Praca nad wykreślaniem mapy umysłu była pod każdym względem bardziej pasjonująca i pożyteczna, gdyż dawała daleko więcej radości wynikającej z faktu opanowania tych nowych, nieznanych obszarów. Ludzie są tak przyzwyczajeni do swych ograniczeń, że traktują je jako coś oczywistego. Przypominają chorego, który zapomniał, czym jest zdrowie. Mój umysł tymczasem potrafił zgłębiać obszary, o których nigdy nie marzyłem. Na przykład: byłem zawsze kiepskim matematykiem — teraz bez najmniejszego wysiłku pojmowałem teorię funkcji, geometrię wielowymiarową, mechanikę kwantową, teorię gier czy teorię grup. Przeczytałem „do poduszki” pięćdziesiąt tomów Bourabaki i stwierdziłem, że natychmiast pojmuję całe stronice, tak oczywiste bowiem wydały mi się zawarte w nich idee.
Doszedłem do wniosku, że studia matematyczne są pod wieloma względami o wiele bardziej pożyteczne, niż dotąd sądziłem. Kiedy wracałem do starej miłości — historii — dogłębne zrozumienie jakiegoś okresu, uchwycenie wszystkich jego detali z taką intensywnością, aby stały się wręcz rzeczywiste, było tak łatwe, że budziło we mnie emocje zbyt silne, abym mógł je znieść. Mój umysł wzlatywałby na wyżyny egzaltowanej kontemplacji, co prawdopodobnie mogłoby zwrócić uwagę pasożytów. Tak więc zostałem przy bezpieczniejszych studiach — matematyce. W obrębie tej nauki umysł mógł wykonywać najbardziej skomplikowane akrobacje: jak rakieta mknąć przez matematyczny wszechświat we wszystkie strony, a jednocześnie zachować emocjonalną trzeźwość.
Moje doświadczenie z sekretarką siedzącą przy następnym stoliku zainteresowało Reicha na tyle, że rozpoczął własne eksperymenty w tej dziedzinie. Odkrył, że około pięćdziesiąt procent kobiet i trzydzieści procent mężczyzn w A.I.U. jest seksualnie „przeciążonych”. Niewątpliwie było to związane z upałami i kiepskim stanem gospodarki. Można było się spodziewać, że takie natężenie emocji, u podłoża którego leży popęd seksualny, będzie oznaczało niski poziom samobójstw w A.I.U. W rzeczywistości był on nad wyraz wysoki. Gdy rozważaliśmy tę kwestię, dostrzegliśmy jej przyczynę. Otóż intensywość życia seksulanego i wysoki poziom samobójstw były bezpośrednio od siebie zależne i związane, oczywiście, z aktywnością pasożytów. Seks stanowi jedno z najgłębszych źródeł satysfakcji człowieka; popęd seksualny i ewolucja są ze sobą silnie powiązane. Jeśli ów podstawowy popęd zostanie sfrustrowany, występuje z brzegów i przelewa się; usiłuje znaleźć zaspokojenie na wszystkie możliwe (zasadniczo niesatysfakcjonujące) sposoby. Jednym z nich jest promiskuityzm, który był w A.I.U. zjawiskiem powszechnym. Jest to ponownie kwestia „zogniskowania” emocji. Mężczyzna może być przekonany, że tylko ta, określona kobieta może mu dostarczyć satysfakcji seksualnej i zabiega o to, by stała się jego kochanką. Pasożyty przeszkadzają na tyle, że nie jest on zdolny do „zogniskowania” całej swej energii w akcie seksualnym. Jest zrozpaczony: ona „oddała” mu się, w potocznym tego słowa znaczeniu, a on nadal pozostaje nieusatysfakcjonowany. Jest to równie dezorientujące, jak zjedzenie obfitego posiłku i stwierdzenie, że nie zaspokoił on naszego głodu. Są dwa możliwe sposoby wyjścia z powstałej sytuacji. Pierwszy polega na stwierdzeniu, że przedmiotem pożądania seksualnego nie była właściwa kobieta — wówczas mężczyzna spiesznie rozgląda się za następną; drugi polega na przekonaniu, że normalny akt seksualny nie daje w pełni satysfakcji: w konsekwencji mężczyzna próbuje znaleźć sposoby, aby go uatrakcyjnić i pogrąża się w perwersje seksualne. Reich, dzięki delikatnie i dyplomatycznie przeprowadzonym wywiadom, dowiedział się że ogromna część nieżonatych, piastujących kierownicze stanowiska mężczyzn w A.I.U., miało opinię osób o „dziwnych” upodobaniach seksualnych.
Pewnego wieczoru, w tydzień po tym, gdy zaczęliśmy rozważać owe zagadnienia seksualne, Reich przyszedł do mego pokoju z książką, którą rzucił na stół.
— Znalazłem kogoś, komu możemy zaufać.
— Kogo? — chwyciłem książkę, patrząc na tytuł.
Teoria odruchu seksualnego — jej autorem był Zygmunt Fleishman z Uniwersytetu w Berlinie. Reich odczytał na głos kilka fragmentów z książki i zrozumiałem, co miał na myśli. Nie było wątpliwości, że Fleishman był człowiekiem o wyjątkowej inteligencji, którego uwagę skupiły problemy anomalii w zaspokajaniu popędu seksualnego. Raz po raz używał w książce wyrażeń brzmiących tak, jakby podejrzewał istnienie pasożytów umysłu. Dowodził, że perwersje seksualne są rezultatem pewnego rodzaju skażenia naturalnych ludzkich dążeń seksualnych i jest w nich jakiś element absurdu — na podobieństwo picia whisky po to, by ugasić pragnienie… Dlaczego jednak — pytał — we współczesnym świecie satysfakcja seksualna jest czymś tak bardzo rzadkim? To prawda, że poddani jesteśmy nadmiernemu oddziaływaniu bodźców seksualnych, zawartych w książkach, czasopismach czy filmach. Jednak intensywność, z jaką zjawisko to się rozpowszechnia wskazuje, że chodzi tu o coś zupełnie innego. Nawet kobiety, których głównym dążeniem było wyjść za mąż i wychowywać dzieci, wydają się ulegać fali seksualnych dewiacji, a liczba rozwodów, podczas których mężowie oskarżają swe żony o niewierność, gwałtownie wzrasta… Jak można wyjaśnić owo osłabienie dążenia do rozwoju u obydwu płci? Czy nie jest za to odpowiedzialny jakiś, dotąd nieznany, czynnik o charakterze fizycznym czy psychicznym, którego dotychczas nie braliśmy pod uwagę?
Jak skomentował Reich, niektóre partie książki brzmiały tak, jak gdyby autor obwiniał Boga o sfuszerowanie popędu seksualnego u ludzi poprzez uzależnienie go od wzajemnej frustracji.
Tak, było rzeczą oczywistą, że Fleishman jest naszym człowiekiem, a na tym obszarze możemy znaleźć wielu innych uczonych, których także niepokoiły anomalie funkcjonawnia popędu seksualnego. Jednym z naszych problemów było to, jak się skontaktować z rozmaitymi naszymi potencjalnymi sprzymierzeńcami; przecież żaden z nas nie miał czasu, by krążyć po świecie i ich wyszukiwać. W tym wypadku okazało się to niespodziewanie proste. Napisałem do Fleishmana list, w którym ustosunkowałem się do pewnych tez zawartych w jego książce i deklarowałem zainteresowanie całością problematyki. Wspomniałem zdawkowo, że niebawem będę w Berlinie i chętnie bym się z nim wówczas skontaktował. W przeciągu tygodnia otrzymałem od niego długi list, w którym między innymi napisał: Tak jak wszyscy, z zapartym tchem śledzę Pańskie badania. Czy nie będę. nachalny, gdy pozwolę sobie przyjechać i spotkać się z Panem? Odpisałem mu, że będę bardzo rad z jego przyjazdu, niezależnie od tego kiedy przyjedzie, przy czym zasugerowałem, by nastąpiło to w najbliższy weekend. Przysłał mi telegram, w którym potwierdził termin przyjazdu. W trzy dni później pojechaliśmy z Reichem na lotnisko w Ankarze, by się z nim spotkać. Następnie przywieźliśmy go do Diyarbakiru rakietą należącą do firmy. Spodobał nam się. Był inteligentnym, pełnym życia pięćdziesięcioletnim mężczyzną o wspaniałym poczuciu humoru oraz, typowym dla Niemców, zainteresowaniu kulturą. Potrafił fascynująco mówić o muzyce, sztuce prymitywnej, filozofii i archeologii. Zrobił na mnie wrażenie osoby, która w naturalny sposób dała odpór pasożytom. A była to bardzo nieliczna grupa ludzi…
Zaprosiliśmy go na dobry lunch w Diyarbakirze, podczas którego rozmawialiśmy jedynie o wykopaliskach i problemach związanych z ruinami. Po południu polecieliśmy rakietą do Karatepe (A.I.U. uznała naszą obecność za doskonałą reklamę firmy, co wiązało się z takimi przywilejami, które w ogóle były nie do pomyślenia wcześniej, gdy Reich był ich konsultantem geologicznym)… Pierwszy tunel był już prawie na ukończeniu; pokazaliśmy Fleishmanowi to co było do pokazania, a następnie także resztę „eksponatów”: odłamek z bloku Abhotha, elektroniczne zdjęcia napisów na innych blokach i pozostałe. Był zafascynowany całością problematyki: cywilizacją starszą niż szczątki człowieka pekińskiego. Miał na ten temat swoją własną teorię, która wydawała się być sensowną: twierdził mianowicie, że Ziemia niegdyś była obiektem kolonizacji istot z innej planety, prawdopodobnie z Jowisza lub Saturna. Podzielał pogląd Schradera, że wszystkie planety Układu Słonecznego były kiedyś zaludnione przez istoty żywe i prawdopodobnie — jak nam to już wiadomo w przypadku Marsa — inteligentne. Nie sądził, aby istoty te pochodziły z Marsa, a to z powodu jego rozmiarów — masy dziesięciokrotnie mniejszej od naszej planety — i słabej grawitacji, które to fakty wykluczały istnienie tam takich „gigantów”. Zarówno Jowisz, jak i Saturn miały wystarczającą masę, a ich siła przyciągania była dość duża, by móc wytworzyć takie giganty.
Читать дальше