Reich przeciwstawił takiej koncepcji swoją własną teorię. Dowodził, że cała populacja Ziemi była wielokrotnie niszczona przez katastrofy, wywołane przez Księżyc, a po każdym takim zniszczeniu człowiek musiał boleśnie cofać się do wcześniejszych stadiów ewolucyjnych. Jeśli — co wydaje się prawie pewne — te katastrofy powodowane przez Księżyc wywoływały potopy, to wyjaśniałoby, dlaczego owe starożytne cywilizacje — starsze o miliony lat od człowieka z holocenu — znajdowały się aż tak głęboko w ziemi.
Tak więc dzień upłynął nam na różnorakich dyskusjach. Wieczorem wybraliśmy się na wspaniałe przedstawienie The Pirates o f Penzance, wystawione przez towarzystwo operowe A.I.U., a następnie poszliśmy na kolację do dyrektorskiej restauracji. Reich przygotował gościowi miejsce do spania we własnym salonie i tam właśnie udaliśmy się po kolacji. Ciągle jednak nie poruszaliśmy tematu pasożytów umysłu, mając na uwadze niebezpieczeństwo, na jakie się narażamy nocnymi dyskusjami na ten temat. Skłoniliśmy jednak Fleishmana do tego, by obszernie przedstawił nam swoją teorię popędu seksualnego. Koło północy był już we własnym żywiole i wyłożył nam znakomitą większość swej teorii. Czasami udawaliśmy, że nie rozumiemy jego wywodów, by zmusić go do ich uściślenia. Efekt przeszedł nasze oczekiwania. Fleishman ze swą rozległą wiedzą naukową uchwycił całą sprawę. Dostrzegł, że popęd seksualny człowieka ma w zasadzie charakter romantyczny, tak jak potrzeba poezji. Jeżeli widok gór daje poecie „wtajemniczenie w nieśmiertelność”, to wie on bardzo dobrze, że góry w rzeczywistości nie są „bogami w chmurach”. Wie, że to jego własny umysł dodaje im majestatu albo widzi je raczej jako symbol ukrytego majestatu swego własnego umysłu. Ich ogrom i nieprzystępność odzwierciedla jego własny ogrom i nieprzystępność. Natomiast kiedy mężczyzna romantycznie zakochuje się w kobiecie, to poeta tkwiący w nim widzi ją jako narzędzie rozwoju. Czysta moc popędu seksualnego jest boską siłą tkwiącą w człowieku, i to właśnie bodziec seksualny może tę moc wyzwolić, tak jak widok góry wywołuje przeżycie piękna. Człowieka winniśmy ujmować nie jako jedność, lecz jako nieustającą walkę pomiędzy wyższym i niższym „ja”. Perwersja seksualna, jak to stwierdził de Sade, reprezentuje jedno i drugie „ja” zamknięte razem i znajdujące się w ciągłym konflikcie; są one tak ściśle ze sobą sczepione, że nie można ich rozdzielić. Niższe „ja” korzysta rozmyślnie z energii wyższego „ja” i używa jej do swych własnych celów.
W tym miejscu wtrącił się Reich:
— Jak pan zatem wytłumaczy gwałtowny wzrost perwersji seksualnych w tym kraju?
— No właśnie — odparł Fleishman ponuro. — Ludzkie niższe „ja”, jak się wydaje, jest wspomagane sztucznie z zewnątrz. Być może mamy do czynienia ze schyłkiem naszej cywilizacji, która, pozbawiona żywotnych sił, nie jest w stanie wspomagać swego wyższego „ja”.
Nie, w to nie mógł uwierzyć. Podobnie nie wierzył, że źródło współczesnych nerwic tkwi w fakcie, iż człowiek nie jest w stanie zaaprobować tego, że jest cywilizowanym zwierzęciem; w rzeczywistości zwierzęciem poddanym intensywnym procesom uprzemysłowienia. Człowiek dysponował wystarczającą ilością czasu, by przystosować się do życia w wielkich miastach. Nie, wyjaśnienie tego zjawiska jest z pewnością odmienne…
W tym momencie ziewnąłem i stwierdziłem, że chętnie bym kontynuował dyskusję, ale jutro, przy śniadaniu. Jeśli nie wezmą mi tego za złe, to udam się na spoczynek. Mamy bowiem przed sobą jeszcze długi dzień, który specjalnie zaplanowaliśmy poświęcić Fleishmanowi… Reich poparł mnie w tym względzie. Dyskusja była zbyt interesująca, by ją kontynuować, gdy byliśmy zmęczeni. Tak więc pożegnaliśmy się i udaliśmy na spoczynek.
Następnego ranka, przy śniadaniu, z zadowoleniem stwierdziliśmy, że Fleishman jest w znakomitym nastroju. Nie ulegało wątpliwości, że weekend był dla niego niezwykle stymulujący. Na pytanie, co planujemy na dziś, odpowiedzieliśmy, że chcielibyśmy porozmawiać z nim o czymś po śniadaniu. Przeszliśmy później do pokoju Reicha, który kontynuował przerwaną w nocy dyskusję dokładnie w tym miejscu, gdzie ją zakończyliśmy. Reich przywołał stwierdzenie Fleishmana, że „ludzkie niższe ”ja” wydaje się być wspomagane skądś z zewnątrz”. Następnie oddał głos mi, abym opowiedział historię Karela Weissmana oraz odkrycia przez nas pasożytów.
Zajęło nam to ze dwie godziny, ale już na początku wiedzieliśmy, że kierujemy słowa do właściwego człowieka. Przez pierwsze dwadzieścia minut podejrzewał jakąś mistyfikację z naszej strony. Dziennik Karela przekonał go jednak definitywnie do tego, o czym mówiliśmy. Od tego momentu dał się przekonać zupełnie. Gdy jednak zaczął się zbytnio ekscytować tym faktem, Reich szybko zwrócił mu uwagę, że jest na najlepszej drodze, by zaalarmować pasożyty. Następnie wyjaśnił, dlaczego czekaliśmy do rana, by go wtajemniczyć w nasze odkrycie. Później słuchał nas już spokojnie i rozważnie, a z zaciętej linii jego ust widać było dobitnie, że pasożyty znalazły następnego, groźnego przeciwnika.
W pewnym sensie Fleishmana łatwiej było przekonać niż Reicha. Wystarczy wspomnieć, że studiował filozofię i poświęcił jeden semestr Wilsonowi i Husserlowi. Później szczególnie przekonywające okazały się nasze pokazy zdolności PK.
Fleishman kupił dla swej wnuczki piłkę z kolorowej skóry, którą Reich odbijał siłą swego umysłu po całym pokoju. Natężyłem własne i po pokoju zaczęła fruwać książka. Następnie przyszpiliłem do stołu pszczołę, która wściekle bzyczała, nie mogąc się poruszyć ani na cal. Podczas gdy kontynuowaliśmy wyjaśnienia, Fleishman wciąż powtarzał:
— Mój Boże, wszystko się zgadza…
Jedną z zasadniczych tez jego koncepcji było pojęcie „opodatkowania świadomości”. Wykazaliśmy mu, że ów podatek był w dużej mierze ściągany przez pasożyty.
Fleishman był naszym pierwszym uczniem. Cały dzień spędziliśmy na tym, by go nauczyć tego wszystkiego, co sami wiedzieliśmy: jak wyczuwać obecność pasożytów, jak zamknąć przed nimi umysł, gdy się pojawią. Na razie nie było potrzeby, aby przekazywać mu coś więcej. Natychmiast wyprowadził najistotniejszy wniosek — poprzez chytrą sztuczkę stosowaną przez pasożyty, człowiek nie był w stanie objąć w posiadanie obszarów, które mu się jak najbardziej należały, a które były krainą umysłu; i że wystarczy przejrzeć ich zamiary, by zniszczyć wszelkie przeszkody uniemożliwiające objęcie jej w posiadanie. Mgła, rozciągnięta nad krainą umysłu rozpraszała się, a człowiek rozpoczynał podróż po nowo odkrytym kontynencie tak, jak wcześniej był podróżnikiem na morzach, w powietrzu i w przestrzeni. Co uczyni potem, zależy wyłącznie od niego samego. Może po prostu udać się na wycieczkę po nowej krainie dla czystej przyjemności, może też wyruszyć, by zbadać nową krainę, kreśląc jej mapę. Wyjaśniliśmy, dlaczego nie odważyliśmy się użyć środków psychodelicznych, a także o co możemy wzbogacić fenomenologię.
Zjedliśmy obfity lunch; jednak poranny wysiłek spowodował, że poczuliśmy głód. Później nadeszła kolej na to, aby Fleishman mówił. Jako psycholog znał wielu ludzi, którzy stawiali sobie te same pytania co i on. W samym Berlinie było ich dwóch: Alvin Curtis z Instytutu Hirschfelda i Vincent Gioberti, jego były student, obecnie profesor na uniwersytecie. Wspomniał nam wówczas o Amesie i Thompsonie z Nowego Jorku, o Spencefieldzie i Aleksieju Remizowie z Yale, o Shlafie i Herzogu, Klebnikowie i Didringu z Massachusetts Institute. Wtedy też wspomniał o Georges’u Ribot, osobie, która o mały włos nas nie zniszczyła…
Читать дальше