Arthur Clarke - Kowboje oceanu

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Kowboje oceanu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1978, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kowboje oceanu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kowboje oceanu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Połowa XXI wieku. Były astronauta rozpoczyna nowe życie jako tytułowy kowboj oceanu - inspektor, pracujący na oceanicznej farmie planktonu i wielorybów. Śledzimy jego karierę jednocześnie będąc świadkami całej masy sytuacji, jakie czekają Człowieka w przyszłym podboju oceanu...

Kowboje oceanu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kowboje oceanu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A jesteśmy dopiero w połowie drogi. Zresztą, co to za różnica, skoro ma się odpowiednio wyposażoną łódź? Po prostu dłużej się płynie w dół i dłużej się wypływa. Te łodzie miałyby zapas bezpieczeństwa nawet na dnie Rowu Filipińskiego.

— Tak, to prawda, ale nie próbuj mnie przekonać, że nie ma różnicy psychologicznej. Czy ty nie czujesz ciężaru dwóch mil wody nad sobą?

Takie pobudzenie wyobraźni było jak na Dona zupełnie niezwykłe; podobne uwagi były specjalnością Franklina, a Don zawsze się z nich podśmiewał. Cóż, jeśli teraz Don wpada w nastroje, najlepiej będzie zaaplikować mu jego własne lekarstwo.

— Daj mi znać, jak zaczniesz przeciekać! — powiedział Franklin. — Kiedy będziesz miał po szyję, natychmiast zawrócimy.

Musiał przyznać, że ten nie najlepszy dowcip poprawił humor jemu samemu. Świadomość, że ciśnienie wokół niego wzrasta do pięciu ten na cal kwadratowy, miała swój wpływ na psychikę. Czegoś podobnego nie odczuwał podczas akcji na mniejszych głębokościach, gdzie przecież każda awaria była równie niebezpieczna. Franklin miał całkowite zaufanie do swego sprzętu, a mimo to odczuwał dziwne przygnębienie, odbierające całą radość tej z takim trudem przygotowywanej wyprawie.

Po przebyciu dalszych pięciu tysięcy stóp nastrój wyraźnie im się — poprawił. Obaj jednocześnie dostrzegli echo i przez chwilę przekrzykiwali się nawzajem, zanim przypomnieli sobie o regulaminie łączności. Kiedy zapanowała cisza, Franklin wydał rozkazy.

— Zmniejsz szybkość do jednej czwartej — powiedział. — Wiemy, że to bydlę jest bardzo czujne; lepiej go nie płoszyć zawczasu.

— Może napełnimy zbiorniki dziobowe i zejdziemy ślizgiem?

— To trwałoby zbyt długo — mamy do niego jeszcze trzy tysiące stóp. Trzeba też zmniejszyć moc sygnałów hydrolokatora; nie chcę, żeby odebrał nasze impulsy.

Zwierzę poruszyło się w dziwnie nieregularny sposób na stałej głębokości, rzucało się to w lewo, to w prawo, jakby w pogoni za zdobyczą. Pływało wzdłuż zbocza niezwykle stromej góry podwodnej, wznoszącej się z dna na jakieś cztery tysiące stóp. Nie po raz pierwszy Franklin pomyślał z żalem, że najpiękniejsze na Ziemi krajobrazy ukryte są przed ludzkim wzrokiem na dnie oceanu. Nie ma na lądzie widoków, które mogłyby się równać z ogromnymi kanionami północnego Atlantyku lub potwornymi wyrwami w dnie Pacyfiku, uznanymi za największe zmierzone głębie na Ziemi. Opuszczali się powoli poniżej wierzchołka zatopionej góry, której najwyższy szczyt był jeszcze o trzy mile poniżej powierzchni morza. Już na niewiele większej głębokości zagadkowe wydłużone echo poruszało się falistym ruchem, który nieodparcie kojarzył się z wężem. Byłoby zabawne, pomyślał Franklin, gdyby tajemniczy wąż morski okazał się rzeczywiście wężem. Chociaż nie, to niemożliwe, nie ma przecież skrzełodysznych węży.

Nikt nie naruszał milczenia podczas tego powolnego i ostrożnego zbliżania się do celu. Obaj zdawali sobie sprawę, że jest to jeden z najważniejszych momentów w ich życiu, i chcieli w pełni odczuć jego smak. Don do ostatniej chwili był nastawiony sceptycznie; uważał, że jeśli w ogóle coś znajdą, te najwyżej przedstawiciela jakiegoś znanego gatunku zwierząt. W miarę jednak jak echo stawało się wyraźniejsze, zdradzało ono coraz więcej dziwnych cech. To było niewątpliwie coś zupełnie nowego. Płynęli teraz w cieniu góry, wznoszącej się ponad ich głowami na przeszło dwa tysiące stóp; ich zwierzyna była teraz nie dalej niż o pół mili. Franklin musiał się powstrzymywać, żeby nie włączyć ultrafioletowych reflektorów, które w jednej chwili mogłyby rozwiązać najstarszą tajemnicę morza i przynieść mu nieprzemijającą sławę. Czy to jest najważniejsze? — zadawał sobie pytanie, Ucząc wlokące się sekundy. Nie próbował nawet ukrywać przed sobą, że to jest ważne. Może już nigdy w życiu nie trafi mu się podobna okazja…

Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, łódź zadrżała jakby uderzona młotem. W tej samej chwili Don krzyknął:

— O rany! Co to było?

— Jakiś idiota rzuca ładunki wybuchowe — odpowiedział Franklin tak wściekły, że nawet nie odczuł strachu. — Przecież uprzedzono wszystkich, że będziemy tu działać!

— To nie był wybuch. To trzęsienie ziemi, znam się na tym.

Żadne inne słowo nie potrafiłoby tak nagle ożywić lęku przed głębokością, jaki Franklin pokonał nieco wcześniej. Natychmiast odczuł niemal fizycznie ogromny ciężar masy wody; jego mocny statek wydał mu się nagle kruchą łupiną, zdaną na łaskę sił, które kpiły sobie z ludzkiej techniki.

Franklin wiedział, że trzęsienia ziemi są czymś pospolitym w głębinach Pacyfiku, gdzie woda nieustannie utrzymuje skały w stanie równowagi chwiejnej. Raz czy dwa zdarzyło mu się odczuć w czasie patrolu dalekie wstrząsy, ale tym razem był niewątpliwie blisko epicentrum.

— Na pełnych obrotach w górę! — zdecydował. — To mógł być tylko początek.

— Załatwimy to w pięć minut — zaprotestował Don. — Spróbujmy, Walt.

Franklin sam odczuwał silną pokusę zostania. Ten wstrząs mógł być pierwszym i ostatnim; głębokie warstwy ziemi mogły już zrzucić z siebie gniotący je ciężar. Spojrzał na echo, za którym gonili; ono również przyśpieszyło swój ruch, jakby i ono przestraszyło się tej demonstracji drzemiących sił przyrody.

— Zaryzykujemy — postanowił Franklin. — Ale w razie następnego wstrząsu wypływamy natychmiast.

— Zgoda — odpowiedział Don. — Założą się dziesięć do jednego…

Nie dane mu było dokończyć tego zdania. Nowy wstrząs nie był gwałtowniejszy od pierwszego, ale trwał dłużej. Fala uderzeniowa wędrując z szybkością prawie mili na sekundę odbijała się między powierzchnią a dnem i cały ocean zdawał się przeżywać skurcze porodowe. Franklin krzyknął tylko dwa słowa — „Do góry!” i zadarł dziób łodzi ku jakże odległemu niebu.

Ale cóż to! Nieba nie było. Wyraźna linia wyznaczająca na ekranie granicę między wodą i powietrzem znikła, ustępując miejsca chaosowi niejasnych kształtów. Przez ułamek sekundy Franklin pomyślał, że wstrząsy uszkodziły aparaturę; potem nagle uświadomił sobie, co oznacza ten niewiarygodny, przerażający obraz na ekranie.

— Don — ryknął — uciekaj w morze, góra się wali!

Miliardy ton piętrzącej się nad nimi skały zsuwały się w głębinę. Całe zbocze góry pękło i waliło się kamiennym wodospadem z pozorną powolnością i z niepowstrzymaną siłą. Była to jakby lawina w zwolnionym tempie, ale Franklin wiedział, że za sekundę na ich głowy posypie się grad skalnych odłamków.

Płynął z pełną szybkością, ale miał uczucie, że stoi w miejscu. Nawet bez pomocy głośników słyszał przez ściany łodzi huk i zgrzyt miażdżonej skały. Przeszło połowę ekranu hydrolokatora przesłaniały teraz kamienne bryły oraz ogromna chmura mułu i piasku. Zaczynał tracić orientację; jedynie, co mógł zrobić, to trzymać kurs i modlić się.

Coś uderzyło ze stłumionym hukiem w pancerz łodzi, która zadrżała od dzioba do steru. Przez chwilę Franklin myślał, że straci nad nią panowanie, ale udało mu się wyrównać. Jednocześnie poczuł, że unosi go potężny prąd wody, poruszonej widocznie obsunięciem się góry. Ucieszył się, ponieważ znosiło go ku bezpiecznym, otwartym wodom i po raz pierwszy zaświtała mu nadzieja na ocalenie.

Gdzie jest Don? Nie sposób było rozpoznać echo jego łodzi wśród kotłującej się masy na ekranie. Franklin nastawił radio na maksymalną moc i zaczął wzywać Dona. Odpowiedzi nie było; niewykluczone, że Don nie miał czasu na odpowiedź, nawet jeśli usłyszał wezwanie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kowboje oceanu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kowboje oceanu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Kowboje oceanu»

Обсуждение, отзывы о книге «Kowboje oceanu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x