Myślał przez chwilę nad moimi słowami. — Za duże ryzyko.
— Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, to ryzyka nie ma. Już przecież wiedzą, że Cerberejczycy zajmują się programowaniem i niepotrzebny jest tutaj żaden superdetektyw, żeby domyśleć się, iż muszę to robić na stacji kosmicznej i na wyspie. Ja im dostarczam jedynie przekonywający scenariusz, który pozostaje w zgodzie z moimi poprzednimi raportami i z tym, co już sami wiedzą. Do nich należy wybór. Albo zgodzą się na ten plan i dadzą mi rozwiązanie — jeśli je mogę uzyskać — albo odmówią, bo stanowię zbyt duże ryzyko w przypadku informacji takiego kalibru. Ja ich znam. Tak długo jak są przekonani, że w razie czego są dość silni, by rozwalić całą tę planetę, zgodzą się. Przynęta będzie nie do odrzucenia.
— Załóżmy, że się zgodzą. Co stanie się z Cerberem, jeśli nie dotrzymasz umowy?
— My posiadamy klucz, a to rozwiązuje problem. Poza tym… no cóż, zadbałbym o bezpieczeństwo swojej żony i własne, a w końcu może i uzyskał własne roboty. Jeśli Konfederacja wykona jakiś ruch mający na celu rozpylenie Cerbera na atomy, zostaniemy o tym ostrzeżeni dostatecznie wcześnie. Nie podejmuje się łatwo tego rodzaju decyzji, tak że zawsze jeszcze będzie czas, by poprosić o pomoc tych obcych.
— A jeśli oni jej nie udzielą?
— To przynajmniej my uciekniemy.
Zastanawiał się teraz trochę dłużej. — To, co mówisz, jest prawdą… ale pewnie nie do końca. Moim zmartwieniem jest to, że — bez twojej zresztą wiedzy — to wszystko jest subtelną intrygą snuta przez Konfederację.
— Hm? A niby co ja mógłbym zrobić tobie?
— Ty — nic. Przypuśćmy jednak, że robią to wszystko, by uzyskać pozwolenie zniszczenia całej planety. Przypuśćmy, że tak naprawdę to o to im właśnie chodzi — bezpośredni powód, z którym mogą się udać do tych swoich Rad. Ich podstawowym i być może jedynym celem jest natomiast wyciągnięcie tych obcych z ukrycia. Być może chcą to osiągnąć poprzez zniszczenie Cerbera; a my nie mamy żadnych gwarancji, że obcy zechcą nas chronić, czy że w ogóle są do tego zdolni. Wydaje mi się bowiem, że gdyby byli w stanie pokonać Konfederację sami przy pomocy siły, to my do niczego nie bylibyśmy im potrzebni.
Była to myśl dość przygnębiająca i to na dodatek taka, która mi wcześniej nie przyszła do głowy. Biorąc pod uwagę, jak podstępni byli moi szefowie, czyżby rzeczywiście to był ich cel? Niewątpliwie to mógł być ich cel ostateczny, wykurzenie obcych z ukrycia, ale nie podobała mi się myśl, że to ja właśnie miałem być instrumentem jego urzeczywistnienia.
— Tak, to możliwe. I istnieje ryzyko. Przyznaję, że ogromne ryzyko. Ale co jest bardziej ryzykowne? Zaniechanie prób, rezygnacja z rozbicia tego kodu użytego przy programowaniu i czekanie, aż zajmą się nami? Bo w końcu to zrobią. Obaj o tym wiemy. Jeśli natomiast Konfederacja się zgodzi, to przynajmniej będziemy mieć jakąś szansę — wszyscy.
Bogen westchnął i pokręcił głową, a cała jego wojowniczość gdzieś zniknęła. — Wiesz, że to jest zbyt poważna decyzja, bym mógł ją podjąć samodzielnie. Muszę przerzucić całą odpowiedzialność na Laroo. Ty zresztą też.
— To mi odpowiada.
Powiadomiłem załogę, że pozostaną tutaj co najmniej przez najbliższą noc i przesłałem Dylan pokrzepiające wiadomości przy pomocy bardzo prostego kodu. Nie przejmowałem się tym, czy ludziom Bogena uda go się odcyfrować czy też nie; jeśli bowiem on sam nie wiedział już wcześniej czegoś o mnie i o mojej naturze, to nie zasługiwał na miano profesjonalisty.
Potem czekałem, aż Bogen skontaktuje się ze swoim szefem. Wreszcie wrócił.
— W porządku — powiedział — będzie jutro po południu. Wcześniej nie może. Masz tu zostać jako jego gość i czekać, aż cię wysłucha i podejmie ostateczną decyzję.
— A co z moją żoną? — spytałem zaniepokojony. — Pamiętasz przecież, że nie ma żadnego kredytu.
— Jutro zajmą się nią moi ludzie. A potem, cóż, zobaczymy. Nie zapominaj, że i twoja, i jej przyszłość wisi teraz na włosku.
Jakbym nie wiedział! Jednak nie było już odwrotu. — Skoro już jestem albo martwy, albo dopuszczony do spółki, to czy mógłbym obejrzeć jeden z tych cudów wszechświata?
Zastanawiał się przez moment. — Naturalnie. Dlaczego nie. Chodźmy.
Zjechaliśmy na dół jedną z tych przezroczystych wind, o wiele poniżej poziomu zerowego, głęboko w pień głównego drzewa.
Laboratoria były nowoczesne i robiły duże wrażenie. Po drodze natknąłem się na kilku pracowników Tookera, którzy zatrzymali się i pozdrawiali mnie serdecznie, ale Bogen nie był w nastroju, który pozwoliłby mu patrzeć spokojnie, jak odnawiam stare przyjaźnie.
W samym centrum znajdowało się niesamowite laboratorium złożone z dwóch części. Z jednej strony wyposażone w system monitoringu i panel kontrolny nieznanej mi konstrukcji i z rzędu niewielkich kabin wzdłuż całej ściany z drugiej. Młoda i bardzo atrakcyjna kobieta z długimi czarnymi włosami opadającymi na tradycyjny fartuch laboratoryjny sprawdzała wydruki z jakiejś maszyny w momencie, w którym tam weszliśmy. Zerknęła w naszym kierunku, a rozpoznawszy Bogena, wstała, żeby się z nami przywitać.
— Przedstawiam ci najlepszy umysł Cerbera i jeden z najlepszych w całej galaktyce — oznajmił z dumą Bogen.
Uśmiechnęła się i podała mi dłoń. — Żyra Merton — powiedziała.
Zaskoczony, uścisnąłem jej dłoń. — Qwin Zhang. Powiedziałaś Merton?
Roześmiała się sympatycznie. — Tak. Słyszałeś już to nazwisko?
— No pewnie. Choć zawsze kojarzyło mi się z brodatym starcem z grzywą wzburzonych włosów.
— Prawdę mówiąc, jestem dość stara — odparła z humorem. — Mam prawie sto osiemdziesiąt lat. Powodem, dla którego tu przybyłam przed dziewięćdziesięcioma laty, była nie tylko chęć badania procesu wardenowskiego na Cerberze, ale też i to, że w tamtym czasie był to jedyny sposób, by uratować życie. Niemniej, zapewniam cię, iż jestem i zawsze byłam kobietą.
Ja również się roześmiałem. Była ona bowiem czarującą i zaskakującą odpowiedzią na pytanie, kim naprawdę był Merton.
— Powiedz mi jednak, gdzie słyszałeś moje nazwisko? — spytała.
— Jestem produktem tego, co Konfederacja nazywa Procesem Mertona — odpowiedziałem.
Bardzo ją to zainteresowało. — Chcesz przez to powiedzieć, że rozwiązali te problemy? Sądziłam, iż kosztowało to życie zbyt wielu ludzi i dla zbyt wielu kończyło się szaleństwem, by mogło być stosowane w praktyce. Porzuciłam te badania i zaangażowałam się całkowicie w procesy cerberyjskie. To było — niech pomyślę-jakieś pięćdziesiąt lat temu.
— Cóż, udało im się częściowo rozwiązać ten problem — powiedziałem. — Choć nie zredukowali ilości ofiar.
Wyglądała na rozczarowaną i nawet nieco rozgniewaną. — Niech będą przeklęci! Niech ja sama będę przeklęta! Zawsze najbardziej żałowałam, że udało mi się to zapoczątkować i że przekazałam dane w tak niekompletnej formie. A przecież w tamtych czasach było tu tak niewielu ludzi, tak skromna technologia i uboga struktura administracyjna, że musiałam polegać na dostawach z zewnątrz, by uzyskać znaczące rezultaty. Niemniej, chciałabym kiedyś zbadać cię dokładnie, by stwierdzić, jak daleko udało im się dojść. Obawiam się jednak, że poza tym, o czym powiedziałeś, istnieje już tylko ślepa uliczka.
Zdecydowałem, że nie powiem jej, za jak wielki sukces Konfederacja uważa uzyskane rezultaty. Nie chciałem wyjawiać zbyt wiele, chociażby z szacunku do moich odpowiedników przebywających teraz na Lilith, Meduzie i Charonie.
Читать дальше