Przemawiało teraz przez niego jego wyszkolenie i doświadczenie; intelektualny aspekt jego osobowości. Był jednak i drugi; taki, którego nigdy by u siebie nie podejrzewał, i który ukazał mu się przedtem tylko raz czy dwa razy. W przypadku Lilith w końcu przekonał sam siebie, że to była jedynie aberracja. Był agentem z cywilizacji technologicznej i w społeczeństwie nie technologicznym musiał się zmienić i pójść na pewne kompromisy. Ale Cerber? Tutaj nie było miejsca na podobną wymówkę, A przecież, a przecież… czy to tylko jego bliźniaczy bracia tam, na dole, ulegli tym zmianom?
Niemniej, tylko jedno można było teraz zrobić i on o tym wiedział.
— Jeśli to w jakiś sposób ułatwi twoją decyzję — wtrącił komputer — to informuję, iż eliminacja Cerbera nie zatrzyma operacji z robotami, a jedynie ją opóźni. Tak długo, jak którakolwiek z cerberyjskich odmian organizmu Wardena pozostanie w rękach obcych, może być ona użyta wszędzie wewnątrz systemu. Istnieją pewne wskazówki świadczące o tym, że już została w ten sposób użyta. Równie za wcześnie jest jeszcze na sprowokowanie konfrontacji. Nie mamy dość danych, by rezolucja dotycząca eliminacji sektora mogła przejść przez Radę i uzyskać jej aprobatę. Jedyne, co można by osiągnąć w tej chwili, to rezygnacja nieprzyjaciela z obrony i tym samym eliminacja lub neutralizacja systemu Wardena — prowadząca w rezultacie do utraty wszelkiej łączności z wrogiem.
Rozważał te słowa i dostrzegł ich logikę. — W porządku. Przekaż tę propozycję i resztę danych do Centrali z prośbą o ocenę materiałów i o rekomendację.
— Wykonuję — oznajmił komputer.
Rozdział osiemnasty
PRACE BADAWCZO-ROZWOJOWE I BŁYSKAWICZNE DECYZJE
Poinformowałem Bogena, iż kontakt został zainicjowany i że mogę teraz jedynie czekać na rezultaty. Wiedziałem, że będzie to dla mnie bardzo nerwowy okres. Jedynym jasnym punktem w tym wszystkim była Dylan, która przejawiała taką świeżość i takie ożywienie jak kiedyś. Gdyby nie dyndający stryczek, te następne trzy dni należałyby do najszczęśliwszych i najbardziej satysfakcjonujących z całego mojego pobytu na Cerberze. Jednak, pod koniec trzeciego dnia, otrzymałem telefon od kogoś, kogo nie znałem, i z miejsca, którego nie byłem w stanie odgadnąć. Wiedziałem, że zarówno telefon, jak i całe mieszkanie jest na podsłuchu, ale miałem dziwne wątpliwości co do możliwości wykorzystania tego faktu przez Bogena.
Cała rozmowa odbyła się bez obrazu; jedynie przy pomocy głosu. — Qwin Zhang?
— Tak?
— Twoja propozycja posiada pewne zalety, ale nic się nie da zrobić bez konkretnej fizycznej próbki.
— Wstrzymałem oddech. — Jak dużej?
— Około pięćdziesięciu centymetrów sześciennych tkanki mózgowej i drugie pięćdziesiąt centymetrów tkanki pobranej wyrywkowo z miejsc przypadkowych zupełnie by wystarczyło. Czy to możliwe?
— Zobaczę — odpowiedziałem temu komuś. — Jak mam ci dać znać?
— Będziemy w kontakcie. — Telefon zamilkł. Weszła Dylan. — Kto to był?
— Wiesz kto — powiedziałem. — Najwyższy czas połączyć się z Bogenem za pośrednictwem tutejszego biura ochrony i z ich baraku.
Bogen nalegał na bezpośrednią rozmowę ze mną, wobec czego zrobiłem, jak sobie życzył.
— Skontaktowali się ze mną. Potrzebne im są dwie próbki tkanek.
Skinął głową. — To by się zgadzało. Przewidzieliśmy coś takiego. Ale — tak z ciekawości — jak oni to zrobili? Nie wychodziłeś nigdzie przez cały dzień i nie było do ciebie ani żadnych telefonów, ani przesyłek.
— Zadzwonili. Na mój telefon. Przecież go miałeś na podsłuchu.
Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. — Naturalnie. I telefon, i mieszkanie. Sprawdzę to; jednak nikt z nasłuchu do mnie nie zadzwonił, a należy to do ich obowiązków. Nie podoba mi się to wszystko. Nie powinni mieć takich możliwości… przynajmniej nie tutaj.
Wyłączył się, ale ja rozumiałem jego zaniepokojenie i czekałem w baraku na odpowiedź, która nadeszła zresztą bardzo szybko.
— Sprawdziłeś telefon? — spytałem.
Pokiwał głową. — No jasne. Żadnych połączeń. Przejrzeliśmy także zapisy całego podsłuchu. Chyba nie robisz sobie dowcipów, Zhang? Na tej taśmie nie ma nic oprócz normalnych odgłosów i dźwięków. Żadnych rozmów telefonicznych, chociaż słychać, jak twoja żona wchodzi i pyta: „Kto to był?” i słychać również twoją odpowiedź.
Zagwizdałem. Byłem pod wrażeniem, tak jak i Bogen, tyle że nasz stosunek do faktów nieco się różnił. — Jak więc brzmi odpowiedź?
— Dostaniesz swoje tkanki.
— Czy mam je odebrać, czy sam je dostarczysz?
— Bardzo zabawne. Powinny być odebrane, chociażby po to, żebym mógł zobaczyć, w jaki sposób oni je podejmą.
— Każę natychmiast przygotować łódź — powiedziałem.
— Nie. Jako środek zapobiegawczy i zabezpieczający Przewodniczący Laroo rozkazał, by noga twoja nigdy więcej nie postała na wyspie. Jeśli spróbujesz się na niej pojawić, ochrona usmaży cię na miejscu.
— Tego nie było w umowie! — protestowałem, odczuwając nieprzyjemny chłód w żołądku. — Przecież ja muszę się tam znaleźć, jeśli wszystko ma iść zgodnie z planem.
— Dokonaliśmy w niej pewnych zmian. Sam przyznałeś, iż jesteś Skrytobójcą, a my nie mamy zamiaru lekceważyć twoich zdolności. Nie stać nas na takie ryzyko.
— Ale i tak muszę tam przypłynąć, jeśli mi coś przekażą.
— Nie. Jeśli pojawi się coś materialnego, z czym nie będziemy mogli sobie poradzić, wyślesz swoją żonę. Zawsze to bezpieczniej, skoro ma ona zakodowany rozkaz „nie zabijaj” i na dodatek jest autochtonką.
— Nie chcę jej do tego mieszać! Unieważniam naszą umowę!
Roześmiał się złowieszczo. — W porządku, ale jeśli to jest koniec tej sprawy, to oznacza on również koniec was obojga. Wiedziałeś o tym, kiedy to rozpoczynałeś. Nasze warunki albo koniec. Przyślij ja tutaj dokładnie za dwie godziny.
— No dobrze — westchnąłem. — Zagramy według waszych reguł… na razie. Jedną chwileczkę. Przecież ona teraz jest z powrotem w grupie macierzyńskiej i nie wolno jej podróżować morzem.
— A kto jej niby zabroni? Za pozwoleniem Przewodniczącego Laroo ograniczenie to zostało unieważnione. Jeśli ktoś będzie robił w związku z tym jakieś trudności, powiedz, żeby zadzwonił do mnie.
— Myślałem, że ma zakodowaną niechęć do morskich podróży.
— Kazaliśmy Dumonii to usunąć. To zresztą był drobiazg. A teraz ruszaj. Marnujemy tylko czas.
Rozłączyłem się. Czułem się teraz o wiele mniej pewnie niż poprzednio. Nie podobała mi się ta zmiana reguł.
Jednakże Dylan nie miała nic przeciwko obecnemu układowi. — Nie zapominaj, że tkwimy w tym oboje — powiedziała.
Skinąłem głową i odprowadziłem ją na przystań i na statek. Była bardzo podniecona, bo rzeczywiście kochała morze. Nie było jej jakieś pięć godzin, podczas których z każdą chwilą stawałem się coraz bardziej nerwowy i przejęty. Kiedy wreszcie wróciła, ja ciągle jeszcze się zamartwiałem.
— Nie zrobili ci żadnej krzywdy? — spytałem.
Roześmiała się. — Nie. Przez większą część drogi stałam przy sterze i miałam z tego powodu wiele radości. A tam, no cóż, to wspaniałe miejsce. Wpuścili mnie tylko na kondygnację główną, wręczyli zalakowany i zamrożony pojemnik i odprowadzili z powrotem na przystań.
Przyglądałem się jej podejrzliwie. Czy byłbym w stanie zorientować się, gdyby w jej miejsce przysłali robota? Czy wiedziałbym, gdyby wycięli mi jakiś numer przy pomocy tych ich maszyn psychiatrycznych?
Читать дальше