Dzięki niej dowiedziałem się jeszcze czegoś innego. Kiedy mój umysł wycofał się z kontaktu z nią, spojrzała na mnie uważnie. Kontynuowałem czytanie udając, że jej nie dostrzegam. Po chwili przestała się mną interesować i powróciła do swej książki. Ale dowodziło to, że była świadoma mego „umysłowego sondażu”. Mężczyźni, na których próbowałem powtórzyć ten eksperyment, byli zupełnie nieświadomi moich działań. Wydaje się, że jest to dowód na to, iż kobiety — a w szczególności kobiety sfrustrowane seksualnie — są niesłychanie wrażliwe na tego rodzaju rzeczy.
Ale to wszystko miało miejsce później. Na razie próbowałem poruszać niedopałek papierosa i stwierdziłem, że jakkolwiek da się to zrobić, to jednak jest to rzecz wymagająca wiele wysiłku. Wynikało to z faktu, że przedmiotem mego oddziaływania były rzeczy martwe. O wiele łatwiej było mi podporządkować sobie stworzenia żywe; brało się to stąd, iż wykorzystywałem ich siły życiowe i że nie miałem do czynienia z inercją, którą musiałem przezwyciężać w przypadku przedmiotów martwych.
Później, tego samego popołudnia, zaaferowany swym odkryciem, podarłem kilka bibułek do papierosów na maleńkie kawałki i bawiłem się, poruszając nimi na odległość tak, że fruwały w powietrzu jak śnieżna zawieja. Było to również wyczerpujące doświadczenie; po około piętnastu sekundach musiałem go zaniechać.
Tego wieczoru z Karatepe przybył Reich, a ja poinformowałem go o swoim odkryciu. Był nim jeszcze bardziej podekscytowany niż ja. To dziwne, ale nie od razu spróbował dokonać tego, co ja już wcześniej sprawdziłem. Zamiast tego analizował i rozważał wszelkie możliwości, jakie płynęły z nowego odkrycia. Oczywiście, wiedziano o istnieniu psychokinezy i to już od ponad pół wieku, a Rhine badał to zjawisko w Duke University. Zdefiniował on zjawisko psychokinezy (PK) jako sytuację, w której „osoba wywołuje zmiany w jakimś przedmiocie lub otoczeniu bez użycia własnego układu motorycznego”. Tak więc, jak dodaje, „psychokineza jest bezpośrednim działaniem umysłu na materię”. Pomysł badania tego zjawiska podsunął Rhine’owi pewien hazardzista, który wspomniał, że wiele osób uprawiających hazard wierzy, iż mogą oddziaływać na wynik rzutu kośćmi. Wykonał on tysiące eksperymentów, a uzyskane przez niego rezultaty świadczyły — czego sam doświadczyłem — że umysł dokonywający psychokinezy szybko się męczy. O wiele większą skuteczność umysł wykazuje na początku eksperymentu niż później, a liczba udanych doświadczeń maleje w miarę trwania eksperymentu.
Tak więc ludzie posiadali zawsze, w pewnym niewielkim stopniu, zdolności PK. Wzrost siły mego umysłu, od czasu gdy zacząłem uprawiać fenomenologię, oznaczał po prostu, że byłem w stanie wykorzystywać do psychokinezy większy strumień energii umysłowej niż dotychczas.
Umysł Reicha wzbił się w powietrze jak uwolniony jastrząb. Sądził, że nadejdzie taki dzień, iż będziemy w stanie wydobyć na powierzchnię ruiny Kadathu bez użycia jakichkolwiek urządzeń, a każdy człowiek będzie mógł polecieć na Marsa dzięki spontanicznemu aktowi woli, bez potrzeby korzystania ze statków kosmicznych. Jego ekscytacja fascynowała mnie, gdyż podzielałem jego pogląd, że jest to jak dotąd nasze największe odkrycie, zarówno w sensie filozoficznym, jak i praktycznym; ponieważ pod pewnym względem, rozwój naukowy ludzkości potoczył się w niewłaściwym kierunku. Weźmy pod uwagę problem wykopalisk w Karatepe; traktowaliśmy go jako problem o naturze czysto technicznej: — Jak wydobyć bilion ton ziemi?…
A nasza zależność od maszyn oznaczała, że przestaliśmy uważać ludzki umyśl za najbardziej istotny element tego przedsięwzięcia. W im większym stopniu umysł tworzy maszyny, oszczędzające pracy człowiekowi, tym mniej dostrzega własne możliwości, tym większą wykazuje skłonność do traktowania siebie jako biernej „maszyny myślącej”. Osiągnięcia naukowe ostatnich stuleci pogłębiły jeszcze obraz człowieka jako biernego stworzenia.
Ostrzegłem Reicha, że nadmiar ekscytacji może zwrócić uwagę pasożytów; zmusił się zatem do spokoju. Podarłem kilka bibułek do papierosów i zademonstrowałem mu, jak się przesuwają po blacie biurka. Powiedziałem, że poruszenie dwóch gramów papieru wyczerpało wszelkie moje możliwości w tym względzie, tak więc lepszym niż umysł ekwipunkiem dla przekopania się do ruin Karatepe byłaby łopata i kilof. Teraz Reich spróbował poruszyć bibułki, ale nie udało mu się. Usiłowałem wyjaśnić mu „sztuczkę” z nastrojeniem umysłu, ale nie był w stanie tego zrobić. Próbował przez pół godziny, lecz nawet najmniejszy kawałek bibułki nie drgnął. Pod koniec wieczoru był tak przygnębiony, jak to od dawna mu się nie zdarzyło. Usiłowałem go pocieszyć mówiąc, że jest to zdolność, która może ujawnić się w każdej chwili: mój brat nauczył się pływać, gdy miał trzy lata, a ja nauczyłem się tego, dopiero gdy skończyłem jedenaście.
I rzeczywiście, Reich posiadł tę umiejętność w tydzień później. Zadzwonił w środku nocy, aby mnie o tym poinformować. Miało to miejsce, gdy czytał książkę z zakresu psychologii dziecka siedząc na łóżku. W trakcie gdy się zastanawiał, dlaczego niektóre dzieci są szczególnie podatne na rozmaite wypadki, zrozumiał, że w gruncie rzeczy tajemnica tkwi w umyśle dziecka. Kiedy już pomyślał o tych utajonych mocach tkwiących w umyśle, które w trakcie dorastania uczymy się tłumić — co w konsekwencji przynosi nam tak fatalne rezultaty — nagle zdał sobie sprawę z tego, że tak samo jak „podatne na urazy” dziecko, on sam blokował ujawnienie się własnych możliwości oraz zdolności do psychokinezy. Skupił się na stronie, którą właśnie czytał — była to książka wykonana z hinduskiego papieru — i spowodował, że sama się odwróciła.
Następny dzień po nieprzespanej, jak mu się wydawało, nocy spędził po prostu na trenowaniu nowej umiejętności. Stwierdził, że idealnym materiałem do ćwiczeń jest popiół ze spalonej bibułki do papierosów. Jest on tak lekki, że poruszyć go może nawet najmniejszy wysiłek umysłu. Co więcej, nawet minimalne poruszenie powietrza unosi je, a umysł może wówczas uchwycić go w locie i wykorzystać tę energię.
Później Reich rozwinął zdolności PK zdecydowanie szybciej niż ja, miał bowiem znacznie lepszy mózg — w sensie prostej efektywności funkcjonowania komórek nerwowych. Po tygodniu zobaczyłem jego niewiarygodny wyczyn polegający na zmuszeniu ptaka do zmiany kierunku lotu i dwukrotnym okrążeniu jego własnej głowy. Miało to dość zabawne konsekwencje, gdyż podczas tego wyczynu zobaczyła go z okna pewna sekretarka. O tym wydarzeniu opowiedziała później jakiemuś dziennikarzowi. Kiedy reporter zapytał Reicha o znaczenie tego „omenu”, jakim było krążenie czarnego orła dookoła jego głowy (tymczasem, bowiem wyolbrzymiono całą sprawę) — musiał oświadczyć, że cała jego rodzina zawsze kochała ptaki i gwizdem o specjalnie wysokim tonie zwrócił na siebie jego uwagę. Przez prawie cały następny miesiąc jego sekretarka miała pełne ręce roboty, odpowiadając na listy od rozmaitych towarzystw, skupiających wielbicieli ptaków, które koniecznie chciały, aby wygłosił u nich odczyt. Po tym zdarzeniu Reich przeprowadzał już swe ćwiczenia wyłącznie w swoim pokoju.
Ja sam w tym okresie nie byłem zbytnio zainteresowany ćwiczeniami zdolności psychokinezy, ponieważ nie mogłem dostrzec w nich jakiegoś większego sensu. Przeniesienie przez pokój kawałka papieru, wykorzystując siłę psychokinezy, kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku; po prostu łatwiej mi było wstać i przenieść go. Tak więc, gdy czytałem ostatni akt Back to Methuselah Shawa, w którym „starożytni” siłą woli tworzą dodatkowe ramiona i nogi, odczułem, że autor nieco w tej kwestii przesadził.
Читать дальше