— Chyba nie. Nie pamiętam — odpowiedziałem szczerze.
— W bardzo rzadkich, nietypowych przypadkach transferu osobowości występują bardzo dziwne zjawiska. Jeśli kontrolujemy transfer pomiędzy dwoma umysłami i przerwiemy ten proces w ściśle określonym momencie, dane z obydwu umysłów znajdą się jednocześnie w obydwu mózgach, że się tak wyrażę. Miejsca mamy w nich aż nadto, jak wiesz. Dwoma zasadniczymi rezultatami takiej sytuacji mogą być albo stopienie się tych danych w jedną osobowość, po pewnym okresie ostrego kryzysu tożsamości, albo wyklarowanie się dwóch pełnych, oddzielnych osobowości w jednym ciele, występujących w nim na przemian. Precyzyjne określenie właściwego momentu, konstrukcja psychiczna i fizyczna i tym podobne są tutaj sprawami kluczowymi, a wynik nie jest pewny.
— Coś chyba słyszałem na ten temat. Podczas instruktażu, tuż po przybyciu.
Skinął głową. — Bardzo rzadkie przypadki… ale możemy tego dokonać w laboratorium. Problem polega na tym, że istnieją znaczne różnice w budowie fizycznej pomiędzy poszczególnymi osobnikami, a tolerancja czasowa jest bardzo niewielka, by zyskać jakikolwiek rezultat, nie mówiąc już o pożądanym. A margines błędu jest minimalny. Udawało nam się czasami uzyskać stopienie się rozdwojonych jaźni, ale niewiele ponadto. Proces jest nieodwracalny, a jego skutki trwałe.
— I co to wszystko ma wspólnego z Dylan?
— No cóż, jeśli odrzucimy możliwość odkrycia odpowiedniej formy telepatii, jedynym sposobem przekonania jej — o ile w ogóle jesteś szczery, a jej obawy rzeczywiście bezpodstawne — jest próba przeprowadzenia czegoś na podobieństwo opisanego przeze mnie procesu. Poddanie go kontroli i powstrzymanie transferu tuż przed wystąpieniem owego rozdwojenia. Pozwoli to na silne odbicie osobowości jednej osoby w umyśle drugiej. Przypominać to będzie sięgnięcie do najgłębszych myśli i tajemnic drugiej osoby, co zresztą jest powodem, dla którego tak niewiele osób ma odwagę, by się temu poddać. Żadnych tajemnic, kropka. Absolutnie żadnych. Jeśli jednak dokona się tego precyzyjnie w czasie, po kilku tygodniach to wszystko przyblaknie, pozostawiając jedynie oryginalną osobowość i intymną znajomość tej drugiej osoby. Gdybyśmy mogli to przeprowadzić z wami, ona wiedziałaby, byłaby bowiem wewnątrz twojej głowy, że tak powiem, i nie byłoby już miejsca na wątpliwości — jeśli ty rzeczywiście, gdzieś bardzo głęboko, nie ukrywasz powodów dla takich wątpliwości. Przez krótki czas, co najmniej kilka dni, miałaby pełny dostęp do twego umysłu, do twej pamięci i do osobowości mieszczącej się w twojej głowie… a ty do jej.
Zagwizdałem. — To całkiem poważny problem. Bo czyż ja sam wiem tak naprawdę, czego chcę i co czuję?
— No właśnie. Zdajesz sobie sprawę z ryzyka. A istnieje i dodatkowe. Dla autentycznej skuteczności precyzyjne określenie momentu przerwania procesu jest sprawą kluczową, a jak już powiedziałem, występują tutaj trudne do określenia czynniki indywidualne, czyniąc to wszystko w jakimś stopniu zależnym od kwestii wyczucia. Zarówno stopienie, jak rozdwojenie są realną możliwością.
— Rozumiem. Jakie więc są szansę, że coś pójdzie nie tak jak trzeba?
— Szczerze mówiąc, pół na pół.
Westchnąłem. — Rozumiem. A tak na wszelki wypadek, gdybym się zdecydował i Dylan także byłaby skłonna, ile czasu potrzebowalibyśmy na przygotowanie się? O ile wcześniej musielibyśmy znać termin?
— Co najmniej jeden dzień. Lepiej byłoby, gdyby to było kilka tygodni, bo musiałbym przecież odwołać wiele sesji terapeutycznych, ale rzecz warta jest przeprowadzenia. Od bardzo dawna nie wykonywałem podobnej operacji.
— A ile razy to przeprowadzałeś w czasie swej dwudziesto czy trzydziestoletniej praktyki?
Zastanawiał się chwilę. — Sądzę, że cztery razy.
— A ile razy zakończyło się to sukcesem?
— To sprawa względna. Dwukrotnie sukces był pełny i dwukrotnie zakończyło się to tym stanem, o którym wspominałem. Z tych dwu przypadków, w których się udało, jedna para stała się najbliższym sobie duetem, jaki spotkałem w życiu; wydawało się, iż osiągnęli nirwanę.
— A druga?
— Znienawidzili się nawzajem. Ale to częściowo z mojej winy. Nie dotarłem dostatecznie głęboko do psychiki jednego z nich.
— Musimy się nad tym zastanowić — powiedziałem. — To poważny krok. A ja nie mogę teraz pozwolić sobie, by coś pomniejszyło możliwości mojego umysłu.
Skinął głową. — To zrozumiałe. Wspomnę jednak coś, co może okazać się przydatne, a może nie. Urządzenia do skanowania mózgu mają już wcześniej zapisane w swej pamięci układy, których szukają i uwzględniają one elektryczne i chemiczne odchylenia wynikające z wymiany ciał. Jest to kwestia punktów podobieństwa, tak jak w przypadku odcisków palców. Jeśli znajdą dwadzieścia punktów podobieństwa, stwierdzają, że to ty. W przypadkach, o których wspominałem, a dotyczy to okresu kilku dni, maszyny skanujące rozpoznają owe punkty w obydwu mózgach. Od lat już miałem ochotę wykorzystać tę sytuację. Być może teraz ty to uczynisz.
Popatrzyłem na niego z ukosa i nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. — Ty stary, anarchistyczny draniu!
— Wszystko jest znów takie jasne i przejrzyste — powiedziała Dylan w drodze powrotnej. — Człowiek nie ma pojęcia, w jakim natężeniu widzi i słyszy organizmy Wardena dopóki — po raz pierwszy w życiu — nie zostanie pozbawiony z nimi kontaktu. To jakby być ślepcem i nagle przejrzeć.
Tylko w części byłem zdolny to docenić. To prawda, iż ja sarn byłem świadom ich obecności i mogłem czuć je i słyszeć, kiedy się skoncentrowałem, ale stały się one dla mnie czymś, co po prostu tam było; czymś, o czym w ogóle nie myślałem. Nie zauważa się przecież szumu morza, ale gdyby ucichł, natychmiast dotarłoby to do naszej świadomości.
— Musisz jednak teraz bardzo uważać — ostrzegła mnie. — Możesz się przebudzić któregoś ranka jako matka.
Roześmiałem się i pocałowałem ją. — Nie przejmuj się tym. Jestem w stanie odzyskać swe ciało zawsze, kiedy zechcę.
Rozmawialiśmy o wielu sprawach, a wśród nich o radykalnych pomysłach Dumonii.
— Byłbyś skłonny to zrobić? — spytała. — Dla mnie?
— Jeślibyś tego chciała i byłoby ci to potrzebne — zapewniałem ją. — O ile, naturalnie, uda nam się przeżyć kilka najbliższych dni.
Przytuliła się do mnie. — W takim razie nie musimy tego robić. Wystarczy mi, że wiem, iż jesteś na to gotów, dla mnie, mój ty partnerze.
— I wielbicielu — uzupełniłem, przyciskając ją mocno do siebie.
Sklep Otaha nic się nie zmienił; on sam też zresztą nie. Nie widział mnie od dłuższego czasu i robił wrażenie zaskoczonego i zarazem uradowanego moim pojawieniem się, choć widok Dylan wyraźnie go nie ucieszył. Zebrał się w sobie i podszedł do nas.
— Qwin! Co za wspaniała niespodzianka! A już uważałem cię za zmarłego!
— No jasne — odpowiedziałem oschle i ruchem głowy wskazałem Dylan. — A to moja żona, Dylan Kohl.
— Twoja żo… A niech mnie wszyscy diabli! I pomyśleć, że spotkaliście się po raz pierwszy właśnie tutaj.
— Nie — powiedziała Dylan. — To był ktoś inny, tylko ciało jest to samo.
Informacje te najwyraźniej go zaskoczyły, co wziąłem za dobry znak. Znaczyło to, iż Otah nie ma pojęcia o treści moich raportów, w przeciwnym bowiem razie wiedziałby o Dylan, Sandzie i całej reszcie. Nie podsłuchiwał więc… albo też nie miał takich możliwości.
— Czym wam mogę służyć w ten uroczy dzień? — spytał sympatycznie, a ja dostrzegłem, iż za tą tłustą twarzą kryje się mózg, który usilnie pracuje nad tym, jak wydusić od nas jakiś materiał nadający się na treść raportu.
Читать дальше