja.
I tak właśnie wygląda obecna sytuacja. Mam nadzieję, iż dokonasz oceny tej informacji i przekażesz ją Operatorowi już teraz, nie czekając na raport końcowy, który naturalnie złożę… o ile będę w stanie.
Następuje łagodna przerwa, jak gdyby ustał szum w eterze. Nagle głos… nie, nie głos, lecz jego wrażenie formuje się w mym umyśle.
— Poinformuję go, że ten raport powinien być przeczytany — mówi komputer — ale nie dodam, że jest on niekompletny. Decyzję podejmie sam.
— To mi odpowiada — odpowiadam komputerowi. — Jak długo to potrwa?
— Nie wiadomo. Jest zaabsorbowany sprawozdaniem z Lilith i odmówił natychmiastowego przyjęcia tego raportu. Być może jedną dobę.
— Jak tedy nawiążę następny kontakt? Nie mogę przyciągać uwagi osób niepowołanych do tego miejsca.
— Skontaktujemy się z tobą. Nie martw się.
— Łatwo ci to mówić. Jesteś tylko maszyną i nie siedzisz tutaj ze stryczkiem na szyi.
KONIEC TRANSMISJI. WYDRUK, CZEKAĆ NA DALSZE INSTRUKCJE.
* * *
Obserwator zdjął hełm i zagłębił się w fotelu, wyglądając na wycieńczonego i tak się zresztą czując. Siedział przez kilka minut bez ruchu, nie patrząc na nic konkretnego, jak gdyby miał trudności ze skupieniem myśli i zapanowaniem nad samym sobą.
— Ponownie jesteś poirytowany — odezwał się komputer.
On tymczasem wskazywał palcem w przestrzeń. — Czy to jestem ja tam na dole? Czy to jestem rzeczywiście ja? Czy to ja pozostaję w tak romantycznym związku, czy to ja jestem tak szalony i tak ambitny?
— To ty. Wszystko na to wskazuje.
Roześmiał się. — Tak. Analiza kwantytatywna. Wszystko sprowadzone do porządnych, eleganckich liczb i symboli. Przyjemnie jest być komputerem i nie przejmować się tym, że wszystko, co myślałeś i wszystko, w co wierzyłeś, zarówno w odniesieniu do siebie samego, jak i społeczeństwa, zostało zdeptane i poszarpane, kawałek po kawałku.
— Obaj jesteśmy jedynie sumą naszych programów — powiedział komputer. — Niczym więcej… i niczym mniej.
— Programy! A zresztą, szkoda słów. Nie jesteś w stanie tego pojąć. Zastanawiam się, czy w ogóle ktokolwiek jest. Nikt nigdy przedtem nie musiał przez to przejść… i nie powinien w przyszłości.
— Niemniej, dowiedzieliśmy się bardzo dużo. Gdyby nawet zlikwidowano jednostkę cerberyjską, to i tak bylibyśmy daleko w przodzie. Wiemy bowiem teraz, w jaki sposób programowane są roboty. Wiemy, że miejsce kontaktu pomiędzy obcymi i Rombem znajduje się wewnątrz orbity księżyców Momratha. Jesteśmy w stanie zadać tym robotom cios, mimo iż nie rozwiązaliśmy całej zagadki.
— Nie mam zamiaru rekomendować usmażenia całego Cerbera! — rzucił ostro. — W każdym razie jeszcze nie teraz.
— Nie sądzisz, iż praktyczniej byłoby uderzyć w stację kosmiczną i w Wyspę Laroo, niż zabijać jednego z Władców czy nawet wszystkich czterech?
— Tak, być może masz rację. Ale jeśli tak to przedstawię w raporcie, to i tak zarekomendują likwidację całej planety. Jak zauważył Laroo, mogłoby to sprowokować konfrontację… i wyeliminowałoby zagrożenie ze strony robotów. Bez Cerbera nie mogliby przecież im programować prawdziwych umysłów.
— Dlaczego się wahasz? Normalnie nie zastanawiałbyś się wiele przed podjęciem podobnego kroku.
— Dlaczego…? — Zamilkł na moment. — Tak, dlaczego się waham? — zapytał sam siebie na głos. — Cóż to dla mnie znaczy?
Читать дальше