Arthur Clarke - Kowboje oceanu

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Kowboje oceanu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1978, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kowboje oceanu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kowboje oceanu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Połowa XXI wieku. Były astronauta rozpoczyna nowe życie jako tytułowy kowboj oceanu - inspektor, pracujący na oceanicznej farmie planktonu i wielorybów. Śledzimy jego karierę jednocześnie będąc świadkami całej masy sytuacji, jakie czekają Człowieka w przyszłym podboju oceanu...

Kowboje oceanu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kowboje oceanu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Arthur C. Clarke

Kowboje oceanu

Mike’owi, który uczył mnie morza

Przełożył Lech Jęczmyk

The Deep Range

Data wydania oryginalnego — 1957

Data wydania polskiego — 1978

OD AUTORA

Pozwoliłem sobie wysunąć w tej powieści przypuszczenia co do maksymalnych rozmiarów pewnych zwierząt morskich, które mogą być kwestionowane przez część biologów. Nie oczekuję jednak takiej krytyki ze strony badaczy podwodnego świata, którzy nierzadko spotykają ryby kilkakrotnie przekraczające rozmiarami największe egzemplarze odnotowane w nauce.

Mam również nadzieją, że Uniwersytet Queenslandu wybaczy mi pewną ekstrapolację jego urządzeń na Wyspie Czapli.

Wszystkie postacie występujące w tej książce, z wyjątkiem wielkiego strzępiela z rozdziału trzeciego, są fikcyjne.

CZĘŚĆ PIERWSZA — UCZEŃ

I

Na pastwiska wdarł się drapieżca. Patrol powietrzny Południowego Pacyfiku wypatrzył martwego wieloryba kołysanego falami i barwiącego morze wokół siebie na czerwono. W ciągu kilku sekund został wprawiony w ruch skomplikowany system alarmowy; od San Francisko do Brisbane ludzie dyżurujący przy mapach przesuwali chorągiewki i mierzyli odległości. Zaś Don Burley, przecierając zaspane oczy, pochylił się nad tablicą kontrolną swojej patrolowej łodzi podwodnej numer pięć, płynącej na głębokości dwudziestu sążni.

Don był zadowolony, że alarm ogłoszono właśnie w jego rewirze; po raz pierwszy od wielu miesięcy zdarzyło się coś naprawdę interesującego. Wpatrywał się w przybory, od których zależało jego życie, jednocześnie wybiegając myślą daleko przed siebie. Co mogło się zdarzyć? Krótki komunikat nie zawierał szczegółów; stwierdzał tylko, że znaleziono świeżego trupa wieloryba, pływającego na powierzchni morza o dziesięć mil za głównym stadem, które wciąż jeszcze uciekało w panice na północ. Najprawdopodobniej stado drapieżnych orek zdołało w jakiś sposób przedrzeć się przez bariery otaczające pastwisko. Jeśli rzeczywiście tak było, Don i pozostali inspektorzy będą mieli pełne ręce roboty.

Konstelacja zielonych światełek na tablicy kontrolnej była widomym symbolem bezpieczeństwa. Dopóki ich wzór nie ulega zmianie, dopóki żadna z tych szmaragdowych gwiazdek nie rozbłyśnie na czerwono, Don i jego mała łódeczka są bezpieczni. Powietrze, paliwo, energia — od tych trzech elementów zależało jego życie. Jeśli zabraknie choć jednego z nich, głębina pochłonie go wraz z jego stalową trumną, jak pochłonęła dwa lata temu Johna Tyndalla. Na razie nie było jednak żadnych powodów do obaw, a poza tym Don uspokajał się myślą, że wypadki, które się przewiduje, nigdy się nie zdarzają.

Pochylił się nad małą tablicą kontrolną i przemówił do mikrofonu. Jego piątka była jeszcze na tyle blisko statku bazy, że łączność radiowa była możliwa; wkrótce będzie musiał przejść na ultradźwięki.

— Kurs dwieście dwadzieścia pięć, szybkość pięćdziesiąt węzłów, głębokość dwadzieścia sążni. Stacja hydroakustyczna nastawiona na obserwację okrężną. Przypuszczalne dotarcie do wyznaczonej strefy — czterdzieści minut. Do czasu wykrycia celu będę się zgłaszał co dziesięć minut. Przechodzę na odbiór.

Potwierdzenie z „Rorquala” było ledwie słyszalne i Don wyłączył radio. Należało się rozejrzeć.

Przygasił światła w kabinie, żeby lepiej widzieć ekrany, włożył polaryzujące okulary i zajrzał w otaczające go głębiny. Upłynęło kilka sekund, zanim dwa obrazy zlały się w jego mózgu w jeden trójwymiarowy.

W takich chwilach Don czuł się bogiem, sprawującym władzę nad dwudziestomilowym obszarem oceanu i przenikającym wzrokiem prawie jeszcze nie zbadane głębie o dwa tysiące sążni pod sobą. Powoli obiegający ekran promień niesłyszalnego dźwięku przeszukiwał świat wokół niego, wypatrując przyjaciół i wrogów w wiecznych mrokach nieprzeniknionych dla światła. Serie Bezdźwięcznych pisków, zbyt wysokie nawet dla uszu nietoperzy, które wynalazły echolokację na miliony lat przed człowiekiem, wybiegały w wodną otchłań; odbite echo wracało i schwytane, a następnie wzmocnione zamieniało się w rozmazane błękitnozielone plamki na ekranie.

Dzięki długiej praktyce Don potrafił bez wysiłku odczytywać ich mowę. O pięćset stóp pod nim rozciągała się aż po granice jego horyzontu Warstwa Rozpraszająca — żywy kożuch pokrywający pół świata. Była to podwodna łąka mórz i oceanów, wznosząca się i opadająca w ślad za słońcem, zawsze na granicy między ciemnością i światłem. W nocy podpływała prawie do powierzchni, ale świt z powrotem spychał ją w głębiny.

Warstwa ta nie stanowiła przeszkody dla jego hydrolokatora. Don przenikał wzrokiem przez ten żywy obłok aż do samego dna oceanu, ale największe głębiny nie budziły jego zainteresowania; stada, których strzegł, i drapieżcy, którzy im zagrażali, należeli do górnych pięter oceanu.

Don wyłączył nadajnik skierowany w dół i skoncentrował promień hydrolokatora na płaszczyźnie poziomej. Rozproszone echo od dna znikło i mógł teraz wyraźniej widzieć to, co się działo wokół niego, w stratosferze oceanu. Ten połyskujący obłok o dwie mile przed nim to ogromna ławica ryb; Don pomyślał, że w Bazie mogą o niej nie wiedzieć, i zrobił notatkę w dzienniku pokładowym. Wokół ławicy widać było pojedyncze większe błyski — to morskie drapieżniki ciągnęły za bydłem, zapewniając nieprzerwany ruch w kręgu życia i śmierci. Ale ten dramat nie był sprawą Dona; on szukał grubszej zwierzyny. Jego łódź zmierzała na zachód, jak stalowa igła, szybsza i groźniejsza od wszystkich drapieżców prujących fale mórz. Ciasna kabina oświetlona teraz jedynie mrugającymi światełkami tablicy kontrolnej pulsowała energią, a potężne turbiny wyrzucały strugi wody. Don spojrzał na mapę i stwierdził, że przebył już połowę wyznaczonej drogi. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie wynurzyć się, aby obejrzeć martwego wieloryba, gdyż na podstawie uszkodzeń ciała mógłby określić rodzaj napastnika. Oznaczałoby to jednak dalszą zwłokę, a w podobnych” sprawach pośpiech jest najważniejszy.

Odbiornik dalekiego zasięgu zaczął popiskiwać płaczliwie i Don włączył przemiennik. Nie potrafił tak jak niektórzy odczytywać sygnałów na słuch, ale wkrótce zaczęła się wysuwać z otworu taśma z drukowanym tekstem.

PATROL POWIETRZNY DONOSI STADO 50 DO 100 WIELORYBÓW KIERUNEK 90° (KOŁO GRID REF) X186593 Y432011 STOP PO ZMIANIE KURSU PŁYNĄ Z WIELKĄ SZYBKOŚCIĄ STOP ORKI NIE DOSTRZEŻONE ALE ZAPEWNE SĄ W POBLIŻU STOP „RORQUAL”.

Don uznał ten ostatni wniosek za mało prawdopodobny. Gdyby w grę rzeczywiście wchodziły orki — budzące grozę drapieżne wieloryby, na pewno zostałyby dostrzeżone, kiedy wypływają dla zaczerpnięcia powietrza. Poza tym orki nie dałyby się odstraszyć samolotowi patrolowemu od swojej ofiary — ucztowałyby w najlepsze dalej.

Jedno było w tym wszystkim korzystne: spłoszone stado zmierzało teraz w jego stronę. Don właśnie zaczął nanosić koordynaty na siatkę, kiedy zobaczył, że nie jest to już potrzebne. Na brzegu ekranu pojawiła się flotylla niewyraźnych błysków. Wprowadził poprawkę do swego kursu i ruszył prosto na zbliżające się stado.

Pod jednym względem komunikat odpowiadał prawdzie: wieloryby płynęły z niezwykłą dla nich szybkością. W ten sposób znajdzie się wśród nich najdalej za pięć minut. Wyłączył turbiny i zaraz odczuł hamujący napór wody.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kowboje oceanu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kowboje oceanu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Kowboje oceanu»

Обсуждение, отзывы о книге «Kowboje oceanu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x