— Za sto lat — ciągnęła Ghanima — zostanie mniej niż pięćdziesiąt żywych czerwi, a i te będą chore i trzymane w starannie przygotowanym rezerwacie. Zbiory przyprawy trafią do Gildii Planetarnej, a jej cena… — Potrząsnęła głową. — Widziałam obliczenia Leto. Przemierzył całą planetę. On wie.
— Stosujesz kolejny chwyt, by utrzymać Fremenów w roli wasali?
— Czy byłeś nim kiedykolwiek? — odparowała Ghanima. Stilgar nachmurzył się. Bez względu na to, co zrobił, czy powiedział, przed bliźniakami zawsze czuł się winny.
— Zeszłej nocy Leto ujawnił mi szczegóły dotyczące Złotej Drogi. Nie podoba mi się ten pomysł.
— To dziwne — odparła Ghanima, spoglądając na babkę. — Większa część Imperium przyjmie ją z radością.
— Niesie ze sobą zniszczenie — mruknął Stilgar.
— Ludzie tęsknią za Złotym Wiekiem — wyjaśniła Ghanima. — Czyż nie tak, babciu?
— W istocie — zgodziła się Jessika.
— Tęsknią do Imperium zbudowanego na wzór państwa faraonów, a te da im Leto — kontynuowała Ghanima. — Tęsknią za dostatnim spokojem, bogatymi zbiorami, zrównaniem praw obywateli z wyjątkiem panującego Złotego Władcy.
— Ależ to oznacza śmierć dla Fremenów! — zaprotestował Stilgar.
— Jak możesz tak mówić? Czyż nie będą potrzebni żołnierze i odważni ludzie, by zlikwidować przypadkowe rebelie? No, Stil, ciebie i dzielnych towarzyszy Tyeka czeka mnóstwo roboty.
Stilgar zerknął na sardaukarskiego oficera, wymieniając z nim niespodziewanie porozumiewawcze spojrzenie.
— Leto będzie kontrolował przyprawę — przypomniała im Jessika.
— Będzie nią władał absolutnie — dodała Ghanima.
Farad’n wyczuł, że pewna część dyskusji została świadomie zaplanowana wcześniej. Pomogło w tym szkolenie, jakie wcześniej przeszedł z Jessika.
— Pokój przetrwa wieki — kontynuowała Ghanima. — Zniknie pamięć o wojnie. Leto będzie władał przez co najmniej cztery tysiące lat.
Tyekanik spojrzał pytająco na Farad’na i chrząknął.
— Tak, Tyek? — rzekł Farad’n.
— Wolałbym z tobą pomówić na osobności, książę. Farad’n uśmiechnął się, znając pytanie drążące wojskowy umysł Tyekanika i wiedząc, że dwie inne osoby również się go domyśliły.
— Nie sprzedam sardaukarów — powiedział.
— Nie ma potrzeby — sprostowała Ghanima.
— Słuchasz tego dziecka? — zapytał z naciskiem Tyekanik. Poczuł się urażony. Stary naib rozumiał konsekwencje wszystkich tych knowań, ale nikt inny nie miał zielonego pojęcia o sytuacji!
Ghanima uśmiechnęła się z powagą i rzekła:
— Powiedz im, Farad’n.
Farad’n westchnął. Łatwo zapominał o fenomenie tego dziecka, które nie było dzieckiem. Mógł wyobrazić sobie życie spędzone z nią w roli żony, mimo rezerwy, która tkwiłaby w niej nawet w momentach najpełniejszego zbliżenia. Taka przyszłość niezbyt go pociągała, ale rozumiał jej nieuniknioność. Absolutna kontrola nad zmniejszającymi się dostawami przyprawy! Nic nie poruszałoby się we wszechświecie, gdyby nie przyprawa.
— Później, Tyek — zwlekał Farad’n.
— Ale…
— Później, powiedziałem! — Po raz pierwszy użył Głosu wobec Tyekanika. Zobaczył, że zaskoczony mężczyzna mrugnął oczami i zamilkł.
Na wargach Jessiki zagościł niewyraźny uśmieszek.
— Mówi o pokoju i śmierci jednym tchem — mruknął Stilgar. — Złoty Wiek!
Ghanima wyjaśniła:
— On poprowadzi ludzkość przez kult śmierci w wolne powietrze kwitnącego życia! Mówi o śmierci, bo to konieczne, Stil. Wykorzystuje napięcie, dzięki któremu żywa istota wie, że żyje. Kiedy jego Imperium upadnie… Och, tak, upadnie. Myślicie, że to jest Kralizek, ale Kralizek dopiero nadejdzie. A gdy nadejdzie, ludzie przypomną sobie, co to znaczy być żywym. Pamięć o nim będzie trwać tak długo, jak długo pozostanie żywy chociaż jeden człowiek. Jeszcze raz przejdziemy przez próbę, Stil. I wyjdziemy z niej. Zawsze powstaniemy z popiołów. Zawsze.
Farad’n dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli, mówiąc mu o biegu Leto. „Nie będzie człowiekiem” — uświadomił sobie.
Stilgar wciąż jeszcze się wahał.
— Nie będzie czerwi… — burknął.
— Och, czerwie wrócą — zapewniła go Ghanima. — Wszystkie umrą w ciągu dwustu lat, ale powrócą.
— Jak…? — przerwał Stilgar.
Farad’n poczuł przypływ objawienia. Domyślił się, co powie Ghanima, zanim zaczęła mówić.
— Gildia ledwie przetrwa chude lata i to tylko dzięki jej i naszym zapasom — powiedziała Ghanima. — Po Kralizeku będzie jednak mnóstwo przyprawy. Czerwie odrodzą się, kiedy mój brat odejdzie w piasek.
Tak, jak bywało z wieloma innymi religiami, Złote Remedium Życia Muad’Diba skarlało do obliczonego na pokaz szarlataństwa. Jego mistyczne znaki stały się symbolami dla głębszych, psychologicznych procesów, a te procesy oczywiście rozwijały się na dziko. Tym, czego lud potrzebował, był żywy bóg. Sytuacje naprawił dopiero syn Muad’Diba.
stwierdzenie przypisywane Lu Tung-pinowi (Lu, Gościowi Pieczary)
Leto siedział na Lwim Tronie, przyjmując hołd od plemion. Ghanima stała obok niego, stopień niżej. Ceremonia w Wielkiej Sali trwała już kilka godzin. Kolejne fremeńskie plemiona maszerowały przed Leto w osobach posłańców i naibów. Każda grupa niosła dary przystające bogu o przerażającej mocy; bogu zemsty, który obiecał im pokój.
Zastraszył ich, zmuszając do ukorzenia się w zeszłym tygodniu, występując przed połączonym arifem plemion. Sędziowie widzieli, jak wchodził do rozpalonego pieca, wyłaniając się nietknięty. Kiedy go zbadali, nie znaleźli na jego skórze żadnych śladów oparzeń. Rozkazał im kłuć ciało nożami, a gdy już uderzali go ostrzami, okazało się, że nie są w stanie nic mu uczynić. Jedynym efektem, jakie dało lanie nań kwasów, było powstanie ulotnych oparów. Zjadał podane mu trucizny i śmiał się z przerażenia Fremenów.
Potem przywołał czerwia i stanął tuż przed jego paszczą. Na koniec udał się na lądowisko w Arrakin, gdzie poruszył fregatą Gildii, chwytając za jeden z jej stateczników.
Wysklepiona przestrzeń Wielkiej Sali pochłaniała ostre dźwięki. W komnacie rozlegał się jedynie nieustający szmer poruszających się stóp. Czuć było zapach kamiennego pyłu przyniesionego z zewnątrz.
Jessika, która nie chciała wziąć udziału w uroczystości, obserwowała wydarzenia z okienka szpiegowskiego ukrytego wysoko nad tronem. Jej uwagę przykuwał Farad’n. Uświadomiła sobie, że oboje zostali wymanewrowani. Oczywiście, że Leto i Ghanima przewidzieli posunięcia zakonu żeńskiego. Bliźnięta mogły zasięgnąć rady wewnątrz siebie od dowolnej ilości Bene Gesserit, większej niż ich żyło obecnie w całym Imperium.
Szczególną goryczą napawał ją fakt, że mitologia zakonu stała się dla Alii pułapką. Strach wspiera się na strachu? Nawyki pokoleń wycisnęły na niej piętno Paskudztwa. Oczywiście, że była opętana. I nagle okazało się, że istnieją drogi wyjścia z pułapki, z czego skorzystali Leto i Ghanima. Nie jedna, ale dwie. Najbardziej denerwowało ją zwycięstwo Ghanimy. Bliźniaczkę ocaliło stłumienie hipnotyczne w warunkach stresu, połączone z kojącym wpływem sprzyjających jej przodków. Mogło to ocalić również Alię. Pozbawiona nadziei Alia nie mogła jednak nic zdziałać, dopóki nie było już za późno. Woda Alii zrosiła piach.
Jessika westchnęła i przeniosła uwagę na Leto. Na honorowym miejscu, obok jego prawego łokcia, stał wielki dzban z wyobrażeniem firmamentu, zawierający wodę Muad’Diba. Leto twierdził, że Paul w jego wnętrzu śmiał się z tego symbolu.
Читать дальше