Rozmowa była skończona, ale ja nie byłem z niej zadowolony i zupełnie nie miałem apetytu. Bogen, który mi dotrzymywał towarzystwa, robił wrażenie zadowolonego z siebie, dzięki czemu odgadłem, skąd wyszedł ten ostatni pomysł. Po obiedzie wezwano nas ponownie przed oblicze owych pięciu osobistości, tym razem już zupełnie bez żadnych zbędnych ceremonii.
— W porządku — zaczął Laroo — tę rundę wygrałeś. Skontaktowaliśmy się z pięcioma najwybitniejszymi fachowcami z tej dziedziny, włącznie z waszymi, i dwóch z tej piątki zgodziło się z tobą, podczas gdy pozostała trójka nie miała pewności. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie mogę teraz ryzykować twojej osoby. Rozważałem też przez moment wykorzystanie twojej żony; naprawdę byłaby to bardzo nieskomplikowana procedura.
Zesztywniałem cały, ale nie odezwałem się ani słowem.
— Jednakże Dumonia powiedział, że zrobiłoby to z ciebie pierwszej klasy mordercę ze skłonnościami samobójczymi, co byłoby równoznaczne z koniecznością natychmiastowej likwidacji twojej osoby. Ciągle zresztą uważam to za atrakcyjny pomysł… i musisz brać pod uwagę fakt, że nigdy nie będziesz wiedział, czy i kiedy zdecyduję się go przeprowadzić… ale teraz tego jeszcze nie zrobię. Chodzi o to, że taki typ mózgu jak twój zdarza się tu bardzo rzadko i dlatego znajduję go zarówno fascynującym, jak i użytecznym.
— Nie mówiąc już o tym, że gdybyś wykorzystał Dylan, wiedziałbym o tym już podczas pierwszej wymiany, o ile bym tę wymianę przeżył.
Westchnął. — Tak, to jest istotny powód. Wiesz, co chcę przez to powiedzieć? Że rozumujesz prawidłowo. A ponieważ rozumujesz prawidłowo, skłaniam się ku daniu ci szansy. Mam zamiar pozwolić ci spróbować.
Odprężyłem się. Druga wielka przeszkoda pokonana. — Kiedy?
— Tak szybko, jak to tylko możliwe. Normalnie podniósłbym tę sprawę podczas co półrocznego spotkania Władców Diamentu, które ma miejsce pojutrze, ale teraz, kiedy odszedł Kreegan, nie stać mnie już na luksus komisyjnego podejmowania decyzji. I tak zazwyczaj to on je podejmował. Choć we właściwym czasie zamierzam tę sprawę jednak podnieść. — Wstał, dając mi do zrozumienia, iż to już koniec posłuchania.
— Moja żona — przypomniałem. — Zaliczka.
Zawahał się, po czym westchnął. — Zgoda. Skontaktuj się z Dumonią po powrocie na brzeg. Załatwię wszystko przez niego. Zrób, to co trzeba, szybko. Jednak rozkazy psychiczne i cała sieć pozostaną. Rozumiesz? I zależność finansowa. Jeśli jeszcze kiedyś zechce odejść od macierzyństwa, to tak to załatwię, że będzie błagać o litość… i ty też. Jej życie i twoje własne jest teraz w twoich rękach. Jedna nielojalność, jedno potknięcie któregokolwiek z was, jedno zboczenie z obowiązującego kursu — nawet jeżeli wynikające z czegoś znajdującego się poza waszą kontrolą — i oboje jesteście martwi i sami będziecie o tę śmierć błagać. Rozumiesz?
Kiwałem z powagą głową, zauważając jednocześnie zjadliwość i złość kryjące się w tonie jego głosu. Posiadał on w sobie coś ostrego i lodowatego, czego wcześniej nie było. Zrozumiałem, że teraz mam do czynienia z prawdziwym Wagantem Laroo i że w dziwny sposób zwiększa to moje szansę. Mógłbym go rozpoznać, gdybym był uważny. Mógłbym go odnaleźć w pokoju pełnym jego sobowtórów. Ci inni, ci pierwsi, byli cholernie dobrymi aktorami, ale czułem, iż ten rodzaj ukrytej emocji, z jakim teraz miałem do czynienia, jest czymś unikatowym i charakterystycznym tylko dla tego jednego człowieka.
Bogen nagle przybladł w moich oczach jako godny przeciwnik. Widziałem, jak kurczy się w mym umyśle do rozmiarów drobnego szefa ochrony. Wagant Laroo był natomiast najbardziej mrożącym krew w żyłach człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Ani przez moment nie potraktowałem lekko jego groźby i jego zdolności do jej przeprowadzenia.
Rozdział siedemnasty
PSYCHOLOGIA KREATYWNA I CZAS PROPOZYCJI
Ciągle nie mogę uwierzyć, że tego dokonałeś — powiedziała Dylan w drodze do Dumonii. — Mój Boże, Qwin! W ciągu jednego zaledwie roku od przybycia udało ci się omotać wysoko postawioną osobistość, zostać prezesem firmy, wślizgnąć się do najtajniejszej operacji, a teraz spowodowałeś, iż uchylono wyrok… i to wyrok całkiem jeszcze świeży!
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się, ale cień który pojawił się w trakcie moich działań i nad którym nie miałem żadnej kontroli nie dawał mi spokoju.
— Niemniej, znajdujemy się dopiero w połowie drogi. Najtrudniejsza jej część jest jeszcze przed nami, a ten Laroo wielce mnie niepokoi. Dylan, patrząc na niego, odczuwałem prawdziwy lęk, prawdziwe niebezpieczeństwo. Ci Czterej Władcy są najlepsi w swoim rodzaju, stanowią najwyższy etap ewolucji. Cała idea Rombu Wardens to najgłupsze chyba pociągnięcie ze strony Konfederacji. Teraz to widzę. Umieścili przecież w jednym miejscu absolutnie najlepszych, najbardziej genialnych przestępców-psychopatów. Ten, który jest w stanie przeżyć tego rodzaju walkę, musi być doskonałością w swoim rodzaju — skończenie inteligentny, całkowicie amoralny i zupełnie bezwzględny. A Laroo pomyślał o wszystkim, co tylko możliwe, by mnie omotać, kiedy z nim rozmawiałem, i sądzę, że wie, a przynajmniej podejrzewa, jakie są moje zamiary.
— Ale przecież udało ci się uniknąć zastawianych przez niego pułapek — zauważyła — i on zgodził się na twoje propozycje. Jeśli jest tak dobry, dlaczego to uczynił?
— Chyba wiem dlaczego. Rozważ jego sytuację. Jego największą słabością jest lęk, że w każdej chwili ta ogromna władza, którą posiada, może mu być odebrana. Ten lęk był tam już przedtem, ale teraz, wraz z likwidacją jednego z Czterech Władców, stał się obsesją. Najlepsze mózgi na Cerberze pracują nad ostatecznym rozwiązaniem problemu. Włącznie z tą Merton, która być może jest jedną z najlepszych w galaktyce. A mimo to nie mogą sobie poradzić. Operacja Feniks jest mu więc konieczna i niezbędna. Dlatego nawet licząc się z możliwością ewentualnej zdrady, zgadza się na mój udział. Nie ma wyboru. Jedyne, co może zrobić, to pozwolić mi działać, wykorzystując Merton i innych przeciwko mnie w nadziei, że rozwiążę ten problem dla niego. To wyzwanie najwyższego rzędu. On stawia własne ego przeciwko mojemu, licząc, iż przechytrzy mnie, nim ja zdołam przechytrzyć jego.
— Czy jesteś pewien, iż on wie, że ty coś planujesz?
Skinąłem głową. — Wie. Jak powiedział Bogen, my, profesjonaliści, mamy instynkt. Podobny do tego, na którym ty polegałaś podczas polowań na borki. Wie, bo rozumie, czym to się może skończyć. Kiedy dostarczę to, czego oczekuje, moja obecność może stanowić jedynie zagrożenie, nie przynosząc żadnych korzyści. Obaj to rozumiemy. Wie, że będę zmuszony wyciąć jakiś numer i liczy na to, że domyśli się, na czym on miałby polegać. Stąd to danie mi nieco luzu, stąd zgoda na moje warunki. To wszystko zresztą nie będzie miało znaczenia… jeśli potrafię dostarczyć mu rozwiązanie.
Popatrzyła na mnie. — A potrafisz?
Wzruszyłem ramionami. — Nie mam najmniejszego pojęcia. To będzie zależeć od Otaha i od mojego brata, i od Kręgi, i od tych, którzy są nad Kregą. W końcu jestem zmuszony wierzyć, że to oni potrafią znaleźć rozwiązanie tego problemu.
Pokiwała głową i zaczęła wyglądać przez okno taksówki powietrznej.
Wkrótce znaleźliśmy się w gabinecie Dumonii. Laroo nie marnował czasu — szczególnie że widział Skrytobójców w każdym kącie; i pewnie miał rację — bo wszystko już było przygotowane.
Читать дальше