Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1961, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Biały stożek Ałaidu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Biały stożek Ałaidu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wybór opowiadań fantastyczno-naukowych

Biały stożek Ałaidu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Biały stożek Ałaidu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Przepraszam, profesorze! — wykrzyknął Niemayer. — Ale przecież na Ziemi nie żyją sami szaleńcy i samobójcy!

— Ma pan słuszność — uśmiechnął się z goryczą profesor. — Ale jeden szaleniec może narobić tyle szkody, że nie uratuje nas nawet tysiąc mędrców. Postanowiłem przekonać się, czy powstanie nowa ludzkość. Przekaźnik czasu w mojej instalacji — Bern wskazał głową na szyb — zawiera radioaktywny izotop węgla z okresem półrozpadu około ośmiu tysięcy lat.

Przekaźnik obliczony jest na zadziałanie za sto osiemdziesiąt wieków: do tego czasu promieniotwórczość izotopu zmniejszy się o tyle, że listki elektroskopu zejdą się i zamkną obwód. Ta martwa pustynia do tego czasu przekształci się ponownie w kwitnące tereny podzwrotnikowe i tutaj wytworzą się najbardziej sprzyjające warunki dla życia nowych małpoludzi.

Niemayer zerwał się i powiedział z podnieceniem:

— Dobrze, podżegacze wojenni są szaleńcami. A pan? Pańska decyzja? Pan chce się zamrozić na przeciąg osiemnastu tysięcy lat!

— No, po cóż tak upraszczać: „zamrozić” — spokojnie zaprotestował Bern. — Tu jest cały kompleks śmierci pozornej: ochłodzenie, uśpienie, antybiotyki…

— Ale przecież to samobójstwo! — wykrzyknął Niemayer. — Nie przekona mię pan! Jeszcze czas…

— Nie. Ryzyko nie jest większe niż przy każdym innym skomplikowanym eksperymencie. Wie pan przecież, że przed czterdziestu laty z warstw wiecznej zmarzliny w tundrze syberyjskiej wydobyto ciało mamuta. Mięso jego było tak dobrze zakonserwowane, że psy chętnie się nim żywiły. Jeżeli zwłoki mamuta w warunkach naturalnych zachowały świeżość w ciągu dziesiątków tysięcy lat, to dlaczego ja nie mógłbym zachować siebie w sprawdzonych i naukowo obliczonych warunkach! A pańskie półprzewodnikowe termoelementy najnowszego typu pozwolą w niezawodny sposób przekształcić ciepło w prąd elektryczny i przy okazji dadzą ochłodzenie. Mam nadzieję, że nie zawiodą mnie przez te osiemnaście tysięcy lat, co?

Niemayer wzruszył ramionami.

— Termoelementy z pewnością nie zawiodą. Są to instalacje najprostsze, zresztą w szybie mają najbardziej dogodne warunki: małe wahania temperatury, brak wilgoci… Mogę ręczyć, że zniosą ten okres czasu nie gorzej niż mamut. Ale pozostałe przyrządy? Jeżeli w ciągu osiemnastu tysięcy lat zepsuje się chociaż jeden…

Bern wyprostował się i przeciągnął.

— Pozostałe przyrządy nie muszą wytrzymywać tak ogromnego okresu czasu. Zadziałają tylko dwa razy: jutro rano i za sto osiemdziesiąt wieków, na początku następne —: go cyklu życia naszej planety. Przez resztę czasu będą zakonserwowane wraz ze mną w komorze.

— Niech pan powie, profesorze, czy pan… wciąż niezachwianie wierzy w zagładę naszej ludzkości?

— Straszne jest w to uwierzyć — powiedział Bern zamyślony. — Ale nie jestem tylko uczonym, jestem jeszcze człowiekiem. Dlatego chcę sam zobaczyć… No, chodźmy spać. Jutro czeka nas jeszcze dużo pracy.

Mimo zmęczenia Niemayer źle spał tej nocy. Czy to z powodu upału, czy pod wrażeniem słów profesora był, bardzo podniecony i nie mógł usnąć. Podniósł się z ulgą, gdy tylko pierwsze promienie słońca musnęły płótno namiotu. Leżący obok niego Bern natychmiast otworzył oczy:

— Zaczynamy?

Z chłodnej głębi szybu widoczny był skrawek niezwykle błękitnego nieba. Niżej wąska szczelina rozszerzała się. Tutaj w niszy stała instalacja, którą Niemayer i Bern montowali w ciągu paru ostatnich dni. Ku niej z piaszczystych ścianek szybu ciągnęły się grube kable termoelementów.

Bern po raz ostatni sprawdził działanie wszystkich przyrządów w komorze. Niemayer według jego wskazówek wydrążył w górnej części szybu niewielkie zagłębienie, założył w nim ładunek i przeciągnął przewody do komory. Przygotowania zostały ukończone i obaj uczeni wyszli na powierzchnię. Profesor zapalił papierosa i rozejrzał się dokoła.

— Piękna jest dziś pustynia, prawda? A więc, drogi mój pomocniku, to już chyba wszystko. Za parę godzin zahamuję swoje życie — to będzie to, co pan tak niedowcipnie nazwał samobójstwem. Niech pan patrzy na świat po prostu. Życie — ta zagadkowa rzecz, której sensu bezustannie szukają — to tylko krótkie pociągnięcie piórem na nieskończonej taśmie czasu.

Więc niech moje życie składa się z dwóch pociągnięć. No, niech mi pan powie coś na pożegnanie — przecież rzadko rozmawialiśmy z panem — tak po prostu. Niemayer zagryzł wargi i milczał chwilę.

— Nie wiem doprawdy… Nie mogę jeszcze uwierzyć, że pan się na to zdecyduje. Boję się uwierzyć…

— Hm! Wpłynął pan na mnie uspokajająco — uśmiechnął się Bern. — Gdy się ktoś za nas denerwuje, strach staje się mniejszy. Nie przedłużajmy niepotrzebnie chwil rozstania. Po powrocie niech pan zainscenizuje katastrofę helikoptera, tak jak się umówiliśmy. Pan sam rozumie, że tajemnica jest warunkiem powodzenia tego eksperymentu. Za dwa tygodnie rozpoczną się burze jesienne… Żegnam pana! I niech pan na mnie tak nie patrzy — ja przeżyję was wszystkich! — profesor wyciągnął rękę do Niemayera.

— Komora nie pomieści dwóch ludzi? — zapytał nagle Niemayer.

— Nie, nie pomieści… — na twarzy Berna zarysowało się rozczulenie. — Żałuję, że pana wcześniej nie przekonałem. — Profesor postawił nogę na stopniu drabinki. — Za pięć minut proszę oddalić się od szybu.

Siwa głowa profesora zniknęła w głębi korytarza.

Bern zaśrubował za sobą drzwi, przebrał się w specjalny skafander z mnóstwem rurek i ułożył się na łożu z masy plastycznej, wymodelowanym ściśle według kształtów jego ciała.

Poprawił się — nic go nie uwierało. Na pulpicie przed jego twarzą spokojnie świeciły lampki sygnałowe, meldując, że przyrządy są gotowe.

Profesor wymacał guzik zapalnika, zwlekał chwilę, nim go nacisnął. Lekki wstrząs — dźwięk nie dotarł do komory. Szyb został zasypany. Ostatnim ruchem Bern włączył pompy ochładzania i narkozy, ułożył rękę we właściwym wyżłobieniu łoża i utkwiwszy oczy w błyszczącą kulkę na pułapie komory zaczął liczyć sekundy…

Niemayer widział, jak wraz z głuchym hukiem z szybu wyleciał niewielki słup piasku i pyłu.

Komora Berna była teraz pogrzebana pod piętnastometrową warstwą ziemi… Niemayer obejrzał się, ogarnął go lęk i jakieś niesamowite uczucie wśród nagle ucichłej pustyni.

Stał chwilę i powoli skierował się w stronę helikoptera.

W pięć dni później, zgodnie z umową, wysadził helikopter w powietrze i dotarł do małej osady mongolskiej.

A jeszcze w tydzień później zaczęły się jesienne wichury. Pędząc przed sobą tumany piasku zmieniły układ wydm, zatarły wszelkie ślady i dołki. Piasek, piasek nieprzeliczony jak czas wyrównał miejsce ostatniego obozowiska ekspedycji Berna.

Z mroku wyłoniło się, powoli drżące i niepewne zielone światełko. Gdy przestało drżeć, Bern zorientował się, że to lampka sygnałowa promieniotwórczego przekaźnika. Instalacja zadziałała.

Powoli powracała świadomość. Po lewej stronie Bern zobaczył opadłe listki elektroskopu wiecznego zegara — znajdowały się między cyframi „19” i „20”. „Połowa dwudziestego tysiąclecia”. Myśl pracowała wyraźnie i Bern poczuł lekkie wzruszenie.

„Sprawdzić ciało”. Ostrożnie poruszył nogami, rękami, głową, otworzył i zamknął usta.

Mięśnie były posłuszne, tylko prawa noga nieco zdrętwiała. Może przyjęła niezbyt wygodną pozycję albo temperatura podnosiła się zbyt szybko… Bern zrobił jeszcze parę energicznych ruchów, aby rozprostować kości, po czym wstał. Obejrzał przyrządy. Wskazówki woltomierzy opadły, widocznie akumulatory wyładowały się trochę przy rozmrażaniu. Bern przełączył wszystkie termostosy na ładowanie — wskazówki drgnęły i natychmiast zaczęły wznosić się w górę. Przypomniał sobie Niemayera: termoelementy nie zawiodły. Na to wspomnienie myśli się jakoś dziwnie rozdwoiły. „Nie ma już Niemayera, nie ma nikogo…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Biały stożek Ałaidu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Biały stożek Ałaidu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugackij
Отзывы о книге «Biały stożek Ałaidu»

Обсуждение, отзывы о книге «Biały stożek Ałaidu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x